Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Czerwień czerwienią podszyta, czyli kilka słów o nowej minister edukacji

Uwaga opinii publicznej po, jakże skądinąd ważnej, rekonstrukcji rządu skupiła się przede wszystkim na osobach Mateusza Szczurka, który z nieznanych szerzej powodów postanowił przejąć stery tonącego okrętu, a także starej – nowej (super)minister Elżbiety Bieńkowskiej.

Czerwień czerwienią podszyta, czyli kilka słów o nowej minister edukacji

Dla mnie jest to doskonała okazja na przypomnienie sylwetki minister Joanny Kluzik – Rostkowskiej. Przyznam się, że polityczna egzystencja tej osoby frasuje mnie od dawna. Mało tego: uważam, że może ona stanowić zwierciadło, w którym bardzo wyraźnie odbija się życie publiczne w Polsce.

Spróbujmy dokonać rekonstrukcji profilu światopoglądowego nowej pani minister.

Wśród cech, które zdaje się posiadać ona już na pierwszy rzut oka, bez wątpienia jest entuzjastyczne nastawienie do eugeniki:

W czasach „IV RP” nie tylko dzieliła się w Gazecie Wyborczej swoimi pozytywnymi odczuciami nt. in vitro, ale deklarowała również, że „do upadłego” będzie bronić obowiązującego „kompromisu aborcyjnego”.

26 września 2013 dała w Sejmie dowód stałości swoich poglądów w płomiennej obronie prawa do wyskrobywania upośledzonych dzieci. Przy okazji wykazała gorącą aprobatę dla zachodzących „w krajach rozwiniętych” procesów cywilizacyjnych. Dla, nie bójmy się użyć tego słowa, postępu:

Proszę państwa, na całym świecie jest 200 państw, z czego 49 uważa się za kraje rozwinięte. W zdecydowanej większości tych państw jest możliwa aborcja z powodu ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Wszyscy się mylą, tylko wy wiecie, jak powinno być. Cała cywilizacja zachodnia się myli, tylko wy wiecie, jak kierować życiem innych ludzi.

W kwestiach gospodarczych zaś wzorcowo przyswoiła sobie paradygmaty socjal... pardon: społecznej myśli ekonomicznej:

Po pierwsze, państwo z opozycji chcecie nam udowodnić, że 102 to jest więcej niż 106. Chcecie nam udowodnić, że w mijającej perspektywie, kiedy dostaliśmy 102 mld z ponad 1036 mld euro, to jest to suma większa niż to, co dostaniemy w następnej perspektywie, czyli 106 mld z 999 mld euro. Jako żywo 106 jest większe niż 102.

– była minister pracy, całkiem słusznie zresztą, nie zawraca sobie i wyborcom głów problematyką zmian siły nabywczej pieniądza. Komplikowanie spraw prostych jest wszak objawem przeintelektualizowania.

Miałam tę wielką przyjemność być pierwszym ministrem pracy, który podniósł płacę minimalną powyżej 1 tys. zł. Nie do 50%, a do tych 42%, chociaż koniunktura wtedy była dobra.

– serce rośnie, gdy ktoś z takim przekonaniem daje wyraz swoim poglądom, nieprawdaż?

Ale na pierwszym planie można zobaczyć ją przede wszystkim w sprawach „ideolo”. Poza wspomnianymi już zagadnieniami eugenicznymi, były to np. tzw. związki partnerskie – w tej sprawie prezentowała ona nawet oficjalne stanowisko PO:

Fakt drugi, oczywisty, jest taki, że w naszym społeczeństwie wśród 38 mln ludzi mamy osoby homoseksualne, które czasem pozostają ze sobą w bardzo długich związkach. I mimo że są w tych związkach czy stoją w tej chwili przed taką decyzją, w sensie prawnym są to osoby sobie zupełnie obce. To jest drugi oczywisty dla mnie powód, dla którego trzeba rozmawiać o związkach partnerskich.

Walczyła również z dyskryminacją, i to nie na własną rękę, lecz realizując nasze „zobowiązania” względem UE. Do tej instytucji, reprezentującej przecież „kraje rozwinięte”, siłą rzeczy musi czuć estymę. W tym celu szefowała śp. Departamentowi ds. Kobiet i Rodziny, gdzie, jak sama z chlubą wylicza, pozyskała fundusze na aż 11 projektów na rzecz walki z dyskryminacją kobiet.

Zdążyła też już ujawnić w programie Moniki Olejnik swoje priorytety jako nowego ministra (ministry?) edukacji:

Nie wyobrażam sobie religii na maturze.

Mnie jednak szczególnie urzekło to, w jaki sposób nasz Czerwony Kubraczek uzasadnił swoje poglądy:

Nie można mieszać nauki z wiarą.

Czyż można bardziej pokrzepiający dowód na to, że niemal pół wieku w najbardziej naukowym z naukowych systemów nie poszło jednak na marne? Karol Marks jest szczęśliwy.

Nie chciałem napisać tu tekstu, który po raz kolejny obnażałby dwulicowość polskich polityków, ich pogardę dla wyborców, partyjnych kolegów oraz dla zwykłej przyzwoitości – a tego dowodzą polityczne peregrynacje pani Kluzik – Rostkowskiej. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na coś innego.

Jestem w stanie zrozumieć, że Paweł Kowal mówił kiedyś o naszej bohaterce: Jest "liberalna" w mniejszym stopniu, niż jej się to przypisuje. Doszło tu zapewnedo zwykłego qui pro quo – jedno myślało o liberaliźmie w rozumieniu amerykańskim, drugie: w europejskim. Takie nieporozumienie. Kompletnie nie rozumiem natomiast, dlaczego ten sam Paweł Kowal mówi ponadto: Naszą siłą okaże się Joanna Kluzik-Rostkowska, która może zaproponować nowoczesny model prawicowości.

Jakim cudem osoba o poglądach czerwonych niemal jak słynny żakiet, przesiąknięta socjalizmem w każdej odmianie, od etatyzmu do feminizmu, mogła przez tyle lat uchodzić za polityka prawicowego? Dlaczego partie, w których działała, uważa się za prawicowe!?

Pojęcia prawicy i lewicy nigdy nie miały w Polsce żadnego znaczenia. Politycy i dziennikarze przerzucają się nimi, używając ich bez żadnej logiki czy konsekwencji. Czy u przeciętnego Polaka wywołuję one jeszcze w ogóle jakiekolwiek skojarzenia, czy też zostały już całkowicie wysterylizowane na użytek tej intelektualnej pustyni, nazywanej przez niektórych debatą publiczną?

Nie wiem, ale mam za to autorską teorię (niestety, niezbyt naukową, więc pewnie pani Kluzik nie przekona) nt. genezy naszego podziału na „lewicę” i „prawicę”. Otóż u zarania III RP istniała grupa ludzi, którzy nazywali siebie „lewicą laicką”. Istniała również inna grupa, która to strasznie, ale to strasznie, „lewicy laickiej” nie znosiła. W związku z tym grupa ta uznała za naturalne, że musi się od tej „lewicy” odróżnić – nazwała się więc... „prawicą”. Pal licho, że poglądy na tematy podstawowe, takie jak „państwo”, „gospodarka” czy „społeczeństwo”, były w tych grupach niemal identyczne. Ważne, by wyborca nie pomylił jednych z drugimi przy urnie. 

Maciej Kosicki

Maciej Kosicki - https://www.mpolska24.pl/blog/maciej-kosicki11

Kosa Wolności. Portal domowy: www.kosawolnosci.pl . UWAGA: zawiera dużą dawkę austriackiej szkoły ekonomii :)

Komentarze 2 skomentuj »

Zapraszam do "zalajkowania" mojego fanpage'a: https://www.facebook.com/kosawolnosci :)

terminy prawica/lewica lub kapitalizm/socjalizm są bardzo niediagnostyczne co wynika z anachronizmu jednostronnych teorii rozwoju społecznego oraz zapaści semantycznej zafundowanej nam przez ludzi mediów i władzy w ostatnich latach. Najlepszy przykład mamy u siebie, nie sposób się domyślić co te słowa oznaczają. Jeśli chodzi o Czerwonego kapturka, bohaterkę artykułu to wydaje mi się, że ktoś kto przeszedł przez tyle formacji politycznych dysponuje szerokim zbiorem poglądów i wartości, albo a contrario bardzo wąskim :) Pozdrawiam

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.