Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Solidarność to ciągle nie do końca zbadany temat

Dziś nie można już łudzić się, jakoby generał Jaruzelski wywoływał stan wojenny dla uniknięcia interwencji moskiewskiej. Stan wojenny ogłoszony został przez generała dla obrony systemu władzy, w którym był postacią centralną.

 Z prof. Wojciechem Roszkowskim, historykiem, rozmawia Grzegorz Eberhardt

– Rządzący w Polsce w 1981 r., wprowadzając stan wojenny, uzasadniają go do dziś zasadą mniejszego zła, czyli uprzedzenia planowanej interwencji sowieckiej...
– Dziś wydaje się być pewnym, iż taka ewentualność bliska była zeru. Większe prawdopodobieństwo ich bezpośredniej interwencji widziałbym w grudniu roku 1980. A zapobiegła jej, być może, solidarna postawa Zachodu, w tym głównie USA i Watykanu. Ale równie dobrze może się kiedyś okazać, iż był to tylko kolejny blef. W każdym razie, wydaje się, że w 1981 r. po kwietniowym spotkaniu Jaruzelskiego z Breżniewem, Jaruzelskiemu zostawiono wolną rękę. Wtedy tego się domyślaliśmy, dziś poznajemy z dokumentów.
Charakterystyczny jest tu, ogłoszony już w nowej epoce, zapis rozmowy Jaruzelskiego z marszałkiem Kulikowem. Generał dopytywał się go o ewentualną pomoc militarną, gdyby jemu coś nie wyszło… Dziś nie można już łudzić się, jakoby generał Jaruzelski wywoływał stan wojenny dla uniknięcia interwencji moskiewskiej. Stan wojenny ogłoszony został przez generała dla obrony systemu władzy, w którym był postacią centralną. Wbrew interesom kraju. W celu kontynuacji tego, co zaczęło się w roku 1944. Wspomniany dialog z Kulikowem stawia, moim zdaniem, kropkę nad „i”.


– Wspomniał Pan Profesor o spotkaniu Breżniewa z Jaruzelskim w kwietniu 1981 r. Przed kwietniem był marzec…
– Tak, pytanie o stan wojenny jest także pytaniem o tzw. kryzys marcowy. Pobicie działaczy związkowych sprowokowało Solidarność do mobilizacji w nieznanej dotąd skali. Nawet członkowie partii akceptowali wezwanie do strajku generalnego… Tyle że jednak władza wygrała tę konfrontację. W tym sprawdzianie okazała się skuteczniejsza. Wielka mobilizacja członków 10-milionowego związku okazała się w efekcie parą w gwizdek. Po marcu władza już wiedziała, że jest w stanie zapanować nad społeczeństwem. Ciekawe byłoby ustalenie prawdziwych powodów ich wygranej, ze staranną analizą działań agenturalnych… Na razie, choć minęło tyle lat, ciągle pozostają nam jedynie domysły i aluzje. Kryzys marcowy dalej jest tabula rasa, nie zapisaną tablicą. W każdym razie można założyć, iż właśnie względna łatwość rozładowania tak poważnego kryzysu, a nawet sterowania nim, przekonała Breżniewa, iż towarzysze znad Wisły mogą dać sobie radę. I tak też się stało.


– Jakie Pan widzi główne reperkusje stanu wojennego dla Polski?
– Wielowymiarowe. Po pierwsze ofiary bezpośrednie – zabici, ranni, internowani, aresztowani plus ogromna emigracja. Stan wojenny zmusił dziesiątki tysięcy Polaków akurat przebywających za granicą – a okres 1980–1981 był czasem względnie łatwego otrzymywania paszportu – do wybrania tzw. wolności. Choćby i wyjechali akurat jedynie na kilka dni w celach turystycznych. W rezultacie decyzji generała ich talenty i umysły zasiliły gospodarkę czy naukę Zachodu. Kosztem Polski. A iluż Polaków udało się na emigrację wewnętrzną? Ilu zrezygnowało z realizacji w PRL swych ambicji zawodowych, naukowych, czując obrzydzenie do wszelkiej formy współpracy z reżymem… Spójrzmy chociażby na wchodzące wówczas w życie zawodowe roczniki szkół artystycznych. Niewyobrażalne dziś dla młodych problemy wyboru. Proszę pamiętać o aktualnym wówczas bojkocie telewizji, radia czy pewnych teatrów, reżyserów. To są nieobliczalne straty intelektualne. A gospodarka? Rygory stanu wojennego miały ją ożywić i uzdrowić, a stało się dokładnie odwrotnie. Stan gospodarki podobny do roku 1978 osiągnęliśmy dopiero po kilkunastu latach. A przyczyną tego wszystkiego jest 13 grudnia, data zaistniała na stałe w naszym kalendarzu historycznym z winy konkretnych ludzi.


– A jakie były konsekwencje stanu wojennego dla Solidarności?
– Dziś to tylko związek zawodowy, ale Solidarność roku 1980 i 1981 to był ogólnonarodowy ruch odmowy komunie w imię niepodległości. Tak samo było w roku 1989. W stanie wojennym charakterystyczna była zmiana władzy w niektórych regionach Solidarności. Aresztowania oraz specyfika podziemnego istnienia spowodowały, iż na przykład w Regionie Mazowsze, po 13 grudnia, władzę w podziemiu przejęły osoby pozbawione mandatu wyborczego, nie te wybrane kilka tygodni wcześniej w demokratycznych wyborach, gdy rządy w regionie przejęli działacze związani z tzw. prawicą. I nie stało się tak dlatego, że owi „prawdziwi Polacy” – jak na nich mówiono, niewątpliwie złośliwie, w Warszawie, nie chcieli kontynuować działalności. Oni, po prostu, mieli gorszy dostęp do techniki, a więc na przykład do sprzętu poligraficznego. Nad tym, jeszcze w czasie legalnej działalności związku, kontrolę sprawowały kręgi lewicowe. A po 13 grudnia prasa podziemna stała się podstawą istnienia, działania i kreacji postaw. W rezultacie to raczej lewica solidarnościowa doprowadziła do „okrągłego stołu”. A o prawicowych działaczach roku 1981 zapadła głucha cisza. Warto, by historycy IPN czy Ośrodka Karta przeprowadzili badania nad wspomnianymi, mazowieckimi „prawdziwymi Polakami”. Podobne zjawiska występowały niewątpliwie także i w innych regionach. Solidarność to ciągle nie do końca zbadany temat.


– Pana prywatny, osobisty 13 grudnia 1981 r.…
– Banalny. W sobotę z rana zajrzał do nas teść, by powiedzieć o ciągłej obecności w telewizorze gen. Jaruzelskiego powtarzającego jakieś niezrozumiałe słowa… Byłem wtedy działaczem Solidarności na SGPiS, więc na wszelki wypadek kilka dni spędziłem poza domem. Władze nas jednak zbytnio nie nękały. Organizacja związkowa na uczelni była dość słaba, a więc dla nich niegroźna. Nastąpiło kilka roszad na stanowiskach, nikt nie został zwolniony. W stanie wojennym dokończyłem moją „Najnowszą historię Polski”, opublikowaną następnie pod pseudonimem Andrzej Albert. Pracę rozpocząłem jeszcze w 1979, a w okresie Solidarności, mimo zaangażowania w bieżące wydarzenia, udało mi się przeprowadzić dokładną kwerendę wydawnictw emigracyjnych. Z początku stanu wojennego pamiętam widok zaśnieżonej, ponurej ulicy Rakowieckiej naprzeciw SGPiS, w okolicy więzienia, i toczącego się nią mocno zawianego faceta zapewniającego wszem i wobec, że „wreszcie zrobimy porządek z tymi bradiagami!”. Do domu zapewne nie miał daleko, bo wiele kamienic w okolicy zamieszkiwały rodziny pracowników wiadomo jakiego resortu.


– Mija trzydziesty rok od tamtego dnia grudniowego…
– Przykre jest uczucie bycia w mniejszości. Niepokojący jest ten upadek moralności, osłabienie więzi społecznych. Oczywiście ani myślę o emigracji czy o załatwianiu zielonych kart dla dzieci i wnuków. Mamy jednak rządy, które nie robią wiele poza dbaniem o medialny wizerunek, a większość mediów im w tym pomaga. Co gorsza, ludziom to wystarcza. Ba, znalazło się 10 procent wyborczej społeczności, która wsparła partię „czarodzieja” z Biłgoraja, wabiącego młodzież nihilizmem. Już nawet SLD, co by nie mówić o nim, potrafił mieć zdrowszy stosunek do pewnych ważnych dla Polski spraw. Myślę na przykład o ich stosunku do Kościoła. Palikot pokonał „czerwonych”, prowokując ujawnienie się w Polsce agresywnego nurtu antychrześcijańskiego. Porażająca jest także ambiwalencja naszych elit udających jakoby nic się nie działo. Podobnie niepokojący jest stosunek władz i dużej części elit do wyjaśniania katastrofy smoleńskiej. Czyżby to była sprawa interesująca tylko dla opozycji? Bardzo dziwne.

Rozmawiał Grzegorz Eberhardt

Wywiad pierwotnie opublikowano w Tygodniku Solidarność, na Nowym Ekranie publikujemy za zgodą  Jerzego Kłosińskiego, Redaktora Naczelnego T.S.

Data:

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.