Dziś obywatele Wielkiej Brytanii zdecydują czy ten kraj pozostanie czy też wyjdzie z Unii Europejskiej. Referendum poprzedziła szeroka debata na temat polityki migracyjnej UE, suwerenności kraju i ewentualnych finansowych konsekwencji „Brexitu”. Jedna strona politycznego spectrum (wraz z częścią Partii Konserwatywnej) stawia na pierwszym miejscu suwerenność, wskazując na niepohamowany napływ uchodźców oraz krępujące regulacje UE. Druga strona wraz z Premierem Davidem Cameronem (premier i przywódca Partii Konserwatywnej) straszy spadkiem PKB, utratą roli światowego centrum finansów przez „City” i perturbacjami w gospodarce łącznie z recesją. Sondaże wskazują, że społeczeństwo podzielone jest pół na pół, a o wyniku może zadecydować nieoczekiwany „event”, wydarzenie, które w ostatniej chwili przechyli wagę za albo przeciw „Brexitowi”.
Morderstwa i sondaże
Sondażowe wolty dotyczące „Brexitu” naznaczono krwawymi wydarzeniami za oceanem, na kontynencie, i w samym Zjednoczonym Królestwie. Rynki finansowe sparaliżował zamach islamskiego terrorysty w Orlando na Florydzie, gdyż jego wymowa przemawiała za „Brexitem”... Podobny skutek odniosło zabójstwo policjanta i jego żony przez islamskiego fanatyka pod Paryżem we Francji. Dalej, jakkolwiek cynicznie by to zabrzmiało, „zyskali” w sondażach zwolennicy pozostania w EU, gdy doszło do bestialskiego politycznego mordu na lewicowej posłance do Izby Gmin Parlamentu Brytyjskiego, zwolenniczce pozostania w UE. Nie należy chować głowy w piasek przed tą przerażającą „koincydencją”, bowiem świadczy ona niezbicie jak dalece nam do stabilności i bezpieczeństwa w UE.
Konia z rzędem temu, kto byłby w stanie przewidzieć konsekwencje „Brexitu”. Jednak z wielkim prawdopodobieństwem można stwierdzić, że w takim scenariuszu czeka nas tąpnięcie na rynkach finansowych: walutowym, długu i akcji. Na wierzch wyjdą skrywane skrzętnie problemy: greckiego długu, stanu systemu bankowego i zadłużenia Republiki Włoskiej, płynności niemieckiego Deutsche Banku, czy „tykającej bomby” (Marek Belka) kredytów frankowych w Polsce, by wymienić tylko kilka.... Ucieczka kapitału do bezpiecznych przystani dolara amerykańskiego, franka szwajcarskiego i japońskiego jena szczególnie dotknie chińskiego juana, waluty gospodarek wschodzących, w tym polskiej złotówki. Frankowicze muszą się liczyć z kolejnym wzrostem rat i kapitału do spłaty o co najmniej 10 proc.
Czy londyńskie „City” chce „Brexitu”?
Długo zanim doszło do mordu na posłance Partii Pracy, dwa miesiące temu, bo w kwietniu tego roku, 110 finansistów „City” podpisało list otwarty popierający wyjście Wielkiej Brytanii z UE. Wskazywali na groźbę załamania w strefie euro, utratę zdolności do innowacji w zbiurokratyzowanym otoczeniu oraz przeregulowanie i nadmierne obciążenie przepisami prowadzące do utraty konkurencyjności członków Unii.
Od tego czasu przed finansowymi konsekwencjami „Brexitu” ostrzegają Brytyjczyków „wszyscy święci”, od prezydenta Baracka Husseina Obamy, kanclerz Angelę Merkel i innych przywódców UE po szefów światowych banków centralnych czy znanych finansistów, jak choćby George'a Sorosa. Przeciw „Brexitowi” lobbuje GrupaBilderberg i Komisja Trójstronna zrzeszające wpływowe persony świata finansów, gospodarki i polityki. Podobnie czynią IMF (Międzynarodowy Fundusz Walutowy), WB (Bank Światowy), G7, G20. Skąd ten szeroki front? O ile wszyscy oni gotowi byliby zgodzić się, że „Brexit” zagraża UE i strefie euro, o tyle żaden nie przyzna, że to potencjalne wydarzenie podważy nieformalne zapisy Konsensusu Waszyngtońskiego i może stanowić ostateczny dowód upadku idei globalizacji, za którą murem stają wielkie korporacje międzynarodowe. Bdzie miało to wpływ również wynik prowadzonych przez żmudne lata żmudnych negocjacji TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership) między USA a UE. W ostatnich dniach szefowie największych i najbardziej wpływowych banków na świecie między innymi Goldman Sachs, JP Morgan, HSBC czy Deutsche Banku wyartykułowali swoje głośne „nie”. Zatem „City” oficjalnie nie chce i boi się Brexitu.
Zimna kalkulacja czyli „Brexit” bez „Brexitu”?
Cynicy twierdzą, że mamy do czynienia z teatrem politycznym, który niezależnie od wyniku dzisiejszego referendum, służy zakulisowym targom Wielkiej Brytanii o silniejszą pozycję w UE i na świecie. Nawet zwycięstwo zwolenników „wyjścia” doprowadzić miałoby tylko... do kolejnego referendum, w którym obywatele Zjednoczonego Królestwa mieliby łaskawie spojrzeć na Unię, oczywiście, po otrzymaniu kolejnych koncesji z Brukseli, Paryża i Berlina. Chodziłoby przede wszystkim o suwerenność „City”, które nie podlegałoby regulacjom Unii, a także o uniknięcie ewentualnych słonych rachunków w przypadku rozpadu strefy euro lub też na przykład kryzysu systemu finansowego i bankowego we Włoszech. Tak dalece idące wyrachowanie obarczone byłoby jednak wielkim ryzykiem dla konserwatystów i ich przywódcy Davida Camerona. Premier, jeśli Brytyjczycy zagłosują na „tak” za „Brexitem”, może nie przetrwać takiej porażki.
Polska powinna zachować zimną głowę w nadchodzących dniach i tygodniach, bowiem „Brexit” to nie jednorazowe wydarzenie a raczej stan umysłu dużej części elit europejskich oraz przestroga przed zagrożeniami jakie rodzi islamski terroryzm, niepohamowana migracja do Europy i nierównowagi w sferze gospodarczej w samej Unii. Po szczycie NATO w Warszawie, polski rząd powinien wrócić czym prędzej do wyborczej idei repolonizacji sektora bankowego. Zająć się systemowymi zmianami w prawie bankowym, ubezpieczeniowym, upadłości konsumenckiej i korporacyjnej. Wprowadzić skrojone na nasze potrzeby zapisy dyrektyw Unii o przymusowej restrukturyzacji banków, a także o ochronie klientów banków, gdy kupują nieruchomość pod kredyt hipoteczny. Wreszcie, należy ustawowo rozbroić „tykającą bombę” tzw. kredytów frankowych w zgodzie z przedstawionym niedawno stanowiskiem Rzecznika Finansowego, który stwierdził, że owe „kredyty” stoją w sprzeczności z Prawem Bankowym i Kodeksem Cywilnym. Wtedy i my jako kraj weźmiemy udział w targach przy okazji „kolejnych Brexitów” - jakkolwiek by je zwać - nie pozostając jedynie biernym, bo ubezwłasnowolnionym obserwatorem, bowiem kapitał ma narodowość, prywatyzacja nie jest cudownym panaceum na wszelkie kłopoty, a liberalizacja sektora bankowego doprowadziła do ekscesów na niespotykaną skalę i spekulacji na rynkach finansowych.
Ryszard Czarnecki, Jerzy Bielewicz
*artykuł ten w bardzo skróconej wersji ukazał się w dzisiejszej „Gazecie Polskiej Codziennie”.