Otóż panie prezesie, Bronisław Komorowski może i ma do swojej dyspozycji hamulce, ale albo nie ma pojęcia o ich istnieniu, albo nie sięga do nich nogami. Przecież on przyklepuje każdy, nawet najbardziej społecznie oprotestowany pomysł Platformy Obywatelskiej i miłościwie nam panującego przewodniczącego partii i państwa – tak było na przykład z podwyższeniem wieku emerytalnego, reformą szkolnictwa, podniesieniem stawki VAT... W dodatku nie ponosi za to żadnych konsekwencji ciesząc się wciąż wysokim społecznym zaufaniem i poparciem, co świadczy o tym, że lud pracujący (w pocie czoła) nie ma zielonego pojęcia o roli Prezydenta w procesie legislacyjnym.
Zresztą, co tu dużo gadać, Prezydent Komorowski o istnieniu pedału gazu pojęcie ma i wbrew temu co twierdzi prezes Kaczyński nie waha się od czasu do czasu na niego nacisnąć – korzystając zapewne z wspomnianego zaufania i poparcia jakim go darzy nieświadome społeczeństwo. Przykładem niech będzie „prezydencki projekt ustawy o zmianie ustawy prawo o zgromadzeniach” ograniczający jedną z podstawowych konstytucyjnych wolności jaką jest prawo do zgromadzeń i manifestacji, czy „prezydencki projekt ustawy o referendach” będący klasycznym przykładem ograniczania demokracji, zwłaszcza w jej wydaniu lokalnym.
Prezes Kaczyński mówił, że potrzebny jest nam Prezydent „który będzie naciskał gaz i dobrze posługiwał się kierownicą”. Nie, absolutnie i po trzykroć nie. W systemie parlamentarno-gabinetowym jaki obowiązuje w naszym kraju Prezydent właśnie ma być hamulcowym, ma być człowiekiem, który będzie powstrzymywał szalone zapędy rządu i parlamentu, ostatnią deską ratunku przed legislacyjną durnotą przedstawicieli narodu.
P.S.: Panie prezesie, jeżeli naprawdę chce pan, by prezydent naciskał gaz i kierował, to proszę walczyć o zmianę systemu władzy na prezydencki, wzorowany na USA – bo tylko wtedy sens będzie miało udostępnienie Głowie Państwa pedału gazu i kierownicy.
Zieeew... Autor mógł chociaż wygrzebać dane ile było wet na ile ustaw. A tak to panie sranie w banie...
Może. Natomiat zarówno inteligentny, jak i nieinteligentny czytelnik może zdecydować, żeby nie tracić czasu wchodząc na pewne strony, co właśnie uczyniłem.