Miedwiediew określił obszar, gdzie zestrzelono amerykański statek bezzałogowy, jako rosyjskie terytorium i powiedział, że "nikt nie będzie teraz zawracał sobie głowy Amerykanami". Przy tym zagroził senatorowi USA Lindseyowi Grahamowi fizycznym odwetem na jego krytykę niewystarczająco zdecydowanej reakcji Białego Domu na incydent na Morzu Czarnym.
Co ważne, władze Rosji wręczyły nawet nagrody pilotom, którzy zaatakowali MQ-9 w przestrzeni neutralnej. Decyzja o zaatakowaniu amerykańskiego bezzałogowca w międzynarodowej przestrzeni powietrznej świadczy więc o zamiarze Kremla do ciągłej eskalacji sytuacji.
Putin już teraz uważa Morze Czarne, jak również Morze Azowskie, za rosyjskie wody wewnętrzne, co demonstruje jego bezkompromisowe ambicje imperialne, wykraczające poza samą Ukrainę i zamierzające skalować konflikt poprzez angażowanie w niego coraz większej liczby państw.
Rosyjskie zagrożenie ciąży nad całą Europą. Ostrożna polityka Zachodu polegająca na uspokajaniu rosyjskiego agresora ostatecznie się załamała. Ostatni atak na amerykańskiego drona jest kolejnym dowodem na to, że Putin jest gotów do eskalacji będąc pewnym, że ujdzie mu to na sucho.
Podczas gdy Rosja mobilizuje kolejne setki tysięcy rekrutów do wojny przeciwko Ukrainie i stawia swoją gospodarkę na tory wojenne, Zachód musi zwiększyć swoje wsparcie wojskowe, gospodarcze i dyplomatyczne dla Kijowa. Oznacza to uzbrojenie armii ukraińskiej w broń dalekiego zasięgu i w dużej ilości, a także zapewnienie nowoczesnego lotnictwa. Ponadto należy nałożyć ostre sankcje na Moskwę i uruchomić bardziej aktywną koalicję międzynarodową w celu izolacji Rosji.