Manifestacyjny pogrzeb w Bydgoszczy
Pogrzeb Aleksandra Fedorowicza stał się w Bydgoszczy rodzajem manifestacji. Liczbę uczestników konduktu pogrzebowego, który wyruszył z kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników, parafii zmarłego, na odległy o 3 kilometry cmentarz, szacowano nawet na 20 tysięcy.
– Władze lokalne się postarały, pogrzeb był godny i wzruszający, ludzie na trasie przemarszu rzucali kwiaty – wspomina Dariusz Fedorowicz. Jeśli coś go zdziwiło, to media, które podały, że w pogrzebie jego brata wzięły udział… setki bydgoszczan.
O śledztwie, prowadzonym w sprawie roztrzaskanego pod Smoleńskiem tupolewa, doktor Fedorowicz nie ma dobrego zdania, widząc w nim bardziej próbę zacierania śladów niż zamiar ustalenia faktycznego stanu rzeczy.
– Jesteśmy całkowicie zdani na własne siły, pozostawieni samym sobie, bez żadnej pomocy ze strony polskiej prokuratury, która tylko próbuje być przyjazna – wtóruje mu Andrzej Melak, brat Stefana, inicjatora Komitetu Katyńskiego, znanego działacza niepodległościowego. – Tam, gdzie spodziewamy się konkretnej odpowiedzi, słyszymy zaraz, że sprawę badają specjalistyczne instytuty, a gdy już ją zbadają, to z powodu tajemnicy śledztwa nie mogą ujawnić.
Prognozy mecenasa Rogalskiego
– Rodziny, i to zarówno w przypadku osób, które ustanowiły swych pełnomocników, jak i tych, które takich pełnomocników nie mają, mogą dziś uzyskać wgląd w akta sprawy i sporządzać ich fotokopie – wylicza Rogalski. – Przysługuje im też prawo do składania wniosków dowodowych, czyli zachowują wszystkie uprawnienia wynikające z kodeksu postępowania karnego.
Rafałowi Rogalskiemu, jako jedynej dotąd osobie, prokuratura wojskowa udostępniła pełną dokumentację tej sprawy, łącznie z aktami opatrzonymi klauzulą „tajne”. Co ciekawe, daleko idące wnioski Rogalskiego sprzed 2–3 miesięcy, w których postulował potrzebę rozszerzenia materiału dowodowego, dotąd zbyt opieszale dostarczanego przez stronę rosyjską, polscy śledczy przyjmują teraz za swoje, widząc w nich po prostu warunek konieczny dalszych postępów śledztwa.
200 kilogramów dowodów
Beata Gosiewska, wdowa po wicepremierze i przewodniczącym klubu parlamentarnego PiS, przeżyła wstrząs, gdy młody żandarm, który przywiózł jej z Mińska trochę rzeczy po mężu, wyciągnął również szyte na miarę ubranie.
– Był to garnitur, który dałam wujowi Przemka, kiedy wraz z żoną jechał do Moskwy, żeby zidentyfikować ciało, jako ubranie dla męża do trumny. Wuj wręczył to pracownikom polskiego konsulatu, jeszcze się upewniał czy przekazali komu trzeba… No, a teraz garnitur wrócił do mnie – mówi Gosiewska.
Szczątki samolotu jeszcze do niedawna leżały pod gołym niebem, a resztki ubrań, wobec których zastosowano administracyjną procedurę zniszczenia, tkwią zaaresztowane w rzeszowskiej spalarni śmieci.
– Zwykły wybieg prawny, sztuczka, żeby nie oddać tych rzeczy rodzinom – uważa Andrzej Melak.
– Wszystko, co ocalało z katastrofy, należałoby potraktować jako dowody rzeczowe i zabezpieczyć. Chyba nie tak powinno wyglądać profesjonalne podejście śledczych? – ocenia Fedorowicz.
Lobbing na rzecz prawdy
Rodziny ofiar są dość sceptyczne, jeśli idzie o ocenę szans na dojście do prawdy. Mijają już cztery miesiące od śmierci ich najbliższych, tymczasem protokołów sekcji jak nie było, tak nie ma. Brak też decyzji o wykonaniu potrzebnych badań patomorfologicznych w Polsce. Toteż część z nich od początku liczy się z koniecznością dokonania ekshumacji, choć wiedzą, że to wcale nie jest dla bliskich miła procedura.
Wspólne nieszczęście, ale także poczucie, że nie są przez władze traktowani podmiotowo, mocno ich zbliżyło. Może nie wszyscy zechcą czynnie działać w utworzonym niedawno Stowarzyszeniu Rodzin Katyń 2010, ale z pewnością większość zgłosi tu akces lub przynajmniej będzie sympatyzować. Niedawnym spotkaniem z prokuratorami są raczej rozczarowani, ale z komisją
kierowaną przez Jerzego Millera, szefa MSWiA, i tak chcieliby się spotkać. Pewne nadzieje wiążą z zespołem parlamentarnym Antoniego Macierewicza, który choć pozbawiony uprawnień śledczych, może jednak odegrać rolę siły lobbującej za prawdą.
Przewodniczącą Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010 jest Zuzanna Kurtyka, żona zmarłego prezesa IPN Janusza Kurtyki. Dość mocno udzielają się także Gosiewska, Magdalena Merta (wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie), Melak i Fedorowicz. Rodzinom ze Stowarzyszenia niespecjalnie podoba się pomysł rozpołowionego bloku białego granitu za 3 miliony złotych w kwaterze na Powązkach. I nie ukrywają, że chcieliby mieć wpływ na lokalizację i sposób upamiętnienia swych bliskich, często przecież ludzi o wielkim dorobku życiowym, zasłużonych dla Polski.
– Mamy świetny projekt Maksymiliana Biskupskiego, wybitnego artysty, z którym Bronisław Komorowski już kiedyś współpracował, z dobrym przecież efektem – przypomina Gosiewska. – Obelisk wierności ojczyźnie można znakomicie wpasować w przestrzeń przed Pałacem Prezydenckim. A symbolika, którą zaproponował autor projektu, chyba nikomu nie powinna przeszkadzać.
Waldemar Żyszkiewicz
Tekst pierwotnie opublikowano w Tygodniku Solidarność, na blogu zamieszczono za zgodą Redaktora Naczelnego TS, gdzie znajdziecie więcej ciekawych informacji nie tylko o sprawach pracowniczych.