Lewica ma nowy, brzydko mówiąc, spin, który będzie jej narracją na najbliższe dni. Składa się z dwóch komponentów. Pierwszy: nie wszyscy muzułmanie to terroryści; drugi: uchodźcy też są ofiarami terrorystów, więc nie wolno ich łączyć z zamachami.
Jest to rozumowanie, które wynika z poprzedniego „spinu”, którym raczyły nas eksplodujące we wszystkich mediach wulkany lewicowego intelektu, a który to „spin” szantażował ludzi rozsądnych bałamutnym argumentem z chrześcijańskiego miłosierdzia i uskuteczniał, wbrew faktom, wersję o kobietach z dziećmi uciekającymi przed bombami.
Celowo posługuję się angielskim słowem „spin”, bo to, co proponuje lewica, to nie jest myśl, wartościowa argumentacja, jakaś godna odnotowania, przemyślana wizja świata. To zaklinanie rzeczywistości, bezduszna krzywda zadana sztuce wnioskowania tylko po to, żeby ukryć fakt, że rzeczywistość zupełnie rozjechała się z utopijnymi lewicowymi mrzonkami. Nie ma w zasadzie wartości poznawczej, ma jedynie wartość (jeśli można tak powiedzieć) manipulatorską. Dlatego trzeba dawać jej odpór.
Podstawowy chwyt, jakim posługuje się lewicowy przekaz, to ustawienie sobie dyskusji fałszywą tezą. „Nie wszyscy muzułmanie to terroryści”, mówią, czym sugerują, że ciemny ksenofob myśli odwrotnie: że wszyscy muzułmanie to terroryści.
Otóż nie, nikt tak nie myśli, bo byłoby to niedorzeczne. Nie wszyscy muzułmanie to terroryści, terrorystów jest mniejszość, „umiarkowanych” większość, wszyscy się zgodzimy. Nie to jest jednak osią sporu, osią sporu jest fakt, że ta - niech będzie, że nieliczna - mniejszość doskonale funkcjonuje w tej „umiarkowanej” większości.
Inaczej mówiąc, nie jestem przeciwko multikulti, bo wszyscy muzułmanie to terroryści (tak chce przedstawić to lewica), jestem przeciwko multikulti, bo ten system społeczny tworzy doskonałe warunki dla terroryzmu. Nie jest możliwe, żeby zapobiec sytuacji takiej, że jakiś radykał wychodzi na ulicę i strzela do ludzi, jeżeli przygotowywał się on do zamachu w wielotysięcznej muzułmańskiej dzielnicy, do której nie ma wstępu policja i której nie kontroluje państwo. A wiemy, że takie strefy istnieją praktycznie we wszystkich krajach z wielomilionową mniejszością muzułmańską. Nie jest możliwe kontrolowanie środowisk ekstremistycznych ani ich skuteczna infiltracja, jeżeli są one wtopione w życie milionowych społeczności. Liczby są po prostu za duże, nie wiadomo, kto jest kim.
Sprawa numer dwa: 25% muzułmanów w Wielkiej Brytanii popiera zamach na Charlie Hebdo. 27% francuskich muzułmanów w wieku 18-24 popiera ISIS. Zgoda, to jest ciągle mniejszość. Ale robi się z tego mniejszość kilkumilionowa.
Dodajmy do tego drugi komponent lewicowego spinu: „uchodźcy też są ofiarami, więc nie wolno ich łączyć z terroryzmem”. Po pierwsze, prawdziwe ofiary ISIS to kobiety i dzieci, które zostały na terenach ogarniętych wojną, a nie młode zdrowe byczki, które dały dyla z Ajfonami. Po drugie, fakty: ISIS zapowiadało wprost, że wyśle bojowników pośród rzeszy uchodźców - i wysłało. ISIS zapowiadało, że ci bojownicy dokonają zamachu - i dokonali (co najmniej trzech zamachowców przybyło do Francji jako „uchodźcy”).
I ponownie: osią sporu nie jest to, że wszystkich „uchodźców” uznaje się za terrorystów, osią sporu jest to, czy w imię pomocy (już pal licho, że nienależącej się) i spokojnego sumienia lewicowych inżynierów społecznych mamy prawo ryzykować zdrowiem i życiem chociażby jednego Polaka? Ja uważam, że nie. A Wy?
Radykalny muzułmanin obetnie nam głowę.
Umiarkowany muzułmanin chce, że to zrobił ten radykalny.
Lewicowość to ciężka, nieuleczalna choroba umysłowa. Patrz Sierakowski, Lis, Środa, Szczuka, Mucha itp.