(…)
Społeczeństwo przyjęłoby ustępstwa przed Niemcami jako nieodwołalną katastrofę. To nie byłaby ugoda, a kapitulacja. Beck okazałby się zdrajcą. Sił politycznych domagających się akceptacji statusu wasala Niemiec nie było. Była grupka neokonserwatystów skupionych wokół Jerzego Giedroycia i pism „Bunt Młodych” i „Polityka”, którzy domagali się podjęcia ściślejszej współpracy z Niemcami. Ich poglądy były jednak całkowicie odosobnione.
(….)
Historyk nie może odpowiedzieć na pytanie: co by się stało, gdyby w marcu 1939 r. minister Beck pojechał do Berlina i przyjął żądania niemieckie. Wiadomo jednak, że w tym czasie w Polsce wrzało. Rozpowszechniano plotki, że Beck zdradził kraj i planuje podpisać kapitulację. Gdyby do tego doszło, można sobie wyobrazić manifestacje i rozruchy. Tylko przemocą mógłby ówczesny rząd próbować przetrwać u władzy. Jestem przekonany, że Polak musiałby strzelać do Polaka.
(…)
Nie wyobrażam sobie, żeby Hitler nam cokolwiek darował. Wojna była nieuchronna, pytanie było, czy Polska będzie się biła samotnie czy też w koalicji. Beck sprawił, że stała się ona faktem, ale nikt nie mógł osiągnąć tego, żeby przestrzegano gwarancji wojskowych. Gdyby mocarstwa zachodnie nie udzieliły gwarancji to Polska też walczyłaby w obronie niepodległości – taka była wola rządu i narodu.
(…)
Żaden z polskich polityków nie odważyłby się nawet pomyśleć o podporządkowaniu Polski Hitlerowi czy Stalinowi. Sojusz z Niemcami byłby możliwy tylko i wyłącznie za cenę poważnych ustępstw terytorialnych. Polska bez Pomorza czy Śląska nie mogła być jednak krajem niepodległym. Szukanie oparcia w ZSRS groziłby nie tylko utratą niezawisłości, ale i sowietyzacją kraju.
(…)
Beck był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Przygotował się do funkcji szefa resortu spraw zagranicznych w najlepszej szkole jaką można sobie wymarzyć – na stanowisku „prawej ręki” marszałka Piłsudskiego, jednego z największych mężów stanu w historii Polski. Przeszedł niezwykłą szkołę uczenia się polskiej racji stanu.
Mówił profesor Marek Kornat, kierownik Zakładu Systemów Totalitarnych i Dziejów II Wojny Światowej w Instytucie Historii PAN, pracownik naukowy Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
„Wiara, że Polska mogła zostać sojusznikiem Hitlera, jak najbardziej wpływa na jej obecny wizerunek. Teza ta jest wręcz pożądana dla propagandowych celów putinowskiej Rosji i dla już otwarcie wrogiej wobec rządu w Warszawie Francji. O Berlinie nawet nie wspominając. Czyni bowiem z II Rzeczpospolitej nie ofiarę, lecz współwinną wybuchu II wojny światowej. A zupełnie inaczej patrzy się na kraj napadnięty przez dwa totalitarne mocarstwa, pozostawiony bez pomocy przez swych sojuszników, a inaczej na choćby potencjalnego sprzymierzeńca Hitlera. Zwłaszcza gdy uwypukli się to drugie i doda, że Polacy sami sprowokowali tragiczny bieg wydarzeń. Największym paradoksem owej intelektualnej zabawy jest zaś to, że nie zaistniały do niej żadne realne przesłanki. Pomimo bowiem starań przywódców III Rzeszy jakikolwiek jej sojusz z Polską nigdy nie był możliwy.”
Napisał Andrzej Krajewski („Pakt niemożliwy. Dlaczego nie istniał nawet cień szansy na sojusz Polski z III Rzeszą” Dziennik.pl 01.09.2017.)
Zapoczątkował tę „intelektualną zabawę” nt. pożytków z sojuszu z Hitlerem Piotr Zychowicz książką "Pakt Ribbentrop-Beck”. Zachwycili się nią miłośnicy uprawiania Realpolitik, w tym tak znani jak publicysta Rafał A. Ziemkiewicz czy historyk Sławomir Cenckiewicz. Zauroczeni mirażami wspólnego z Hitlerem marszu Polaków na Moskwę i pokonania Sowietów nie dostrzegli, że jedyną Realpolitik w 1939 r. było to co zrobił minister Józef Beck.