Jeśli ktoś myśli, że kwestia broni biologicznej to sprawa, która dotyczy historii, na przykład Saddama Husajna i Iraku czy też Baszara Assada i Syrii, etc. - to jest w błędzie. Mówię bowiem o czymś, co dzieje się tuż koło Polski, za naszą zachodnią granicą Państwa Polskiego. Oto bowiem kilkanaście dni temu w Kolonii (RFN) został aresztowany obywatel Tunezji Sjef Allah H. Niemiecka prokuratura federalna oskarżyła go o posiadanie broni biologicznej, przy czym zagrożenie z tym związane określono jako „największe, potencjalne ryzyko wykryte kiedykolwiek w Europie”.
To nie egzotyka – to po sąsiedzku. Także w tej kwestii można by rzec, że gdyby nie istnieli Amerykanie, to trzeba by było ich wymyślić. Otóż na ślad owego muzułmanina z Maghrebu wpadły nie służby niemieckie, ale amerykańskie. Mądrzy ludzie z USA przeglądając w internecie, kto co kupuje (tak, tak!) zwrócili uwagę na gościa mieszkającego w Niemczech od dwóch lat, który nabył kilka tysięcy nasion „rącznika pospolitego”, który wszak nie jest tak pospolity, bo jest jedną z najbardziej trujących roślin na świecie. Uzyskać można z niego rycynę czyli potencjalną broń biologiczną. A w zasadzie realna broń, skoro w ciągu od 1,5 do 2 dób od podania prowadzi do paraliżu różnych narządów wewnętrznych.
Tyle się mówi o Rosjanach i „Nowiczoku” użytym na eksagencie rosyjskim Siergieju Skripalu – to może teraz dla równowagi powiedzmy o innej części „imperium zła”, by użyć tu określenia Ronalda Reagana. Nie wiem czym Sjef Allah H. miał bliższe kontakty z Al-Kaidą, Bractwem Muzułmańskim czy Państwem Islamskim, czy może po prostu był „samotnym wilkiem”, który działając na własną rękę chciał taka bombę skonstruować na własny użytek. A raczej: do użytku przez siebie, ale dla cudzego braku pożytku – mówiąc delikatnie.
Jaki jest morał z tej historii? Prosty, jak konstrukcja cepa. Nie „gdzieś tam” i „kiedyś tam”, ale dziś, teraz i w bardzo bliskim sąsiedztwie Polski grozi bardzo duże niebezpieczeństwo. Bardzo współczuję rodzinom ofiar wszystkich dotychczasowych zamachów terrorystycznych w Europie, które były dziełem muzułmanów, a dokonywano ich przy użyciu ciężarówek, bomb, noży, maczet czy siekier – były to zamachy tragiczne, zginęło wiele osób i dla rodziny każdej ofiary śmierć ich męża, żony, matki, ojca, córki, syna, wnuczki była największą tragedią, nieporównywalną do niczego. Nie negując tego faktu, stwierdzam obiektywnie, że użycie broni biologicznej może przynieść liczbę zabitych (rannych zresztą też) o niewyobrażalnej wręcz skali. Nawet jeśli byłaby to broń robiona chałupniczo.
Dlatego też warto wiedzieć, że 1116 km od Warszawy, być może w ostatniej chwili, aresztowano muzułmańskiego imigranta z Afryki Północnej, który mógł doprowadzić do swoistej hekatomby.
*felieton ukazał się w „Gazecie Polskiej” (11.07.2018)