Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Język lata jak łopata

Były minister spraw zagranicznych Polski, młodzieniec w średnim wieku, postanowił nie czekać, aż dopadnie go skleroza i zamiast na starość, w zaciszu skromnego szlacheckiego dworku, otoczony gromadą prawnuków, spisywać swe memuary, podzielił się wspomnieniami już teraz.


No cóż, zapewne ma więcej do wspominania, niż nastoletnie gwiazdy show biznesu, piszące swoje autobiografie, które można streścić jednym zdaniem „ urodziłem się, skończyłem osiemnaście lat i w międzyczasie sprzedałem miliony płyt.”

Radosław Sikorski, oksfordczyk, bohater wojny radziecko-afgańskiej, dzielnie wspierający mudżahedinów w ich walce z czerwoną zarazą bolszewii, pierwszy dekomunizator w Polsce ( przypomnę: tabliczki wokół posiadłości w Chobielinie – „strefa zdekomunizowana”), zapewne miałby  prawie tyle do napisania co Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord ( choć  nie wiem, czy przetrwanie w PiS, a potem kariera w PO może być porównywane do przetrwania dyrektoriatu, czasów napoleońskich, Restauracji aż po premierostwo Francji),  gdyby trochę  poczekał.

 Ale, niestety,  cisza marszałkowskich sejmowych gabinetów w porównaniu z szmerem europejskich salonów dyplomatycznych jest nie do zniesienia i na tym tle jak dźwięk dzwonu Zygmunta niekończąco brzmi  pytanie „jak żyć”? Jak żyć z przeświadczeniem, że będąc drugim człowiekiem w państwie jest się właściwie tylko zakładnikiem sejmowego regulaminu i większości parlamentarnej, od której łaski zależy trzymanie marszałkowskiej laski.

Bycie marszałkiem Sejmu nie daje dostępu do fascynujących tajemnic, snutych misternie intryg, rozmów i ustaleń, które mogą zmienić losy świata. Marszałek Sejmu nie jest osobą ciągle zapraszaną do mediów, osobą której słowa spijają z ust żądni sensacji jak kania dżdżu dziennikarze. I cóż dziwnego, iż ego marszałka Sikorskiego, o którym już nawet dzieci w przedszkolu wiedzą, iż znacznie przekracza granice naszej galaktyki, nie wytrzymało? 

Bycie rozpoznawalnym i odnotowywanym w rankingach zaufania dają wyłącznie media. Stara zasada, że politykowi przysparzają popularności setki tysięcy uściśniętych dłoni dawno już została pogrzebana w przepastnych wnętrzach historycznego lamusa. Więc jak można się dziwić marszałkowi, iż postanowił strzepnąć osiadający na nim kurz niepamięci i wrzucić granat w zaczynające go otaczać bajorko zapomnienia?

Było spotkanie, nie było; marszałek mówi prawdę czy kłamie; dlaczego premier natychmiast nie dementuje opowieści swojego ministra;  czy polityk mający takie kłopoty z pamięcią może pełnić ważne funkcje państwowe czy też nie; jak byłemu dyplomacie może” język latać jak łopata” i czy to kres politycznej kariery Sikorskiego – te pytania absorbowały ostatnio dziennikarzy i polityków, może w mniejszym stopniu opinię publiczną.

A ja się cieszę, że za Sikorskim nie chodzi i  nigdy nie będzie chodził adiutant z czarną walizeczką, zawierającą urządzenie z czerwonym guzikiem.  Na myśl, że wówczas miałby trudności z przypomnieniem sobie, czy nacisnąć czy  też nie i z jakiego powodu, ciarki mnie przechodzą…

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.