Polityk trzymający przed kamerami paczkę papierosów konkretnej marki, czy bawiący się butelką określonej wody mineralnej – to w krajach demokratycznych sytuacja nie do pomyślenia. Nie zdarza się, żeby premier rządu angażował się w kryptoreklamę. W kilka godzin po konferencji prasowej z udziałem loga takiej, czy innej marki polityk straciłby swoją pozycję i odszedł w infamii. Nie ma mowy, żeby premier Niemiec, czy Wielkiej Brytanii siedział przed komputerem, którego logo nie byłoby zasłonięte. Nie ma zupełnie mowy o tym, żeby paradował przed kamerami w dresie określonej marki. Tak się po prostu nie zdarza. A zupełnie karygodne byłoby, żeby taki festiwal kryptoreklamy odbywał się w kampanii wyborczej. Przyjrzyjcie się – politycy w innych krajach biegają, jeżdżą, pracują na sprzęcie No Logo!
Cóż zyskują koncerny tak gorąco przyjaźniące się z Donaldem Tuskiem? To aż nazbyt jasne – Tusk, dzisiaj łączący dwie funkcje medialne, pojawia się i jako premier, i jako lider partii kandydującej w wyborach - w każdej polskojęzycznej (i nie tylko) telewizji pokazuje się na ekranach przynajmniej przez godzinę dziennie. Znawcy reklamy wiedzą, że to dla koncernów nie tylko kwestia czasu antenowego wykradzionego z telewizji, ale również efekt halo – nic tak dobrze nie robi marce, jak osoba publiczna, która z definicji musi budzić szacunek. Premier to prawdziwy rarytas!
Kryptoreklama już raz w polskiej polityce szalała – w latach 90. To z powodu wygłupów reklamowych parlamentarzystów powstała w Sejmie komisja etyki poselskiej. A parady posłów pod markami najróżniejszych koncernów ucichły.
Przyjrzyjmy się w jaką działalność zaangażował się Tusk w gorącym okresie wyborczej kampanii. Dres Nike z logiem Orange. To drugie to sieć telefonii komórkowej nielubiana przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (nie bez powodu!) – pierwszy koncern natomiast jest adresatem największego w historii świata protestu organizacji międzynarodowych i społecznych. Nike od ponad dwóch dekad wykorzystuje dzieci i kobiety pracujące w niewielkich fabrykach w krajach Azji Południowej i Wschodniej szyjące produkty Nike i naszywające nań popularny symbol Swoosha. Przymusowe aborcje, sterylizacje, obowiązkowe badania miesiączki w zakładach pracy, praca ponad siły i znęcanie się nad pracownikami są w fabrykach pracujących dla Nike na porządku dziennym! I o to właśnie trwa wojna z Nike niemal w całych Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.
Być może jest to nieświadoma wskazówka Tuska, w którą stronę chce zaprowadzić nasz kraj. W stronę taniej i wykorzystywanej ponad miarę siły roboczej. Sam Tusk zajmie się zaś reklamowaniem tych co bardziej znaczących marek.
W poniedziałek oficjalnie zapytamy premiera w jakim stopniu reklamowane przez niego marki angażują się w finansowanie kampanii wyborczej PO oraz jaką on sam czerpie z tego korzyść.
Tekst przygotowali Paweł Pietkun i Małgorzata Dudek. Źródło: portal NowyEkran.pl zamieszczono za zgodą autorów.