Zauważmy, że z jednej strony nasze serca tęsknią do ideału rodziny, do ładnej pani i pana przystojnego, plus kilkoro pięknych dzieciaków, gdzie wszystko układa się dobrze i wszyscy są zdrowi. Dajemy się oczarować różnym obrazkom, które kreują takie bajkowe sytuacje i relacje. Z drugiej strony okazuje się, że wcale tak zawzięcie nie walczymy o jedność rodzin, że wcale tak mocno nie zależy nam na wierności w małżeństwach, że uważamy, że każdy jest wolny, w imię egoistycznie rozumianego humanizmu. Jak wszystko, tak i to, co nazywamy rodziną, zaczyna podlegać tzw. modzie, a więc patrzeniu jak inni to robią, jak inni wyglądają i się zachowują. I tu zaczyna się często frustracja, bo z jednej strony każdy z nas chce mieć niepowtarzalny styl, być indywidualnością, z drugiej chcemy jak inni.
Wydaje się, że wiele problemów przychodzi z banalnej przyczyny – z naszego egoizmu, a więc braku umiejętności wyjścia ponad swój interes, ponad swoje zadowolenie. Zobaczcie, jak często jest tak, że w rodzinie traktujemy swoich najbliższych jako obiekty do mojego użytku. Traktujemy ich jak kogoś kto może mi dać emocjonalny spokój, może zapewnić przyszłość, pomóc w teraźniejszości. Oczywiście przejaskrawiam. Zobaczcie, to tak, jak w każdej innej relacji, dopóki nie ma zrozumienia (przynajmniej jego próby) drugiej strony, dopóty nie ma prawdziwego dialogu, może pojawiać się strach. A my często się usprawiedliwiamy różnicą pokoleń, różnymi priorytetami, no i że tak musi być. Starsi wiedzą najlepiej, bo mają doświadczenie i nie próbują nawet zrozumieć młodych, młodzi z zasady mówią, że starzy ich nie rozumieją, bo wychowali się dawno temu, w innych czasach. Pierwsi zapominają o daniu drugim dobrej wolności, nie samowoli, ale wolności. Drudzy udają samodzielnych i za wszelką cenę próbują pokazać swoją pseudo-dorosłość. I tak się rozmijamy. Bo zamiast szukać zrozumienia i dialogu, to czujemy się urażeni. Jako rodzice, jako dzieci. Wracamy znów do czubka swojego nosa. To mnie jest źle. To ja zostałem urażony, dotknięty. I kółko się zamyka.
Może warto dziś, w dzień Rodziny Jezusa, pomyśleć jak to jest z moją rodziną, a raczej jak to jest ze mną, w mojej rodzinie? Czy ma ona być tylko miejscem, które ma mi pomóc w moich osobistych frustracjach, w moich wygórowanych oczekiwaniach w stosunku do innych, a które tak naprawdę są li tylko obrazem tego, czego w sobie nie akceptuję? Nawet w modlitwie często modlimy się za członków naszych rodzin w ten sposób, że przedstawiamy Bogu najlepszy dla nich scenariusz. Mówię o tym, bo sam tego doświadczyłem. Jako młody chłopak długo i mocno modliłem się o trzeźwość mojego taty. Dużo też o tym z kimś rozmawiałem. W końcu ten ktoś (sj) zapytał mnie wprost – zależy ci na trzeźwości taty, dla niego samego, czy dla swojego ego? I choć jeden i drugi element był prawdziwy, to jednak wiedziałem, że bardziej zależy mi na mnie, niż na tacie.
Pierwsze czytanie mówi o trudnych rzeczach, o szacunku dla Rodziców i na odwrót. Czasem mylimy szacunek z bezwzględnym niewolnictwem i nieumiejętnością odcięcia się od rodziców. Być może w tym czytaniu idzie o chęć podjęcia trudnych relacji z naszymi rodzicami, o zmierzenie się z tym, że nie wszystko tam było dobre, i znów nie po to, by się uśmiechać jak w reklamie, ale próbować zrozumieć, i przebaczyć, czyli postanowić (czasem wbrew uczuciom) nie żywić urazy. Nie każdy rodzic, nie każde dziecko jest powodem do dumy, powodem naszego uśmiechu. Jednak każdy rodzic i każde dziecko ma prawo do szacunku. Wiem, że ktoś może powiedzieć dobrze ci mówić o szacunku z ambony, ale to mój ojciec pije, to moja matka jest histeryczką, to mój syn ćpa, a moja córka nie wiadomo z kim się zadaje. Mam tego świadomość, że sam wszystkiego nie przeżyłem i nie przeżyję, jednak wiem też trochę ze swojego podwórka, że można uczyć się szacunku, pod dwoma warunkami: że się chce, i że się próbuje zrozumieć, nie usprawiedliwić, ale zrozumieć, czyli zobaczyć nędzę drugiego, widząc i swoją.
Jest tam bardzo dobre zdanie A jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość, nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił. Zdanie dość uniwersalne, wprawdzie Biblia mówi konkretnie o relacji do ojca, to można je odczytać i w kontekście innych relacji. Nie jest dziś modne bycie wyrozumiałym w stosunku do tych, co nie myślą w ogóle, albo myślą inaczej (choćby relacja starzy-młodzi). Ktoś, kto jest nie myślący tak jak my, często jest okrzyknięty chorym, z etykietką dziwak, inny.
Módlmy się dziś podczas Eucharystii za nas, byśmy potrafili, chcieli, pragnęli przynajmniej wychodzić z naszych marzeniowych obrazów rodziny na rzecz rozumienia realnego życia. I dziękujmy dziś za nasze rodziny, bez względu na to, czy jesteśmy z nich dumni, czy są dla nas powodem bólu.
Zadanie dodatkowe. Zabawcie się photoshopem. Jak ktoś nie potrafi, to poproś kogoś z rodziny, co się zna. Weźcie zdjęcie waszej rodzinki. I wklejcie napis ŚWIĘTA RODZINA. I nie ma to być kpiarstwo, pobożne życzenie. Nie. Rodzina jest święta wtedy, kiedy w niej jest Bóg, a On tam jest, kiedy Go zaprosimy. W rodzinie świętej są kłopoty i jest miejsce na ból, jak u Józefa, Maryi i Jezusa. Zaryzykujmy.