Od jakiegoś czasu obserwuje dyskusje czy środowiska nazwijmy to wolnościowe powinny się jednoczyć czy też nie. Jest UPR, KNP, partia Libertariańska, PJN, Koliber, Republikanie, część narodowców i troche innych pomniejszych stowarzyszeń i grup. Często słysze że to przysłowiowe "mnożenie bytów" czy też marnowanie sił.
Moim skromnym zdaniem tak nie jest... i nie należy się ŁĄCZYĆ, a co najwyżej WSPÓŁPRACOWAĆ i to głównie personalnie, a nie organizacyjnie.
Po pierwsze trzeba wziąć pod uwagę że wielu ludzi może nie zmieścić się w "formule" szerszych organizacji w których na pewno znajdą się ludzie o fundamentalnie innych poglądach. Łączenie w tym przypadku wyglądało by raczej jak 2+2=3 niż 2+2=4 a już na pewno nie byłoby 2+2=5, więc zamiast silniejsi będziemy słabsi. Dodam tu jeszcze oczywistość że sama partyjność w Polsce jest źle widziana, więc słuszniejszy jest kierunek budowy ruchów społecznych, niż "wielkich" parti poltycznych.
Po drugie ludzie muszą sobie uświadomić że żeby dokonać w Polsce fundamentalnej zmiany nie wystarczy cały ruch wolnościowy razem wzięty. Jest i długo będzie za mały. Należy wyciagnać ręce do ludzi których na pewno nie uznalibyśmy za swoich sojuszników, a raczej przeciwników. Trzeba to zrobić oczywiście taktycznie w konkretnych sprawach ale niestety bez ideologicznego "zabrudzenia" rąk się nie obejdzie.
Organizacyjnie również, ale potrzebne są ramy. Protokół zbieżności i ... rozbieżności :) Kiedyś coś takiego zrobiliśmy :)
Główną rolę odgrywają animozje personalne ale to tak mi się może wydaje. Bardzo pragmatyczna końcówka :) Konrad Mleczko