Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Lepiej już było

Kiedy słupki poparcia rosną, a konkurencji nie widać, Prawu i Sprawiedliwości przyszło zmierzyć się z nieoczekiwanym przeciwnikiem z własnego obozu.

Lepiej już było
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File%3A02017_Die_Partei-Pilgern_zum_Geburtsort_des_heiligen_Andreas_Bobola%2C_Jaroslaw_Kaczynski.jpg, by Silar (Own work) [CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)], via Wikimedia Commons

Podwójne weto prezydenta Andrzeja Dudy wobec reformy sądownictwa to rysa na monolitycznym wizerunku partii rządzącej. Okazało się bowiem, że są takie obszary procesu ustawodawczego, do których Naczelnik nie sięga. Prezes Prawa i Sprawiedliwości kontroluje całą partię, klub parlamentarny, rząd i Trybunał Konstytucyjny, ale w obecnym systemie rządów jego pozycja nie daje mu pełnej kontroli nad prezydentem. Nie jest w stanie zmusić głowy państwa do podpisania wszystkich ustaw.

Obecnie obowiązująca konstytucja z 1997 r. nie zrobiła z prezydenta silnego gracza politycznego. Środowiskiem politycznym, które najbardziej podkreślało wadliwość takiego rozwiązania jest Prawo i Sprawiedliwość, wcześniej było to Porozumienie Centrum. W przeciwieństwie do Platformy Obywatelskiej, która w pewnym momencie zaczęła coś przebąkiwać o wzmocnieniu pozycji szefa rządu kosztem głowy państwa, co zostało okrzyknięte “systemem kanclerskim”, partia Jarosława Kaczyńskiego tęsknie patrzy w przeciwnym kierunku, w stronę rozwiązań charakterystycznych dla systemów prezydenckich i półprezydenckich.

Jak z Kaczora zrobić Dyktatora?

Weta Andrzeja Dudy nie tylko odwróciło uwagę od konfliktu PiS - opozycja, kierując ją na spór PiS - prezydent. Niechcący unaoczniły pewien paradoks: po co wzmacniać pozycję prezydenta, skoro nie potrafi się zapanować nad słabszym? Im więcej uprawnień dostanie prezydent, tym trudniej będzie na nim coś wymóc. Jedną z możliwości wyjścia z takiej sytuacji, byłoby zrobienie z Jarosława Kaczyńskiego głowy państwa. W ten sposób Naczelnik miałby swoją dotychczasową władzę, a dodatkowo nie musiałby się martwić o nielojalność prezydenta. Kaczyńskiemu ciężko byłoby wygrać wybory, chociaż nie jest to wcale niemożliwe. W 2010 r. nie zabrakło mu wiele. Gdyby jednak prezes Prawa i Sprawiedliwości został głową państwa, mógłby wykorzystać do rządzenia pewne narzędzia, z których do tej pory korzystano w umiarkowanym stopniu.

Art. 141 Konstytucji RP stanowi, że “w sprawach szczególnej wagi Prezydent Rzeczypospolitej może zwołać Radę Gabinetową. Radę Gabinetową tworzy Rada Ministrów obradująca pod przewodnictwem Prezydenta Rzeczypospolitej. Radzie Gabinetowej nie przysługują kompetencje Rady Ministrów”. Oznacza to, że prezydent może zaprosić do siebie wszystkich członków rządu i przedyskutować z nimi jakiś istotny problem, ale wypracowane rozwiązanie nie ma powszechnie obowiązującej mocy prawnej. Nie jesteśmy przecież Francją. A jak mogłoby wyglądać praktyczne zastosowanie tego artykułu w sytuacji, gdyby Jarosław Kaczyński pełnił funkcję głowy państwa? Choćby tak: prezydent zwołuje Radę Gabinetową, która pod jego przewodnictwem przyjmuje jakieś konkretne wnioski. Posiedzenie Rady Gabinetowej dobiega końca i zostaje zamknięte, a prezydent wychodzi tam, gdzie nawet król chodzi piechotą. W tym czasie premier otwiera posiedzenie Rady Ministrów, bo przecież ma ich wszystkich przy sobie, która wydaje rozporządzenie stanowiące dokładnie to, co przed chwilą wymyśliła Rada Gabinetowa. Prezydent, wychodząc z toalety, wraca do nowej sytuacji prawnej. A to wszystko w ramach obecnie obowiązującej konstytucji. Gdyby jednak ją zmienić, szukając inspiracji np. w konstytucji kwietniowej, władza prezydencka byłaby jeszcze większa.

Polska Rzeczpospolita Ludyczna

Jeśli jednak zmieniać konstytucję, to może w drugą stronę? Skoro Jarosław Kaczyński kontroluje większość parlamentarną i wszystkie stanowiska, które są przez Sejm obsadzane, to może należałoby mu podporządkować i głowę państwa. Parafrazując ustrojowo słowa Józefa Stalina, można by napisać, że “Jest prezydent - jest problem. Nie ma prezydenta - nie ma problemu”. W teorii konstytucji PRL, pełnia władzy w państwie należała do Sejmu, a głowa państwa była organem kolegialnym. Rada Państwa wybierana była przez Sejm i przed nim odpowiedzialna i może takie rozwiązanie jest PiS-owi potrzebne. Przecież kilkanaście osób jest bardziej demokratyczne niż jedna. Odpadłby też problem koabitacji, bo przecież każdy parlament (mówimy – parlament, a w domyśle – Kaczyński) wybierałby głowę państwa na czas własnej kadencji. Takie rozwiązanie trzeba by dostosować do dwuizbowego parlamentu, o ile takim by pozostał, ale przewodniczącym Rady Państwa mógłby zostać nawet Andrzej Duda. Miłosierny Prezes zostawiłby mu rolę głowy głowy, a i pani prezydentowa byłaby zadowolona, że mąż tylko jedną kadencję byłby prezydentem.

Z konstytucji lipcowej można by zaczerpnąć głębiej i umożliwić Sejmowi np. odwołanie premiera bez dymisji całego rządu lub uchylanie orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego większością ⅔ głosów. Tym sposobem Jarosław Kaczyński kontrolowałby wszystkie organy państwa, nie pełniąc żadnej kluczowej funkcji. Gdyby jeszcze przywrócić obrady na jedynie dwóch sesjach w roku, nowy Naczelnik, niczym poprzedni Naczelnik, mógłby kierować polityką kraju bez wychodzenia z domu. A to ważne, bo młodszy przecież nie będzie.

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.