Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Diabeł a „Solidarność”, czyli...

Komuny rechot zza grobu

Komuny rechot zza grobu


Oczywiście ten rechot rozlega się z okazji obchodów 30-lecia Panny „S”, już dawno wszak niecnotliwej, zgwałconej wielokrotnie i sponiewieranej przez jej ojców i matki i wrogów i wielbicieli. Pozostali już tylko ostatni Mohikanie naiwnej miłości prawdy i wiary w 21 postulatów. Obserwując wydarzenia towarzyszące kolejnej okrągłej rocznicy powstania związku i ruchu społecznego chciałoby się rzec za ludową mądrością, że „ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni”… ale i dodać, że wszyscy biesi szaleją w korowodzie piekielnego tańca wściekłej a nienawistnej radości, bo się tak zamieszać udaje. A że obserwatorzy, głównie biedni szarzy Kowalscy czy Nowakowie (z góry przepraszam nosicieli tych najliczniejszych w Polsce nazwisk), patrzą z przerażeniem, biadają i w ogóle… Nic nie rozumieją? Zniechęcili się? I o to właśnie chodzi…
Postulaty
Na zdjęciu wizualizacja postulatów sierpniowych na Wrocławskim Rynku.

Tak, wydaje się, że wielu zainteresowanym przede wszystkim o to chodzi, aby obrzydzić ludziom ideały Sierpnia 1980 roku. Bo wtedy nie będą się upominali o Polskę Solidarną, ani nie będą dawali posłuchu tym, którzy wołają, że postulaty pasowałoby jednak zrealizować. A tymczasem nawet kiedy już absolutnie uwierzymy, iż stosunki ekonomiczne całkowicie wyreguluje niewidzialna ręka liberalnego rynku, podstawą państwa pozostanie jednak Człowiek. Jeden człowiek, każdy człowiek, wszyscy ludzie. A jeżeli o nich zapomnimy to oni… Przypomną o sobie, a także o tym, że państwo bez nich nie da rady funkcjonować i nawet owa liberalna gospodarka też, bez człowieka, bez ludzi nie pojedzie i sama się nie rozpędzi. Co najwyżej zapędzi gdzieś het, w kozi róg. Pojedynczy człowiek ginie w masie równie szarych innych ludzi, i nawet kilku ludzi też zginie. Ale jeżeli owych ludzi będzie Wielka Gromada, która będzie miała twarz każdego z nich a na sztandarze – a tym bardziej w sercach – wypisane „Solidarność - to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie; a więc nigdy jeden przeciw drugiemu”… to rządzący nie powinni spać spokojnie, dopóki nie zapewnią człowiekowi godziwego traktowania i przyzwoitej egzystencji. Chleba i pracy. Każdemu człowiekowi. Zatem po 30. latach ideały przyświecające robotniczemu zrywowi i społecznemu ruchowi narodowemu Polaków nadal są niebezpiecznym wyzwaniem dla władzy. Tylko, że dzisiaj znacząca większość owej władzy pochodzi spośród tamtych buntowników. Ale jak się wydaje, nie wszyscy oni pamiętają, o co tam wtedy „biegało”? Albo, co gorsza, zbyt dobrze pamiętają, i dzisiaj tym bardziej wiedzą, że znacznie wygodniej jest tamten zryw zamknąć w muzeum czy skansenie, a ideały do archiwum. Bo jeżeli nie, to… trzeba je realizować.

Media dławią się „sensacyjnością” informacji o wydarzeniach na gdyńskim zjeździe NSZZ „Solidarność” i tym, że jednych wygwizdano, innym robiono owacje. Także niektórzy politycy pałają „świętym” oburzeniem z tegoż samego powodu, ale oni miny obłudnych bazyliszków pokrywają dyskretnym uśmiechem satysfakcji. Ot, polski kontredans czyli polskie piekiełko. A jednak… Delegaci na związkowy zjazd mają prawo do oceny polityków i uznania, którzy z nich o realizację ideałów świata pracy (ach, wiem, że to brzmi jak z tamtej epoki… ale… wiecznie żywe…) dbają, a którzy o nich zapomnieli. I nie ma w tym polityki, chyba, że uznamy, iż polityką jest każda ocena kogokolwiek i czegokolwiek. Ale moim zdaniem to nie „Solidarność” jako związek zawodowy jest upolityczniona. Ona tylko przypomina rządzącym o ich obowiązkach. Takie jej prawo i o nie także walczyli ludzie Sierpnia ’80. To tylko politycy zapomnieli o wrażliwości społecznej, a hasła pomocy ludziom pracy czy poprawy polskiej gospodarki wyciągają jedynie przy okazji kampanii albo koniunktury. A jeżeli już mają je w programach, to albo do celów ściśle pragmatycznej manipulacji publiczną opinią, jak SLD, które od lat nie jest ugrupowaniem lewicowym a wyłącznie antyklerykalno-liberalnym, albo jak PiS, proste jak z XIX w. i uporczywie obśmiewane przez polityczną konkurencję. Tylko, że – zapatrzeni w przyszłość – niektórzy nie zauważają, że w kanonach zaspokajania ludzkich potrzeb podstawowych niewiele się nie zmieniło nie tylko od owego XIX w. ale w ogóle. Nie wynaleziono nic zamiast jedzenia, leczenia, snu czy odpoczynku. Ludzie nadal są ludźmi a nie cyberrobotami. Nic więc dziwnego, że także postulaty Sierpnia ’80 nadal pozostają aktualne i trzeba je realizować, jak też czuwać nad tymi już zrealizowanymi, aby ich osiągnięć nie zaprzepaścić. Można więc było się spodziewać tego, że politycy na zjeździe Panny „S” zostaną potraktowani jak politycy, bez względu na to, z jakiej opcji się wywodzą. I nie ma co załamywać rąk nad tym, że przynajmniej działacze związkowi nie chcą kierować się obłudą i koniunkturą.

Bardzo sprytnie rozegrał sprawę obecny prezydent RP Bronisław Komorowski. Ot powołał się na Wielkiego Papieża-Polaka a potem ni z tego ni z owego zadeklarował, że solidarną Polskę można zbudować… Oczywiście tylko razem, a nie przeciw sobie. Zapewne tym „pociągnięciom” – oraz jednak majestatowi urzędu – zawdzięcza, że przynajmniej jego wysłuchano w jakim takim skupieniu i ciszy. Jednak paradoksalnie, swymi słowami potwierdził, iż rację miał jego poprzednik, Lech Kaczyński, dla którego budowa Polski Solidarnej, Polski dla ludzi, wszystkich ludzi, a nie dla kolesiowskich „elit” była jednym z konstytutywnych, wręcz sztandarowych wyzwań i elementów kampanii oraz całej kadencji. Czyżby więc szansa kontynuacji? Nie wierzę. Ale zagranie politycznie poprawne. Tylko nie wyobrażam sobie tego podziału władzy, czy raczej rozegrania, kiedy urzędujący prezydent patronował będzie walce o solidarnościowe ideały przeciwko kolegom z rządu ustanowionego przez partię, z której sam się wywodzi.

Lech Wałęsa najzwyczajniej zdezerterował. To taka cecha owego lidera, Znaku i Żywego Pomnika całej idei „Solidarności”, że czasem, a najczęściej właśnie tam i wtedy, kiedy powinien być, dać świadectwo, stawić czoła… znika, rezygnuje z oświadczeń. Może nawet nie z własnego konceptu, ale za podpuszczeniem czy podpowiedzią różnych „mądrych” politykierów. Paradoksalnie tych, którzy najpierw opluwali go ile mocy w płucach i gardzieli a także konkurowali z nim do prezydenckiej godności, choć chyba bardziej powinna to być służba, którzy kiedyś doradzali mu i pomagali robić „nocną zmianę”, później wraz z następcą na prezydenckim urzędzie „wybierali przyszłość”. Bo ja nie wierzę, że Lech Wałęsa nie ma tyle odwagi, nawet wobec grupy, w której wielu jest jego oponentów, zresztą nie z niechęci czy nienawiści, ale najzwyczajniej z żalu, że nie skończył tego co zaczął. Wszak swoją odwagę w różnych sytuacjach także pokazał. Ale jakoś fatalnie przeplata się owa odwaga z wycofywaniem się z dobrej drogi, z blokowaniem spraw najważniejszych. A później Żywy Pomnik obraża się na niedoskonałość rzeczywistości, ogłasza żal do wszystkich, że go nie szanują. Ale czy sam o to dba? I tym razem, zamiast z godnością być z ludźmi wybrał pławienie się w blasku jupiterów na obchodach wśród society, zaś swoją nieobecność na zjeździe uznał za „dobrą decyzję”. Ba, używając znanych już frazesów o „zwijaniu sztandarów historycznej „Solidarności”” czy też „upolitycznianiu związku” usiłuje dorabiać ideologię do swojego wycofywania się z ideałów Sierpnia ’80. Czy nie pamięta, że przecież wtedy także władze twierdziły, że „Solidarność” jest „upolityczniona”? Zatem taka postawa nie przystoi Symbolowi i Żywemu Pomnikowi nawet jeżeli ma tak ludzki temperament jak Lech Wałęsa. I jeżeli „wykręciłby” taki „numer” przed dwudziestu laty, to zapewne ci, którzy dzisiaj pieją na jego cześć peany unurzali by go w błocie po same siwe skronie, a nawet z czubkiem głowy. Ale dzisiaj taki właśnie Lech Wałęsa, który nie jest ze swoimi, ale przeciw nim jest wygodny dla tych polityków, którzy uwielbiają w „mętnej wodzie ryby łowić”. I szkoda, że tego nie widzi tak wytrawny wędkarz jak Lech Wałęsa.

Premier Donald Tusk po raz kolejny pokazał, że stoi tam, gdzie stoi. Bo nie wystarczy najładniej nawet mówić o ideałach przy okazji rocznicy, jeżeli za mową nie idą czyny. Trzeba je realizować w codziennym życiu. Tym bardziej, jeżeli dzięki tym ideałom piastuje się najwyższe w państwie urzędy. Dowodem i efektem zwycięstwa ideałów Sierpnia ’80 jest także to, że dzisiaj „Solidarność” nie liczy 10 milionów członków i nie ma co tym statystycznym frazesem się podpierać. Aby być wiarygodnym dla zwykłych ludzi, którzy prawdziwą Polskę widzą nie tylko z okien rządowej limuzyny trzeba „język miłości” PO ubogacić chociaż trochę o prawdę PiS-u i głosić to nie ustami spienionego posła Niesiołowskiego, ale raczej wyciszonego Gowina. Wtedy także poseł Gowin lepiej odegra swoją rolę „ludzkiego i życiowego przyzwoitego chłopa”. I zapewne dlatego że właśnie na co dzień owych akcentów brakuje, to, co przeszło prezydentowi, powołanie się na Jana Pawła II, w ustach premiera zostało przyjęte z oburzeniem.

Jedynie Jarosław Kaczyński miał odwagę stawić czoła problemowi podziałów w dzisiejszej „Solidarności”. A przecież wobec pędzącego naprzód życia podziały są naturalne. Jednym wystarczyło, że dzięki ideałom „ustawili się” w życiu, inni, nawet „ustawieni” nie chcą zapomnieć o niezrealizowanych ideałach. Ale czy tylko Jarosław Kaczyński zdaje sobie z tego sprawę? Nie, na pewno nie, i zapewne wszyscy pozostali obecni i nieobecni także świetnie o tym wiedzą. Ale tylko Jarosław Kaczyński wygrał na autentyczności, na prawdzie. Powiedział o tym, co wszyscy widzą, ale wobec czego pochowali się w mysie dziury nie przybywając na zjazd, albo próbowali fakty zamalowywać farbą „okrągłych słówek” i pięknej frazeologii. Protezami cytat& oacute;w z Papieża-Polaka i obłudnym odwoływaniem się do tego co było przed 30. laty. A przecież „Solidarność” i jej zjazd jest tu i teraz a reakcja delegatów nie świadczy o niczyjej niechęci czy nienawiści, ale o… konieczności konsekwentnej realizacji ideałów Sierpnia ’80. O której jakby wszyscy poza Jarosławem Kaczyńskim… zapomnieli?

Oddano cześć tym, których na zjeździe zbrakło, prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, ks. Henrykowi Jankowskiemu, Annie Walentynowicz, powszechnie wszak znanej jako Anna „Solidarność” i symbol co najmniej równy Lechowi Wałęsie. Niejako w zastępstwie tej ostatniej jako „symbol” robiła Henryka Krzywonos. I oczywiście zachowała się dokładnie odwrotnie, niż kiedyś przed laty, gdy w swoim tramwaju „dała po hamulcu”. Tym razem w „nieplanowanym” wystąpieniu – kto nie wiedział, że trzeba będzie popluć na Kaczora, ten nie wiedział – przejechała się na pełnym gazie po ideałach Sierpnia ’80 i ich ostatnich obrońcach, swoich przecież kolegach. W sposób oczywisty widać było, że chciała Jarosława Kaczyńskiego sprowokować ale na szczęście było to tak „grubymi nićmi” szyte, że nawet przedszkolak by się zorientował. Bo jak można zarzucać obrażanie komuś, kto przypomina, że ideały nadal są ważne i trzeba je realizować i jak można twierdzić, że to przypominanie kogokolwiek obraża. Ale dzisiejsza Henryka Krzywonos to nie tamta odważna sprzed trzydziestu lat. Dzisiaj jest po prostu modna. Wszyscy jej przyjaciele plują, to i ona chce popluć. Niestety, to właśnie takie wystąpienia powodują, że chociaż Janusz Śniadek mówi o jednej „Solidarności” związek jest najlepszym dowodem pluralizmu. Tylko czy o taki pluralizm chodziło w Sierpniu 1980 r.? Co kto lubi…

Do akcji natychmiast wkroczył chór pouczaczy i klakierów, którzy wołają z obłudą na licach, jakież to zgorszenie i poruta… Tylko czy aby sami nie są tychże sprawcami? Czyż Tadeusz Mazowiecki czy Bogdan Borusewicz nie mają wystarczająco godziwych kart w życiorysach, aby i dzisiaj z podniesionym czołem stanąć wśród ludzi i z ludźmi, a nie tam gdzie medialna moda i polityczna prywata? Rocznica Sierpnia ’80 aż się prosiła o jedność tych właśnie ludzi, i z Lechem Wałęsą na czele, o jedność wszystkich, którym kiedyś bliskie były solidarnościowe ideały. Bez fochów i bez kaprysów. Bo kiedy nie stanęło się na wysokości zadania, obrażanie się na fakt, że ludzie to dostrzegli i pamiętają, jest naprawdę złym przykładem. I nie zalakierują tego żadne słowa, hucpy i frazesy. Nie pomogą nawet dyspozycyjne media. Bo pospolitość skrzeczy. Niestety dzisiaj zwyciężyła doraźna polityka… ta pospolita i bez ideałów. Tym bardziej bez ideałów „Solidarności”. Zatem gdzie Polska? Gdzie Solidarność?

Jest faktem to co powiedział przed dwoma dniami Lech Wałęsa, acz na innym spotkaniu, widocznie dla niego ważniejszym niż „Solidarność”. Że gdy przed 30. laty rodziła się Panna „S” nikomu nie śniło się, że przewróci i kompletnie rozbije polityczny układ sił w Europie, a zatem i na świecie. Że Polacy, jeszcze w tym samym pokoleniu będą mieli szansę żyć w niepodległym kraju jako wolni obywatele. Jest faktem, że tak naprawdę jedynie Jarosław Kaczyński te najważniejsze walory zwycięstwa „Solidarności” podkreślił i docenił. Zarówno w znaczeniu zewnętrznej suwerenności Polski jak też wolności jej obywateli. I wskazał przy tym na to, co widać gołym okiem… że zagrożenia dla tej wolności nadal istnieją. W kłamstwie, manipulacji i oszustwie, w próbach ogłupiania ludzi. A że miał rację przekonuje wystąpienie Henryki Krzywonos. Daj Boże, że ona tylko nic nie zrozumiała. Ale jej wypowiedź świadczy raczej o tym, że cokolwiek by powiedział Jarosław Kaczyński, chciała go tylko opluć. Pozostali zjazdowi goście mówili „na okrągło”, ot tak, żeby wiele mówiąc nic nowego nie powiedzieć i …nikomu się nie narazić. Mówili aż… za pięknie i dlatego byłbym bardzo ostrożny w wierzeniu, że idziemy ku lepszemu. Ale pociesza mnie fakt, że jest jeszcze „Solidarność” i solidarność. I że ta w cudzysłowie jest poważnym związkiem, który nie boi się dyktatu zdominowanych przez jedną opcję mediów i układów, ani fochów i kaprysów strojonych przez „obrażonych” frustratów. Że ta bez cudzysłowu nie dała się zmanipulować politykierom, nie dała się zakrzyczeć nawet Henryce Krzywonos. Ale to wszystko co wydarzyło się na zjeździe i w ostatnich dniach w związku z rocznicą Sierpnia ’80 wskazuje, że postulaty „Solidarności” i Solidarności nadal powinniśmy realizować.

Kiedy przed trzydziestu laty w małym miasteczku (mniejsza o jego znane imię) powstawały pierwsze organizacje „Solidarności” w dwóch wiodących zakładach pracy, dyrekcja jednego z nich podjęła błyskawiczną „kontrrewolucję”. Dwóch tymczasowych liderów związku przekupiono, aby złożone listy z podpisami pracowników zgłaszających związkowy akces przekazali nie do „Solidarności”, która – jak z tego wynika – już w połowie września 1980 r. była uważana za groźną dla komunistycznych układów, ale do odnowionego związku metalowców. Kiedy sprawa się wydała, dwóch zaprzańców pracownicy omal nie zlinczowali, ale… Dzisiaj podjudzani na siebie nawzajem niektórzy ludzie „Solidarności” i Sierpnia ’80 zachowują się dokładnie jak tamci dwaj. Podważają ideały, które ich onegdaj jednoczyły… lekceważą swoich współtowarzyszy… Ale czy naprawdę nieważne jest, gdzie ideały? Czy ważne tylko gdzie dobrze i modnie?

W latach międzywojennych znany pisarz, były legionista, ale przecież bezdyskusyjny piłsudczyk i niepodległościowiec, Juliusz Kaden-Bandrowski opisując różne niedoskonałości odradzającej się Rzeczypospolitej, określił tę sytuację jako „radość z odzyskanego śmietnika”. Nie wiem, czy parafrazowanie go byłoby dzisiaj na miejscu, bowiem w potoku opluwania chyba tylko… spluwaczkę można by przywołać. Nie pasuje… Ale przecież owa „komuna” nie tylko chichocze, ale wręcz rży i rechocze, ryczy i wyje zza grobu (czy ona naprawdę jest w grobie?) ze śmiechu… To co nie udawało się przed laty, ani prośbą, ani groźbą, ani prowokacją, bo ludzie pamiętali o ideałach Sierpnia ‘80, teraz udaje się bez problemu… Sami sobie to robią… ludzie posierpniowi i jeszcze szczerzą żeby przed kamerami, albo pokazują demonstracyjne „zafrasowanie”. Solidarni? W czym…? W złym? A diabeł zaciera ręce…

(mic)

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.