Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Horst Bienek: „O Celi”

Publikujemy wypowiedź H. Bienka odnośnie celi pojmowanej egzystencjalnie.

Publikujemy wypowiedź H. Bienka odnośnie celi pojmowanej egzystencjalnie.

Najpierw książka ta miała nazywać się „W brzuchu wieloryba”, tytuł obrazowy, bogaty w znaczenia, metaforyczny. Czyż sam nie przebywałem cztery lata w brzuchu wieloryba, w ciemności, w więzieniu, a potem nie zostałem wypluty do życia, ku wolności? Długie lata nosiłem tytuł ten w głowie, już w celi, potem w workuckim obozie pracy, także później, gdy byłem już wolny i wciąż od nowa starałem się literacko zapanować nad problemem uwięzienia. Lecz gdy uporałem się wreszcie z tą powieścią, wiedziałem, że mógł do niej pasować tylko jeden tytuł, skąpy, trzeźwy, lapidarny: Cela.

Tymczasem mój zamysł, oczywiście, ulegał pewnym przemianom, choć cierpiące „ja” wciąż jeszcze znajdowało się w centrum uwagi, lecz wydawało mi się, że teraz ustępuje i zanika; ważniejsza, a także jako obraz zmysłowy potężniejsza, stawała się CELA, uosobienie ucisku. Poza tym minął dla mnie czas metafor. W pierwszych wierszach, jakie zabrałem z sobą z Archipelagu Gułag, wszystko było jeszcze zaszyfrowane, tajemnicze, były tam Silosy udręczenia, Galery snu, Naczynia ze smutku. Teraz było inaczej. Chciałem napisać książkę realistyczną, a przy tym marzył mi się nowy, subiektywny, ekstatyczny realizm, który miał mieć także charakter paraboli. Nie sprawozdanie o przeżyciach czy reporterska rzeczywistość. Miliony siedziały w obozach koncentracyjnych nazistów, miliony w stalinowskich obozach pracy, uwięzienie stało się stygmatem tego stulecia — jakaż hybris, chcieć narzucić innym własne, prywatne przeznaczenie. A jeśli się to czyni, wówczas trzeba opisać to tak, żeby stało się to również paradygmatem dla innych. W tym, co indywidualne, chciałem pokazać to, co uniwersalne.

Naturalnie musiałem / chciałem wyjść od czegoś autobiograficznego, sądzę bowiem, że literatura, jeśli jest ważna i istotna, zawsze ma coś wspólnego z życiem autora — wcale jednak nie zamierzałem pisać własnej biografii. Przeżyłem sytuację podstawową: izolatkę. Reszta jest wymyślona. Nie chciałem, żeby ktoś uznał tę powieść tylko za zamaskowaną biografię, i dlatego z premedytacją główną postać (o bohaterze nie może być mowy) uczyniłem o dwadzieścia lat starszą. Jest nauczycielem rysunku, nie nosi żadnego nazwiska, ma pozostać bezimienny, jak wiele milionów. „CELA Bienka jest pomnikiem bezimiennego Łazarza połowy tego stulecia”, napisał krytyk Peter Jokostra. I coś takiego właśnie było moim zamierzeniem. W języku niemieckim stała się ona jedynym literackim świadectwem archipelagu Gułag.

Powieść ledwo szkicuje konkret biograficzny. Miałem 21 lat, byłem studentem w Berlinie Wschodnim, gdy 8 listopada 1951 roku zostałem aresztowany i przez sowiecki trybunał wojskowy (sprawy polityczne były wtedy jeszcze rozpatrywane przez władze okupacyjne) skazany na 25 lat pracy przymusowej za „propagandę antysowiecką”. Wiele miesięcy spędziłem w izolatce, potem deportowano mnie do osławionego rejonu obozów karnych Workuty, między północnym Uralem a Morzem Lodowatym, gdzie przebywało chwilami do stu tysięcy więźniów politycznych. Pracowałem cztery lata w kopalni węgla. Pod koniec 1955 roku zostałem amnestionowany.

Najstraszniejszym doświadczeniem był dla mnie upadek z wolności w uwięzienie, w izolatkę, czekanie na przesłuchanie, na zarzuty, wyrok; nie upływający czas. To jest także sytuacją podstawową tej powieści. W jaki sposób człowiek przeżywa celę, ponosi klęskę, jest przez nią upokarzany, jak ostatecznie przyjmuje ją, zdobywa, aby w końcu stać się nawet „człowiekiem celi”. Być może tylko w ten sposób potrafi ją przezwyciężyć. To, co na zewnątrz, to, co minione, wolność, to, co osadza się we wspomnieniach i snach, to wszystko stanowi rany dla kogoś, kto chce przetrwać. Musi zatem z tym walczyć. Dla kogoś, kto chce wyjść z celi, ważne jest tylko jutro, zmiana. Ale rzecz jasna, przeszłość nie daje się wymazać: „Jak człowiek nie może żyć bez snów, tak nie może żyć bez wspomnień”, piszę w Celi.

I, co wydaje mi się może jeszcze ważniejsze, jest to książka o czasie. O czymś, co można by określić, jako stan spoczynkowy czasu. Nie wiemy, jak długo ten człowiek znajduje się w celi, wiemy jedynie, że przez jakiś „nieskończony czas” leży na pryczy, światło reflektora myli mu porę dnia i porę nocy, a rytm wydawania posiłków jest tak regularny, że nie stanowi punktu odniesienia. Jedyną osobą, z którą mógłby porozmawiać, jest sanitariusz leczący i opatrujący jego czyraki — lecz ten jest głuchoniemy. Dlatego ten człowiek wymyśla sobie nową miarę czasu, może wraz ze zmianą warty na korytarzu, albo czasowym oddaleniem między dwoma rozczarowaniami, miarę czasu, którą nazywa wymyślonym słowem Obrinska. To, na co czeka, jest pewną zmianą i niechby była tylko tak nieznaczna (choć dla niego radykalna) jak przesłuchanie: wówczas znowu mógłby odmierzać czas. Lecz nikt go nie zabiera. Nie ma żadnych zmian. „Ta cela od początku jest mi przeznaczona”. Czy cela rzeczywiście jest od początku przeznaczeniem tego człowieka? Bo jeśli człowiek tylko wystarczająco się upokorzy, ujawni się także ukryta wina. Kto z nas jest bez winy? — mówi się w Biblii. A nauczyciel rysunku pyta w pewnym miejscu: „czy byłem sprawcą byłem świadkiem byłem wspólnikiem?” Jest to postawa chrześcijańska, nie do zrozumienia bez Dostojewskiego.

Logiczne jest zamknięcie kompozycji, także językowo, identyczne jak początek, okrążenie czasu: opis celi, opis więźnia na pryczy, opis rzeczy znajdujących się wokół niego. Tylko że teraz ma zabandażowane obie nogi — na początku tylko jedną.

Jest to pewna sytuacja egzystencjalna. Ma wszelako tło polityczne, historyczne, realne, co przedstawiłem umyślnie tylko w kilku zapalających się okruchach rzeczywistości. Jest to Berlin lat pięćdziesiątych. Dyktatura umacnia się. Temat ponadczasowy.

Także formalnie powieść ta jest celą. Nie ma rozdziałów, lecz cele narracyjne, czasami składające się z jednego jedynego zdania, bez kropki na końcu, które potem ponownie przekształcą się w następną celę narracyjną. Czytelnik od początku do końca nie wychodzi z celi, nie ma zasłony, wspomnienia urywają się niespodziewanie, zanim przyjmą postać narracyjną i mogłyby stać się opowieścią. Nie bez przyczyny pierwsze zdanie brzmi: „Dobrze więc: żadnych powtórzeń, zostawmy na boku stare historie”. Stąd też motto, zaczerpnięte z Jeana Cayrola. A zarazem jest to wyzwanie, rzucone konwencjonalnej narracji, która okaleczyłaby rzeczywistość. To motto było więc dla mnie czymś w rodzaju formalnego programu:

„W literaturze łazarzowej nie ma żadnych zdarzeń, napięcia, intrygi, osoby poruszają się skokami, czasami pochylone jak zwierzęta w dżungli, czasami umierające z tęsknoty, że znowu odnajdą się, zrozumieją i pokochają. Bohater takiego twórcy jest zawsze gotowy do skoku, nie zna przerwy na zaczerpnięcie oddechu, żyje tylko rozwiązywaniem jednej pasji, bez której nie nastąpi rozwój i rytm, nierozważny, tu i tam rzucany w różnorodność epizodów, tu i tam rozdzierany między zdarzeniami a pewnego rodzaju okaleczeniem rzeczywistości…”

Podczas pracy nad Celą przypadkowo (jeśli wierzy się w przypadki; ja nie) wpadł mi do ręki cieniutki, wydany zaraz po wojnie także w niemieckim tłumaczeniu tomik Jeana Cayrola, o którym przedtem nic nie wiedziałem: Obrona literatury łazarzowej. Poczułem, że to co czytam, elektryzuje mnie, bo dokładnie taka była moja intencja, dokładnie tak zaprojektowałem moją książkę. U nas jednak pojęcie „literatura łazarzowa” nie przyjęło się, już bardziej w USA i Francji, gdzie obejmuje pewną określoną tradycję, od Dostojewskiego do Kafki i Sołżenicyna…

Przez długie lata, półtora dziesięciolecia, miałem tylko jeden temat, który stał się dla mnie pewnego rodzaju obsesją: więzienie, cela, aresztowanie, samotność, izolacja, ciemność. Rozważałem to w książkach Sennik uwięzionego, Nocne fragmenty i co było co jest: realistycznie, poetycko, metaforycznie. Dopiero wraz z czwartą książką, z tą powieścią, uznałem, że ten temat wyczerpał się. (Potem podjąłem go już tylko raz, oczywiście w całkiem inny sposób, w długometrażowym filmie fabularnym Cela, który nakręciłem w latach 1971/72.) Być może pisanie o tym było dla mnie też rodzajem autoanalizy. Gdy pisałem ostatnie zdanie Celi, wiedziałem już, było to w pewien kwietniowy dzień 1968 roku, około trzeciej nad ranem (piszę zawsze nocami), że na zawsze mego „bohatera” zaryglowałem w celi: dla mnie zaś była to ucieczka z tej celi.

Czekał już na mnie inny temat, który obecnie więzi mnie już też prawie całe dziesięciolecie: dzieciństwo. A ono znajduje się już przecież w powieści Cela: wspomnienia, na siłę wypierane, wywołują kraj jego (mego) pochodzenia, Górny Śląsk, miasto Gliwice, blisko polskiej granicy, gdzie urodziłem się 7 maja 1930 roku, gdzie spędziłem też dzieciństwo, szyby górnicze, hałdy nad Kłodnicą, głębokie, mroczne, nieskończone lasy Wschodu, zagadkowe obrazy winy / snu / przerażenia. A mocniej: Wschód, który nie jest tylko „utraconą Ojczyzną”, lecz określonym krajobrazem, specyficznym doświadczeniem, mitonośną prowincją. „Prawdziwymi literackimi prowincjami są prowincje utracone”, powiedział Joseph Roth, który stał się moim mistrzem. Bo czyż każdy autor nie zajmuje się w gruncie rzeczy poszukiwaniem swego dzieciństwa? Powieść Cela uwolniła mnie do innego, jeszcze większego tematu, dzieciństwa, do sięgającego teraz daleko, wściekłego od wspomnień, epickiego opowiadania.

Za zgodą Autora

przełożył Andrzej Pańta

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.