Hanna Gronkiewicz-Waltz została baronessą mazowieckiej Platformy, czyli – mówiąc językiem zrozumiałym dla sierot po PeeReLu – przewodniczącą partii i miasta, taką mniejszą kopią Donalda Tuska, i na tych dwóch stołkach równocześnie zasiadać będzie przynajmniej przez tydzień, do referendum w sprawie własnego odwołania. Nie bardzo rozumiem ekscytację niektórych dziennikarzy czy blogerów, przecież to było jasne od samego początku – zablokować plebiscytu się nie udało, kampania zniechęcająca i nawołująca do bojkotu skutków nie przynosi spodziewanych a i nie udało się zniwelować złości warszawiaków chwilową ślepotą Straży Miejskiej i obniżką (pewnie również chwilową) cen biletów – trzeba było czym prędzej przygotować coś na otarcie łez i pokazać, że cała partia wspiera swoją panią prezydent. Proste jak kłąb kłaków, nie ma właściwie o czym gadać ani o czym pisać.
To znaczy nie całkiem, przepraszam, jedna rzecz jest. Otóż pani przewodnicząca w przemówieniu wygłoszonym podczas mazowieckiego zjazdu powiedziała rzecz mądrą. Naprawdę, to nie kpina, nie nabijam się i nie robię sobie jaj. Pani przewodnicząca powiedziała, że powtórzę, rzecz mądrą – mianowicie porównała referendum warszawskie do liberum veto. Bingo! Prawda, cała prawda i tylko prawda! Byłoby się z czego cieszyć gdyby nie fakt, że ta mądra prawda została wygłoszona absolutnym i całkowitym przypadkiem oraz – idę o zakład – że żaden z delegatów obecnych na sali nie pojął, w czym rzecz. Liberum veto dzięki komunistycznej propagandzie jest w ludzkiej świadomości tożsame ze szlacheckim warcholstwem i nic, nawet cud Tuska, nie jest już w stanie tego zmienić.
A przecież instytucja ta nie powstała po to, by jeden czy drugi szlachetka mógł zablokować niekorzystną dla siebie decyzję stanów sejmujących, ale po to, by jeden sprawiedliwy i uczciwy poseł był w stanie sprzeciwić się większości szkodzącej Ojczyźnie. Mądrzy nasi przodkowie uznali, że nawet jeżeli całą szlachtę przeżre korupcja i zdrada, nawet jeżeli wszyscy postanowią działać na szkodę Rzeczypospolitej przekupieni przez wrogie jej mocarstwa, to znajdzie się ten jeden, który się sprzeciwi i kraj uratuje. Temu samemu, droga pani przewodnicząca, służyć ma referendum w sprawie odwołania wójta/burmistrza/prezydenta – nawet jeżeli cała władza zblatowana z różnymi sitwami będzie dbać tylko o własne interesy szkodząc tym, których miała reprezentować to naród, społeczeństwo będzie mogło powiedzieć dość i wywalić tęże władzę na zbity pysk. Tak się stało w Elblągu, wcześniej w Bytomiu a teraz dzieje się w Warszawie. Przypadkiem powiedziała pani prawdę, choć – jak przypuszczam – wcale nie poprawi to pani samopoczucia co, szczerze powiedziawszy, mam głęboko w poważaniu – trzeba było myśleć zanim, wzorem Króla Słońce i premiera Donalda, uznała pani, że „Warszawa to ja”.