Niektórym starszym moim rodakom Lufthansa kojarzy się z Luftwaffe, ale młodszym Polakom już w mniejszym stopniu. Piszę do państwa jako Wasz klient – nie zawsze bowiem mogę wszędzie dolecieć naszym narodowym przewoźnikiem czyli Polskimi Liniami Lotniczymi „LOT”. Stąd też korzystam czasami z Państwa usług, zwłaszcza na trasach transatlantyckich, pozakontynentalnych. Biuro podróży znajdujące się w PE w Brukseli (i Strasburgu) często oferuje nam, europarlamentarzystom, Państwa połączenia. Nie chcę w tej chwili ocenić jakości usług, które otrzymujemy z Państwa strony, ani też tego czy jedzenie jest smaczne czy mniej smaczne, choć to dla mnie jako dla smakosza, gurmandysty – żeby nie powiedzieć gorzej – bardzo ważne. Chciałem się skupić na czymś zupełnie innym.
Zbierałem się już od dłuższego czasu, żeby napisać do Państwa ten list. W końcu nie zdzierżyłem ‒ i oto jest. Otóż, gdy korzystam z samolotów Lufthansy na trasach poza Europą, to ‒ inaczej niż zdecydowana większość pasażerów ‒ nie oglądam filmów, tylko słucham muzyki klasycznej. Jestem zdumiony jak bardzo jednostronny jest repertuar niemieckiego przewoźnika w tym zakresie. Więcej: stawiam tezę, że Państwo jako Lufthansa wręcz upolityczniliście owe propozycje utworów muzyki poważnej do wysłuchania na pokładach Waszych samolotów. Czym wytłumaczycie, że nie ma tam... Szopena! Czy można pominąć Polaka, Fryderyka Szopena w dziejach muzyki klasycznej? Nie. Ale dla Lufthansy albo jest obarczony wadą, że właśnie jest z Polski, albo też jest zbyt słaby... Nie ma Stanisława Moniuszki, a z kompozytorów XX-wiecznych Karola Szymanowskiego. Nie ma też ani Witolda Lutosławskiego, ani Krzysztofa Pendereckiego, ani Henryka Mikołaja Góreckiego. Wyparowali. Biała plama. A może przynajmniej jest jakiś współczesny polski pianista wykonujący muzykę innych zagranicznych kompozytorów? A skąd! Ani śladu. Nie ma zatem wirtuoza Krystiana Zimmermana. Nie ma, skądinąd nagrywającego dla największych niemieckich wytwórni fonograficznych, Rafała Blechacza. Cóż, wygrali Konkursy Szopenowskie – ich wina. Czy to jest przyczyną? Ale nigdy go nie wygrał bardzo ceniony i popularny na Zachodzie Piotr Anderszewski. Też go nie ma.
Moje zdumienie pogłębiło się, gdy zauważyłam, że Lufthansa zadbała o swoiste parytety geograficzne. Otóż Słowiańszczyzna jest bardzo bogato reprezentowana. „Zero” Polaków Niemcy rekompensują relatywnie bardzo dużą liczbą kompozytorów i pianistów rosyjskich. Zarówno historycznych, jak i współczesnych, nawet bardzo młodych.
Czajkowski, do wyboru, do koloru, różne koncerty. Prokofiew, Szostakowicz, Strawiński, Skriabin, a z młodych rosyjskich pianistów jest 25-letni Jurij Rewicz, a także Walerij Giergijew w towarzystwie Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej.
Cóż, chciałoby się użyć staropolskiego powiedzenia: „miej proporcje, Mocium Panie”...
Ostatnio leciałem z Brukseli do Waszyngtonu i mogłem posłuchać w znacznie skromniejszym repertuarze Brussels Airlines Stefanię Woytowicz. Polskich kompozytorów czy śpiewaków mogą wysłuchać pasażerowie wielu linii lotniczych z państw od nas geograficznie znacznie odleglejszych niż Niemcy – bądź co bądź, nasz sąsiad.
W związku z tym mam do Luftahansy, jako stały pasażer (nie mam innego wyjścia, bo nasz polski „LOT” operuje dużo mniejszą ilością połączeń w Europie i na świecie), kilka pytań. Po pierwsze, co legło u podstaw tego niemieckiego zapisu cenzury na polskich kompozytorów i muzyków? I skąd ta niebywała nadreprezentacja kompozytorów rosyjskich? I czy Lufthansa zamierza w istotny sposób zmienić ten stan rzeczy?
Postanowiłem upublicznić te pytania, zapewne słusznie uznając, że w ten sposób pasażerowie Lufthansy będą mogli prędzej posłuchać polskich muzyków niż gdyby to był list wyłącznie prywatny...
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (02.11.2016)