Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Andrzej Pańta: „POEZJE — NIE BAJDY”

Budowa człowieka

Ruina wszelkich

Oczekiwań, psia buda

Postradanych nadziei, mysia

Dziura rozczarowania, speluna

Poza wszelkim podejrzeniem,

Piramida nicości, niebo

Bezprawiem usiane, we mnie

Twardy grunt, nad głową

Osuwająca się wiara,

I tylko nici słońca

Poplątane w tym wszystkim

Nie złudzenie, a topór

Dla mnie śnią. Psioczą.

Poprzestawanie świata na byciu cieczą

Tym wszystkim, którzy tę ostateczną decyzję

podejmowali z biedy

Pudru

bez cukru

mnącę się podwórza,

w skrusze!?

Wydekoltowane rzeki

bez szansy na jakikolwiek ruch;

to przecież nie nowizna

zazdrosnych źródełek. —

Ach, jakże pięknie

pachniały owe ambony

pośrodku, kiedy cię rodziły!

Wdzięczący się świr

z zawiniątkiem spodni

zestruganym w zaświaty,

z rozpasania!?

Nie, mowię bowiem:

Nudzisz, gdyż to nie rozpacz

natrząsa się z ciebie

i śmieje się pod brzuchem. —

Takie są zawsze szlify ojca,

diamenty zaś zbyteczne.

Marzenia, zwyczajne głowy, uroki lata

Gniew, emocje jak sen

Bez wyciszenia. Rosnące zniechęcenie.

Tak było od początku świata:

Bezbłędne zwiastowanie. Odebrana

Nadzieja. Spóźniająca się, też: A

Komu w drogę, temu miecz.

Powiędłym uchem, na czczo

Na gruzach świata krew w nocniku,

I szereg czaszek ułożony

W rząd. — Wedle stawu zdechło prawidło

Z tęsknoty: Za oczodołem,

Choć tyle tego leży wokół,

Jak okiem sięgnąć

Dudni wiatr. I dmie. W ten sposób

Nie jest już straszny człowiek, który uciekł

Z tego dołka. Albo tylko wypadł. Z tej

Mysiej dziury. Pazur.

Posunięte

W latach, lecz nie w tym sensie,

Jaki zapamiętałeś końcem języka. —

Potem zapomniane z powodu rozwiązłości,

Wykorzystywane jako tania siła robocza

Nawet przy spadkach, krążących widmach

Nic nie jest w stanie osłabić naszej motywacji

Do pięcia się w górę. —

Król Edyp na przykład

Z dumą obnosił brodę swoich zbrodni

Z mentalnością człowieka z nizin,

Otoczony pochlebcami

Zawsze o jedną zmowę milczenia

Za dużo i o jedno słówko za głośno,

Czyhającymi na jego spadek

I na każde potknięcie

Jego niewydarzonych kończyn.

Bo końcem języka nie przepowiada się

Końca historii. — Koniec języka

Nie jest nawet w stanie zamknąć

Tych ust, które wieszczą

Jego nieuchronność.

Hymn do wrót wiecznych piekieł

Być może tylko za nimi

Jesteśmy w stanie współodczuwać

Łaskę czystości nie okraszaną

Skrupułami i hipokryzją aniołów.

Nic dziwnego, że po tej stronie

Frustrują nas zasapane brzuszki

Wieczystych powtórzeń, nie pobielany

Przez nas ogień pojednania.

Stąd ruch na polu:

Drżenie ramion, drgawki westchnień.

n

Sens wprawdzie uciekł, ale potem

Postrzelił się sam, kiedy jeszcze raz

Podjęliśmy się ucieczki: Wcale

Nie było go tam, gdzie go nieśli. —

Murzynowi zawsze mało!

Wycierają podłogę, następnie zaś

Przykładają ją sobie do ran:

Po tej stronie prawda zawsze szczotkuje

Borykanie się z mówieniem; o tym jednak

Trochę więcej mogłyby rzec

Pełne kanistry i puste szuflady.

Ochłapy życia zaprogramowanego na zbliżenia

Zawsze pod wieczór załamuje się poczucie wspólnoty, więzy zaś

Jakie jeszcze mogą łączyć, stają się sztywne, oparte o brak reguł,

Czyli odpychające jak bankiet albo szambo, kneblują się zatem

Wzruszenia, rozłażą się po całym mieszkaniu echem

Trafiającym celnie w zagojone rany, stąd przyjaźń,

Jaka zaiskrzyła o poranku, jest już tylko ulotnym pazurkiem,

Który nawet nie jest w stanie wbić się w gardło i przypomnieć

O tak lubym każdemu sercu upajaniu się władzą,

Jaką dają sumiennie wypełniane obowiązki młodości. —

Cóż dopiero mówić o tym, co przebąkuje się na parterze,

Kiedy się grzmocą, a błyskawice są zmową zniechęcenia —

Przynosi je bowiem zbyt późna odpowiedź albo tylko to,

Co miało stanowić jej miarę; albo jedynie to, co w ogóle nie przyszło.

Noc jak śmierć jest zgodą, każdemu daną

Wedle tych jego szans, jakie skruszył dzień.

Oziębłe zwieracze

Pamięci Mieszkań ze Ślepymi Kuchniami

Pazerni i chytrzy: Nie tylko że nie pożądają żon

Cudzych, ale ich własne są im obojętne jak stolec

Albo zero — absolutna oziębłość jako podpora

Pod przyszły fundament uganiania się wyłącznie

Za rzeczami, przedmiotami, spódniczkami materii

Przerobionej i demonstrowanej

Z ostentacją na targowiskach nadziei.

Kwitnie więc szwindel tego świata i odrabia

Zaległości za poprzednie epoki, kiedy nie wolno

Było nawet marzyć, że może istnieć cokolwiek

Poza bezwzględnie głuchym posłuszeństwem

I zwyczajnym zaspokajaniem potrzeb seksualnych.

Cudowny jest bowiem świat wyjęty spod prawa

Podaży i popytu: Człowiek rozleniwia się wtedy

Tak doskonale, jak tylko pozwalają mu na to

Warunki sanitarne, klimatyczne i związane

Z osobą tworzącą owo otoczenie. — Koszula jest

Zawsze bliższa ciału, żądlenie powoduje

Uczulenia i tylko wybrańcy mogą troszczyć się

O rzeczy w sobie, ale rzecz dla siebie

Szaremu ogółowi jawi się już jako zbrodnia,

Za którą grozi kara głowy — przymusowe

Leczenie, potem odwyk od doświadczeń sensualnych.

Jakże fascynująca jest zatem ta przepaść, która

Oddziela żywych od pogrążonych w letargu, choć

Niektórym przebudzonym demaskuje się, dlatego śpią,

Tymczasem już od prawieków rozkładają się

Na elementy pierwsze i absolutne niczym owa

Pierwotna oziębłość odchodzących od siebie płci.

Pazerni, chytrzy, jednak nie na tyle przezorni,

By nie okazać się w końcu ordynarnymi skórami,

Które trzeba zdobyć, upokorzyć i pochować z zyskiem.

Najbardziej jaskrawym i widomym przykładem trendu

Okazała się niewinna i biała owieczka, nieruchoma

I oślepiona tym ruchem: Mówi się, że to się już utrzyma

I będzie raziło oczy jako symtom wiecznego

r

Przygnębienia między jej własnym porożem a naszym

Rozkapryszeniem i przebieraniem między rzeczami.

Jednak ten liszaj okazał się ostatecznie ulotnym

Zwierzęciem ekranowym, podczas gdy nasza

Zubożona świadomość zajmowała się przecież

Wyłącznie ciałami pożerającymi chwile

Trwania tego, co zwykłe, ale nie

Tak pospolite jak obrzędy.

Chytrzy, pazerni, nie bez powodzenia

Udający także roztkliwionych: Wrażenie agresywności

Klepie wtedy taką niesamowitę biedę, że

Ogłasza się je dominującym stygmatem epoki,

Jakby to gol decydował o dalszym jej przebiegu,

Przykręcanie zaś śruby zrobi wtedy wrażenie sielanki,

A wszelka idylliczność będzie w tej sytuacji

Tylko daremną próbą zażegnywania

Tych snów i wyrywania ich korzeni.

Większość z nas wypiera się tego, uchyla się

Od świata, gdyż taką radość bez pokrycia

Sprawiało tamto zwierzę, gdy inni optowali

Za tym, żeby odczekać jeszcze kilka epok

Kości z kubeczkiem na drobne.

Cóż może bowiem ta epoka? — Dla kogo są

Przeznaczone jej poroża i zmory? — Ile trzeba

Przenieść bochenków chleba przez wielką wodę? —

Takie pytania zadają sobie pazerni, chytrzy,

Niedoceniani, gdy grzęzną brodząc w gęstej mazi,

Nie tracąc jednak spójności owej konsystencji, którą

Określa się jako ciąg rzeczy niemożliwych, czyli

Ludzką osobę wyjętą z życia i zaprawioną do walki

O przywilej bycia niewidzialnym, ale skutecznym.

Jest to tak bezwzględny stan umysłu, że

Przestaje się już cokolwiek pojmować, choć

Wszyscy czynią ten znak pojednania

Między zjedzonymi a wciąż wygłodniałymi:

Jak to się zazwyczaj okazuje dopiero po śmierci,

Stanowiliśmy bowiem jedynie przynętę, całą

Zaś resztę wrażenia robiły za nas wielkie firmy.

Tak to się wszystko musiało kręcić, gdy słońce

Wstrzymywało oddech, świat przyklaskiwał

Bez splunięcia, aby te rany, które nas

Skręcały, mogły stać się ogólnym

Pośmiewiskiem sfer wybranych

Z kręgu dam ostatnich, dni statecznych.

Ciężkostrawne wołacze

Ojcze chorowity,

Świętoszku umiłowany,

Diable spolegliwy,

Rogaty stworzycielu,

Wieszczu wieczorny,

Epoko, Kaczorku oskubany,

Opoko i Ciężki Stolcu

Nad ranem, noc w noc

Bez koszmarów i bezsennych marzeń.

Kosmito, zięciu powalony mamrotaniem,

Kancerogenny aligatorze,

Obelgo i pocieszycielu nie strapionych.

Wolincjonarny piracie,

Piranio, Rudo Śląska,

Smutna melodio, Diodo,

Pacynko, Śnieżynko, popukany

Tranzystorze i Kubku do kawy,

Policzku poharatany

I Sakiewko wypoczynku

Pełna na niespokojnej twarzy.

Reguło przetrwania, Filecie

Błogosławiony, pokraczny Alibabo,

Gdzie twoich Czterdziestu kumpli,

Których zostawiłeś na spalonym

Tam w dole, gdzie tylko siki i ekstrema,

Czemu samemu nie chciałeś złorzeczyć

Na swój los i bez głębi się smażyć?

Garbaci spowiednicy

Tym wszystkim, którym pali się grunt

Ciemność odsłania głębię:

Dopiero mrok ujawnia tę pełnię, którą

Chciałbym zgłębić, zanurzyć się w nią, a

Dla której stanowię zaledwie otoczenie. —

Choć jest we mnie ogień przyszłości, jednak

Nie ugasi go żaden samogon szczuty

I puszczany samopas przed siebie, by

W bród przechodzić to łajno, jakie

Co chwilę wpada w moje oko

Z otchłani wszechświata i wywołuje

Dudnienie przeszłości i tej chwili, za jaką

Ręczą tylko ci, którzy troszczą się o szczegóły.

Ufny zatem w cios młotka, złakniony

Tego żelaza jak prawdy absolutnej, nie

Wykarczowany z zaświatów

Iluzji własnych i całego kolektywu

Żyjącego w rozpaczy, czekam, aż

Ktoś mi włoży w usta tego obola,

W którego prawdę uwierzyli, lecz na codzień

Obracają zupełnie innymi monetami:

Zawieszony zatem między bezbożnością

Zapatrzenia we własną gwiazdę a dewiacją

Ulegającą powątpiewaniu przy lada powiewie,

Nie jestem w stanie sprawdzić autentyczności

Tej monety z taką namiętnością

Miętoszoną we wszystkich gębach.

Bo kimże jestem, wciąż wypytywany,

Gdy wokół mnie kłębią się nie zagojone rany

Świata bez więzi, lecz wciąż pod słońcem,

Które nakręca coraz więcej pytań,

Na których mnogość głuchotą porastam?

Włókna tych spojrzeń chciałbym wetrzeć

W skórę, lecz szczudła głowy biegną wciąż

Jeszcze osobno tam, gdzie się cisza

Wyradza w budzenie. —

Mówię nie, a myślę przecież tak:

To nie ten grób, to nie ten świat,

To nie to życie zwątpień, dla których

Mogę co najwyżej bywać

Dodatkiem do portek.

© by Andrzej Pańta

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.