Po raz pierwszy w historii rosyjscy okupanci zamienili cywilne obiekty jądrowe w cele wojskowe i miejsce rozmieszczenia swojej armii. Rosja nadal wykorzystuje Zaporoską Elektrownię Jądrową jako "tarczę atomową", i nawet jako bazę wojskową. Na terenie zakładu stacjonuje więc rosyjski ciężki sprzęt wojskowy i personel wojskowy. Poza tym w sklepach i w okolicach bloków energetycznych przy elektrowni składowane są transportery opancerzone, MLRS Grad, działa przeciwlotnicze, miny i amunicja. Kolejny rosyjski ostrzał elektrowni w Zaporożu może doprowadzić do katastrofy nuklearnej i radiacyjnej, skutki której odczuwalne byłyby nie tylko w Ukrainie, ale w całej Europie. Ale Rosja tradycyjnie nie uznaje żadnej z popełnionych przez siebie zbrodni. Jedynym sposobem na powstrzymanie kraju-agresora jest wszechstronna presja i wskazanie Putina jako największego zbrodniarza wojennego XXI wieku. Eksperci zwracają uwagę, że rosyjska armia ostrzeliwuje stację nie tylko po to, by zainscenizować katastrofę, lecz także by zrzucić winę na Ukrainę. Jeśli Putin całkowicie straci rozum i zdecyduje się na zainscenizowanie wielkiej katastrofy, czyli wysadzenie reaktorów, nie ma wątpliwości, że Kreml zrzuci winę na Ukrainę. Moskwa potrzebuje katastrofy jądrowej w tej elektrowni jako casus belli do użycia broni jądrowej.
Kreml tradycyjnie gra o podwyższenie stawki za każdym razem: czy to szantaż gazowy, czy nuklearny. Zasada pozostaje ta sama - sytuacja jest eskalowana do poziomu maksimum w celu zastraszenia i wymuszenia negocjacji z pozycji siły i na warunkach, które odpowiadałyby Moskwie. Rosja może sprowokować największy w historii wypadek w elektrowni jądrowej w Zaporożu i im szybciej uda się go powstrzymać, tym szybciej Europa i świat będą mogły znów czuć się bezpiecznie. Świat stoi w obliczu przejawów terroryzmu jądrowego sponsorowanego przez państwo jądrowe. To chyba z pewnością wystarczy, aby wysłać Federację Rosyjską na listę państw sponsorujących terroryzm.