Dlaczego „Agora” zrobiła raban? Sięgnąłem po dotychczasową listę ekspertów PISF. Jest na niej wiele osób związanych z filmem, jednak w oczy rzucają się osoby z kręgu towarzyskiego „Wyborczej” i „Krytyki Politycznej”. Oto kilka z nich, nie mających zawodowo nic wspólnego z filmem (wg portalu filmpolski.pl) i, w przypadku publicystów, nie mających w dorobku żadnej książki z dziedziny filmoznawstwa: Marek Beylin, Sylwia Chutnik, Agnieszka Graff, Wojciech Orliński, Lidia Ostałowska, Beata Stasińska, Kazimiera Szczuka, Olga Tokarczuk... Starczy? To tylko kilka najbardziej rozpoznawalnych nazwisk z długiej (290 pozycji) listy.
Znając poglądy i elokwencję wyżej wymienionych „ekspertów” wreszcie rozumiem, dlaczego polscy filmowcy w III RP nie byli w stanie stworzyć dobrego filmu poświęconego bohaterstwu Polaków na frontach II wojny światowej, podczas gdy nawet Czesi byli w stanie wyprodukować znakomity film o czeskich pilotach RAF („Ciemnoniebieski świat” z 2001 r.), o wybitnych filmach poświęconych czeskiemu ruchowi oporu (np. „Żelary” z 2005 r.) nie wspominając.
Państwo polskie ma w swoich instytucjach wiele takich zakamarków, które przez minione ćwierćwiecze pozajmowali hunwejbini lewicowej rewolucji kulturalnej. Ich wpływ na polskie życie publiczne jest nie do przecenienia. To oni teraz odczuwają strach przed utratą wpływów, a ich strach ma większe przełożenie na opinię publiczną, niż obawy - słuszne czy nie - przedsiębiorców i polityków.