Upadłość jest dla wielu dłużników jedyną szansą na wyrwanie się ze spirali zadłużenia oraz szansą na nowy start bez długów lub z ich znaczną redukcją. Jednocześnie w niektórych przypadkach upadłość daje szansę dłużnikowi na pozbycie się toksycznej umowy i powrót na rynek bez balastu nieuczciwej i jednostronnej umowy.
Mimo że upadłość kojarzy się większości z bankructwem, co częstokroć jest trafnym skojarzeniem, to nadrzędny cel, jaki przyświeca postępowaniu upadłościowemu to zaspokojenie roszczeń wierzycieli w jak najwyższym stopniu oraz zachowanie przedsiębiorstwa dłużnika. W ostatnich latach zarówno ustawodawca, jak i sądy coraz większą wagę przykładają do tego drugiego aspektu, czyli utrzymania przedsiębiorstwa dłużnika po postępowaniu upadłościowym.
Gdzie diabeł nie może… tam syndyka pośle.
Za upadłość odpowiada w głównej mierze syndyk, który przejmuje zarząd nad majątkiem dłużnika (masą upadłości) oraz kieruje jego sprawami i w zależności od przyjętego modelu postępowania szuka jednego nabywcy na całe przedsiębiorstwo, a jeśli nie jest to możliwe, wyprzedaje majątek po kawałku.
Niestety, jak w każdej grupie zawodowej, również wśród syndyków zdarzają się czarne owce, które zamiast dbać o interes wierzycieli i dłużnika, dbają wyłącznie o swoje własne interesy, a majątek dłużnika traktują jak swój własny folwark. Nie jest to, oczywiście, powszechny proceder, ale te jednostkowe ekscesy podważają zaufanie oraz psują reputację całej grupie zawodowej. Jednocześnie niezależnie od tego, jak drobiazgowe byłoby przysłowiowe sito dostępu do zawodu syndyka, zawsze znajdzie się luka, którą wykorzysta osoba o podwójnych standardach.
W przypadku opisanym w orzeczeniu Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 23 maja 2017r. osoba pełniąca funkcję syndyka okradła kilka podmiotów, o których interesy miała dbać, na kwotę około miliona złotych, z czego blisko czterysta tysięcy syndyk ukradł powodowi.
Najbardziej szokujące w tej sprawie jest to, że proceder trwał co najmniej cztery lata i przez te cztery lata syndyk wyprowadzał środki z majątków dłużników na własne potrzeby oraz potrzeby znacznie młodszej małżonki i nowonarodzonych dzieci, młodszych od wnuków syndyka z pierwszego małżeństwa.
Rutyna usypia
Sprawa prawdopodobnie nie wyszłaby na jaw jeszcze przez kolejne lata, gdyby jednej ze spraw upadłościowych syndyka nie przejął nowy młody sędzia, dla którego była to jedna z pierwszych spraw upadłościowych i zaczął dokładniej przyglądać się sprawozdaniom syndyka, a w szczególności wezwał do przedłożenia wyciągów z rachunków bankowych. Po tej pierwszej wpadce, wszyscy pozostali sędziowie-komisarze (nadzorcy syndyka z ramienia sądu) uczynili to samo i we wszystkich sprawach okazało się to samo, czyli defraudacja i prywata.
W przywołanej sprawie sędzią komisarzem był doświadczony sędzia w wydziale upadłościowym, prowadzący szereg komercyjnych wykładów oraz szkoleń dla wiodących wydawnictw prawniczych, późniejszy przewodniczący warszawskiej dziesiątki (ówczesny wydział X do spraw upadłościowych i naprawczych).
Prawdopodobnie sędziego-komisarza zgubiła rutyna oraz nadmierne zaufanie do osoby syndyka, jego sumienności i rzetelności, chociaż Sąd Apelacyjny dopatrzył się jeszcze kilku przyczyn takiego stanu…
Symboliczna kara dla syndyka
Sprawa Syndyka szybko trafiła przed oblicza Temidy, która w swojej łaskawości, równie szybko skazała syndyka na symboliczne dwa lata w zawieszeniu oraz iluzoryczny obowiązek naprawienia szkody w postaci zwrotu tego co, ukradł. Oczywiście z uwagi na fakt, że syndyk mieszka w mieszkaniu należącym do jego nowej żony, a innego majątku nie ma i nie miał, żaden z okradzionych nie otrzymał nawet złotówki.
Dodatkowo z uwagi na to, że przestępstwo syndyka było umyślne, na ubezpieczyciela nie mógł liczyć żaden z pokrzywdzonych.
Jeden z pokrzywdzonych zdecydował się na dochodzenie sprawiedliwości w sądzie od sądu i pozwał Skarb Państwa w osobie prezesa sądu upadłościowego, w którym toczyła się upadłość.
Sąd pierwszej instancji oddalił powództwo uznając, że nieuprawnionym jest identyfikowanie działań syndyka z działaniami sądu upadłościowego, a co za tym idzie przypisywanie temu ostatniemu spowodowania szkody w wysokości ustalonej w wyroku karnym.
W beczce miodu…
Sąd Apelacyjny spojrzał na sprawę pod innym kątem i przyznał rację okradzionej, że odpowiedzialność Skarbu Państwa za szkodę wynika z zaniechania sędziego komisarza. Jako podstawę rozstrzygnięcia wskazano na bezpośrednie stosowanie art. 77 ust. 1 Konstytucji RP, który zakłada pełną rekompensatę szkód wyrządzonych bezprawnymi działaniem organów władzy publicznej, w tym władzy sądowniczej.
Odpowiedzialność Skarbu Państwa wynika z faktu, że sędzia-komisarz kieruje tokiem postępowania, a jednocześnie sprawuje nadzór na czynnościami syndyka. Kierowanie, według Sądu Apelacyjnego, zakłada możliwość władczego decydowania o przebiegu postępowania oraz oceny prawidłowości podejmowanych czynności przez syndyka. Co więcej, Sąd Apelacyjny wskazał, że od sędziego-komisarza oczekuje się przede wszystkim posiadania bieżącej i możliwie pełnej wiedzy o postępowaniu upadłościowym, którego celem jest zaspokojenie roszczeń wierzycieli w jak najwyższym stopniu oraz zachowanie przedsiębiorstwa dłużnika.
Reasumując, udział sędziego komisarza w postępowaniu upadłościowym ma być faktyczny, a nie formalny; kierowanie postępowaniem ma być praktyczne, a nie teoretyczne; zaś nadzór na syndykiem ma być rzeczywisty, a nie iluzoryczny.
… łyżka dziegciu
W tym samym orzeczeniu Sąd Apelacyjny wskazał, że nadzór nad syndykiem, mimo że ma być rzeczywisty, to jednak nie drobiazgowy. W szczególności sędzia-komisarz nie musi zapoznawać się z dokumentami źródłowymi, a wystarczające jest rzetelne analizowanie sprawozdań syndyka.
Kończ Waść, firmę oszczędź.
Jednakowoż zasadniczym przesłaniem płynącym z przywołanego orzeczenia Sądu Apelacyjnego jest dążenie do możliwie szybkiego kończenia postępowania upadłościowego, a jeżeli jest to wykonalne, po zakończeniu upadłości umożliwienie dalszego funkcjonowania przedsiębiorstwa dłużnika. Główna odpowiedzialność za takie zakończenie postępowania spoczywa na barkach sędziego-komisarza. Pytanie tylko, czy mając „pod nadzorem” kilkadziesiąt takich postępowaniem sędzia-komisarz jest w stanie pełnić rzeczywisty nadzór nad każdym z nich? Pytanie jest oczywiście retoryczne, dlatego bardzo ważna jest też współpraca rady wierzycieli z syndykiem oraz sędzią-komisarzem, gdyż nikomu tak jak wierzycielom nie zależy na szybkim i pozytywnym zakończeniu postępowania upadłościowego.