Wg nieoficjalnych doniesień z tego okresu sporu: miał być najpierw strajk ostrzegawczy dwugodzinny, potem jednodniowy w kwietniu lub maju, a od września strajk ciągły. Jednak już wtedy kuluarach było słychać o woli przeprowadzenia strajku w okresie egzaminów gimnazjalnych i maturalnych.
1.Zasady wynagrodzeń podstawowych nauczycieli ustala MEN. Dyrektor ma możliwość wypłaty świadczeń dodatkowych(motywacyjne i inne) – w zależności od decyzji samorządu, który jest prowadzącym szkołę. Reasumując: MEN przekazuje dotacje(subwencja oświatowa) w określonej wysokości, uzależnionej od ilości uczniów. Ustala pensje minimalną i widełki dodatków, z których część pokrywa samorząd..·2. Pracowników szkolnych, nie nauczycieli –opłaca samorząd. Włączenie ich do żądań ZNP w sporze z rządem, bez udziału samorządów –jest zabiegiem taktycznym ZNP.
- Przy malejącej liczbie uczniów i wzroście zatrudnienia nauczycieli- musiały wystąpić negatywne skutki finansowe. Były one przewidywalne. Stąd ustalono w 2017 roku ścieżkę dojścia do wyższych pensji, ustaloną na 5% rocznie. Związki uznały jednak te podwyżki za niewystarczające i ponownie zażądały zmian. Co można było lub będzie zrobić w tej sytuacji?
a/Przy systemie wzrostu bądź utrzymania zatrudnienia w obliczu malejącej liczby uczniów –wyjściem z impasu miały być większe szkoły zbiorcze. Wtedy samorządy byłyby w stanie utrzymać się na niski poziomie dopłat z funduszy własnych do subwencji oświatowej MEN. Byłyby w stanie same podwyższać pensje dla nauczycieli. Szkoły zbiorcze nie zostały zaakceptowane; tak przez uczniów jak i ich rodziców oraz samych nauczycieli.
W efekcie utrzymano zatrudnienie i same szkoły, ale subwencje coraz bardziej ograniczały samorządy i dyrektorów szkół w możliwościach zwiększania pensji, poprzez wypłacanie dodatków. Samorządy też musza oszczędzać. Większość pozostała na minimum.
b/ drugim wyjściem jest zmniejszenie ilości zatrudnionych nauczycieli. Bądź bezpośrednio, (tego nikt nie odważy się zrobić!)bądź pośrednio, przez zwiększenie pensum „przy tablicy”. To ostatnie rozwiązanie nie wymaga zwolnień, wystarczy przez rok bądź dwa nie robić nowych naborów w zawodzie. Około 30% kadry rocznie odchodzi z zawodu, z różnych przyczyn(emerytury, zmiana pracy itp.)
C/, Jeśli mają być utrzymane małe szkoły gminne; należy chyba rozważyć system naliczania i podziału subwencji: odejść od dotacji do ucznia, przejść na dotację dla klasy. Takie rozwiązanie wymaga jednak bardzo szczegółowych analiz i rozwiązań nakazowych. Trzeba by określić minimum uczniów w klasie itp. Bo dzisiaj małe gminy muszą ponosić najwyższe koszty dopłat do prowadzonych przez siebie szkół. Szczególnie na szczeblu podstawowym.
Obecne, kategoryczne żądania natychmiastowej podwyżki o 1000 zł są dość absurdalne. Nauczyciele zarabiają za mało. Ale przecież większość z nich ma rodziny, sporo z nich ma dzieci. Mają rodziców, którym często pomagają. I dzieci i rodzice zostali dodatkowo dofinansowania przez państwo. I nie można udawać, ze te dodatki, gremium nauczycielskiego nie dotyczą. Młodzi nauczyciele mają dostać na start dodatek. W państwie, które średnie dochody per capita są niższe dla większości polskiego społeczeństwa, nauczyciele nie mogą oczekiwać, ze zostaną potraktowani absolutnie wyjątkowo i dostaną natychmiast coś od ręki. Trzeba im zapewnić dojście do odpowiedniego poziomu. Ale to wymaga zmiany całego systemu. I niestety dla nauczycieli- zmiany wysokości pensum. Zaś dla dobra uczniów – trzeba różnicować zarobki pedagogów, uzależniając je, od jakości nauczania. Taką rolę miał spełnić bon oświatowy.
Kiedy już państwo zagwarantuje godziwe zarobki dobrym nauczycielom, należy zastanowić się nad uniemożliwieniem strajku. Strajk w oświacie (od przedszkola) paraliżuje nie tylko decydentów, ale wzmaga problemy innych pracodawców. Rodzice nie mogą swobodnie pracować, muszą organizować opiekę dla swoich dzieci. Ale najgorsze jest co innego: nauczyciele zaczęli używać uczniów, jako zakładników swoich żądań finansowych! To nie może się powtórzyć.
Tyle formalnie. Teraz emocjonalnie.
W tym roku mija 50 lat od mojej matury. Uczyłam się w dwóch szkołach podstawowych (zmiana rejonizacji).Z powodu choroby uczyłam się w także szkołach szpitalnej i sanatoryjnej. Potem – w renomowanym liceum, do którego dostanie się poprzedzał trudny egzamin. We wszystkich szkołach nauczyciel miał autorytet. Niechlubny wyjątek stanowili ci, którzy sami-swoim zachowaniem, dawali asumpt do wykluczenia ich z grona autorytetów. To były naprawdę wyjątki. W dobie socjalizmu moja wychowawczyni (rodem z Wilna) z podstawówki nie bała się prowadzać nas do zakładu dla upośledzonych dzieci, prowadzonym przez siostry zakonne po to, abyśmy uczyli się empatii i tolerancji. I w podstawowej i w liceum lepsi uczniowie pomagali tym, którzy mieli problemy z materiałem. Jakże często przy udziale nauczycieli. Wyrównywanie szans nie wymagało korepetycji. Za chamskie bądź nawet niegrzeczne odzywki do nauczycieli bądź innych uczniów groziły nieuchronne konsekwencje: rozmowa u dyrektora, wezwanie rodziców. Rodzice nie winili za wszystko nauczycieli, tylko przeprowadzali rozmowy wychowawcze (czasem pomagał im pasek!)Ze swoimi latoroślami. Efekt był taki, że nauczyciel był traktowany jako swoista wyrocznia. Z którego zdaniem należało się liczyć. Nie wszyscy nauczyciele byli ideałami. Ale ich autorytet budowała swoimi zasadami funkcjonowania szkoła, rodzice oraz stosunek nauczycieli do uczniów, Ich wola nauczenia. Nawet tych, którzy mieli trudności w nauce. Byli oczywiście nauczyciele, których zdania nie szanowaliśmy. Sami sobie byli winni.
Nie wyobrażam sobie jednak z sytuacji, w której moi nauczyciele zdolni byliby do robienia z siebie kabareciarzy dla rzekomej walki o godność zawodu! Nauczyciela, nie kabareciarza (w dodatku: marnego). Nie wyobrażam sobie moich nauczycieli, ubranych na czarno i tworzących szpaler dla swoich kolegów, próbując stygmatyzować tych, którzy wybrali dobro uczniów, umożliwiając im napisanie końcowych egzaminów.
Dzisiaj słyszę, że nauczyciel będzie miał godność i autorytet jak zarobi. Podnosić oba atrybuty ma wciąganie uczniów do poparcia ich żądań finansowych. Zapewne jest wśród młodzież, która mogła usłyszeć w dzisiejszej szkole, że ma zrezygnować z rozszerzonej matury tylko, dlatego, że może osiągnąć niewysoki poziom w testach maturalnych i pogorszyć ranking szkoły. Uczeń, jego oczekiwania i prawo do samodzielnego wyboru czy będzie ryzykował czy nie- się nie liczy. Ranking – ważna rzecz, bo oznacza więcej uczniów, zatem, więcej kasy. A gdzie uczeń?
Nie wiem, co będzie po strajku. Nienawiść okazywana tym, którzy przerwali strajk lub przyszli z zewnątrz dla możliwości przeprowadzenia egzaminów jest czymś niezwykle szkodliwym. Jak potem ma się czuć, zaszczuwany nauczyciel w pokoju nauczycielskim razem z wczorajszymi stygmatyzatorami? Co o postawie nauczycieli będą sądzili ich uczniowie? Jakie nauki z zachowania swoich pedagogów wyciągną? To ma być nowy wzór tolerancji dla innych, niż wyznawane, poglądów?
Nie ulega wątpliwości, ze czas strajku został wybrany przez związki bardzo pragmatycznie. Przed wyborami. Wszystkie związki zawodowe szukają „miękkiego podbrzusza” u decydentów w ich sprawach. Nie tylko w Polsce.
Można jednak było przeprowadzić strajk ostrzegawczy, jeden, drugi, a na ostro przystąpić we wrześniu. Przed jesiennymi wyborami. Wtedy, gdy straty dla uczniów nie byłyby tak uciążliwe.
ZNP wybrał wersję utrudniającą przeprowadzenie egzaminów. Źle się stało. Coraz mocniej wygląda na to, że na siłę stara się powiązać- słuszne skądinąd- oczekiwania nauczycieli, ze wsparciem przeciwników rządu, którzy mają całkiem niezłe notowania w rankingach sondażowych do PE. I nie dziwota, pan Broniarz kilkukrotnie dal się poznać, jako zwolennik rozstrzygnięć ulicznych, u boku opozycji. Jego wczorajsze wystąpienie na wiecu poparcia dla Nauczycieli w Warszawie, u boku Rafała Trzaskowskiego i pani Barbary Nowackiej chyba stawia kropkę nad „i”. Skandowanie hasła „w
Wg nieoficjalnych doniesień z tego okresu sporu: miał być najpierw strajk ostrzegawczy dwugodzinny, potem jednodniowy w kwietniu lub maju, a od września strajk ciągły. Jednak już wtedy kuluarach było słychać o woli przeprowadzenia strajku w okresie egzaminów gimnazjalnych i maturalnych.
1.Zasady wynagrodzeń podstawowych nauczycieli ustala MEN. Dyrektor ma możliwość wypłaty świadczeń dodatkowych(motywacyjne i inne) – w zależności od decyzji samorządu, który jest prowadzącym szkołę. Reasumując: MEN przekazuje dotacje(subwencja oświatowa) w określonej wysokości, uzależnionej od ilości uczniów. Ustala pensje minimalną i widełki dodatków, z których część pokrywa samorząd..·2. Pracowników szkolnych, nie nauczycieli –opłaca samorząd. Włączenie ich do żądań ZNP w sporze z rządem, bez udziału samorządów –jest zabiegiem taktycznym ZNP.
- Przy malejącej liczbie uczniów i wzroście zatrudnienia nauczycieli- musiały wystąpić negatywne skutki finansowe. Były one przewidywalne. Stąd ustalono w 2017 roku ścieżkę dojścia do wyższych pensji, ustaloną na 5% rocznie. Związki uznały jednak te podwyżki za niewystarczające i ponownie zażądały zmian. Co można było lub będzie zrobić w tej sytuacji?
a/Przy systemie wzrostu bądź utrzymania zatrudnienia w obliczu malejącej liczby uczniów –wyjściem z impasu miały być większe szkoły zbiorcze. Wtedy samorządy byłyby w stanie utrzymać się na niski poziomie dopłat z funduszy własnych do subwencji oświatowej MEN. Byłyby w stanie same podwyższać pensje dla nauczycieli. Szkoły zbiorcze nie zostały zaakceptowane; tak przez uczniów jak i ich rodziców oraz samych nauczycieli.
W efekcie utrzymano zatrudnienie i same szkoły, ale subwencje coraz bardziej ograniczały samorządy i dyrektorów szkół w możliwościach zwiększania pensji, poprzez wypłacanie dodatków. Samorządy też musza oszczędzać. Większość pozostała na minimum.
b/ drugim wyjściem jest zmniejszenie ilości zatrudnionych nauczycieli. Bądź bezpośrednio, (tego nikt nie odważy się zrobić!)bądź pośrednio, przez zwiększenie pensum „przy tablicy”. To ostatnie rozwiązanie nie wymaga zwolnień, wystarczy przez rok bądź dwa nie robić nowych naborów w zawodzie. Około 30% kadry rocznie odchodzi z zawodu, z różnych przyczyn(emerytury, zmiana pracy itp.)
C/, Jeśli mają być utrzymane małe szkoły gminne; należy chyba rozważyć system naliczania i podziału subwencji: odejść od dotacji do ucznia, przejść na dotację dla klasy. Takie rozwiązanie wymaga jednak bardzo szczegółowych analiz i rozwiązań nakazowych. Trzeba by określić minimum uczniów w klasie itp. Bo dzisiaj małe gminy muszą ponosić najwyższe koszty dopłat do prowadzonych przez siebie szkół. Szczególnie na szczeblu podstawowym.
Obecne, kategoryczne żądania natychmiastowej podwyżki o 1000 zł są dość absurdalne. Nauczyciele zarabiają za mało. Ale przecież większość z nich ma rodziny, sporo z nich ma dzieci. Mają rodziców, którym często pomagają. I dzieci i rodzice zostali dodatkowo dofinansowania przez państwo. I nie można udawać, ze te dodatki, gremium nauczycielskiego nie dotyczą. Młodzi nauczyciele mają dostać na start dodatek. W państwie, które średnie dochody per capita są niższe dla większości polskiego społeczeństwa, nauczyciele nie mogą oczekiwać, ze zostaną potraktowani absolutnie wyjątkowo i dostaną natychmiast coś od ręki. Trzeba im zapewnić dojście do odpowiedniego poziomu. Ale to wymaga zmiany całego systemu. I niestety dla nauczycieli- zmiany wysokości pensum. Zaś dla dobra uczniów – trzeba różnicować zarobki pedagogów, uzależniając je, od jakości nauczania. Taką rolę miał spełnić bon oświatowy.
Kiedy już państwo zagwarantuje godziwe zarobki dobrym nauczycielom, należy zastanowić się nad uniemożliwieniem strajku. Strajk w oświacie (od przedszkola) paraliżuje nie tylko decydentów, ale wzmaga problemy innych pracodawców. Rodzice nie mogą swobodnie pracować, muszą organizować opiekę dla swoich dzieci. Ale najgorsze jest co innego: nauczyciele zaczęli używać uczniów, jako zakładników swoich żądań finansowych! To nie może się powtórzyć.
Tyle formalnie. Teraz emocjonalnie.
W tym roku mija 50 lat od mojej matury. Uczyłam się w dwóch szkołach podstawowych (zmiana rejonizacji).Z powodu choroby uczyłam się w także szkołach szpitalnej i sanatoryjnej. Potem – w renomowanym liceum, do którego dostanie się poprzedzał trudny egzamin. We wszystkich szkołach nauczyciel miał autorytet. Niechlubny wyjątek stanowili ci, którzy sami-swoim zachowaniem, dawali asumpt do wykluczenia ich z grona autorytetów. To były naprawdę wyjątki. W dobie socjalizmu moja wychowawczyni (rodem z Wilna) z podstawówki nie bała się prowadzać nas do zakładu dla upośledzonych dzieci, prowadzonym przez siostry zakonne po to, abyśmy uczyli się empatii i tolerancji. I w podstawowej i w liceum lepsi uczniowie pomagali tym, którzy mieli problemy z materiałem. Jakże często przy udziale nauczycieli. Wyrównywanie szans nie wymagało korepetycji. Za chamskie bądź nawet niegrzeczne odzywki do nauczycieli bądź innych uczniów groziły nieuchronne konsekwencje: rozmowa u dyrektora, wezwanie rodziców. Rodzice nie winili za wszystko nauczycieli, tylko przeprowadzali rozmowy wychowawcze (czasem pomagał im pasek!)Ze swoimi latoroślami. Efekt był taki, że nauczyciel był traktowany jako swoista wyrocznia. Z którego zdaniem należało się liczyć. Nie wszyscy nauczyciele byli ideałami. Ale ich autorytet budowała swoimi zasadami funkcjonowania szkoła, rodzice oraz stosunek nauczycieli do uczniów, Ich wola nauczenia. Nawet tych, którzy mieli trudności w nauce. Byli oczywiście nauczyciele, których zdania nie szanowaliśmy. Sami sobie byli winni.
Nie wyobrażam sobie jednak z sytuacji, w której moi nauczyciele zdolni byliby do robienia z siebie kabareciarzy dla rzekomej walki o godność zawodu! Nauczyciela, nie kabareciarza (w dodatku: marnego). Nie wyobrażam sobie moich nauczycieli, ubranych na czarno i tworzących szpaler dla swoich kolegów, próbując stygmatyzować tych, którzy wybrali dobro uczniów, umożliwiając im napisanie końcowych egzaminów.
Dzisiaj słyszę, że nauczyciel będzie miał godność i autorytet jak zarobi. Podnosić oba atrybuty ma wciąganie uczniów do poparcia ich żądań finansowych. Zapewne jest wśród młodzież, która mogła usłyszeć w dzisiejszej szkole, że ma zrezygnować z rozszerzonej matury tylko, dlatego, że może osiągnąć niewysoki poziom w testach maturalnych i pogorszyć ranking szkoły. Uczeń, jego oczekiwania i prawo do samodzielnego wyboru czy będzie ryzykował czy nie- się nie liczy. Ranking – ważna rzecz, bo oznacza więcej uczniów, zatem, więcej kasy. A gdzie uczeń?
Nie wiem, co będzie po strajku. Nienawiść okazywana tym, którzy przerwali strajk lub przyszli z zewnątrz dla możliwości przeprowadzenia egzaminów jest czymś niezwykle szkodliwym. Jak potem ma się czuć, zaszczuwany nauczyciel w pokoju nauczycielskim razem z wczorajszymi stygmatyzatorami? Co o postawie nauczycieli będą sądzili ich uczniowie? Jakie nauki z zachowania swoich pedagogów wyciągną? To ma być nowy wzór tolerancji dla innych, niż wyznawane, poglądów?
Nie ulega wątpliwości, ze czas strajku został wybrany przez związki bardzo pragmatycznie. Przed wyborami. Wszystkie związki zawodowe szukają „miękkiego podbrzusza” u decydentów w ich sprawach. Nie tylko w Polsce.
Można jednak było przeprowadzić strajk ostrzegawczy, jeden, drugi, a na ostro przystąpić we wrześniu. Przed jesiennymi wyborami. Wtedy, gdy straty dla uczniów nie byłyby tak uciążliwe.
ZNP wybrał wersję utrudniającą przeprowadzenie egzaminów. Źle się stało. Coraz mocniej wygląda na to, że na siłę stara się powiązać- słuszne skądinąd- oczekiwania nauczycieli, ze wsparciem przeciwników rządu, którzy mają całkiem niezłe notowania w rankingach sondażowych do PE. I nie dziwota, pan Broniarz kilkukrotnie dal się poznać, jako zwolennik rozstrzygnięć ulicznych, u boku opozycji. Jego wczorajsze wystąpienie na wiecu poparcia dla Nauczycieli w Warszawie, u boku Rafała Trzaskowskiego i pani Barbary Nowackiej chyba stawia kropkę nad „i”. Skandowanie hasła „wolne szkoły, wolni ludzie” ma się jak przysłowiowa pieść do nosa do problemów oświaty, które trzeba rozwiązać. Za to pięknie nawiązuje do innych, ulicznych haseł opozycji: wolne sądy, wolne macice, wolne związkiJ)).Tylko, – dlaczego kosztem uczniów? Z kuriozalnym przesłaniem, że zabranie uczniom spokoju i części wakacji jest dla ich dobra.
Zapowiedź podtrzymania strajku i potencjalny brak klasyfikacji do matur jest zatrważający. Będziemy mieli dodatkowo niesmaczną sytuację: absolwenci szkół prywatnych i społecznych będą sklasyfikowani. W publicznej oświacie – nie.
A przecież od samego przyboru kasy, jakości nauczania ani autorytetu nauczycieli nie przybędzie.
P.S. Czekają ósmoklasiści. W kolejce tegoroczni i zeszłoroczni maturzyści. Ci drudzy jakoś sobie poradzą -są sklasyfikowani, mogą zdawać np. w kuratorium, czy wybranej szkole prywatnej.
https://www.studentnews.pl/s/3296/68617-Nauczyciele-w-Europie/4010523-Wielka-Brytania.htm
http://maximus.media/aktualnosci.html?id=3126&t=system-edukacyjny-w-wielkiej-brytanii
https://www.deutschland.de/pl/topic/wiedza/studia-i-dzien-powszedni-nauczycieli-w-niemczech
https://www.salon24.pl/u/stan35/947387,strajk-nauczycieli-tak-wyglada-to-w-niemczech
http://oswiataiprawo.pl/porady/przynaleznosc-zwiazkowa-dyrektora-szkoly/