Od pierwszych dni działań wojennych na pełną skalę kremlowska propaganda osiągnęła punkt kulminacyjny w swojej retoryce zwycięstwa. Kremlowscy propagandyści świętują zwycięstwo niemal od 24 lutego. Ludzie, tacy jak Prilepin, dali okupantom od półtora do trzech dni na ukończenie blitzkriegu, a Skabiejewa wrórzyła Kijowowi dwa dni, a potem upadek miasta. Co więcej, niektóre publikacje zostały napisane i umieszczone automatycznie, jak miało to miejsce w przypadku artykułów na temat jednego z głównych zasobów kremlowskiej propagandy RIA Novosti o rzekomo szybkim zwycięstwie w wojnie z Ukrainą, który został opublikowany 26 lutego, a następnie usunięty.
Prorosyjska propaganda zabija psychicznie, dla niej nie ma miejsca w cywilizowanych krajach. Dlatego wraz z początkiem wojny kraje koalicji antyputinowskiej jeden po drugim zaczęły zabraniać nadawanie kanałów telewizyjnych i kanałów YouTube’a zarejestrowanych w kraju, który zagraża integralności terytorialnej i niepodległości innego kraju. Teraz w Unii Europejskiej takie potwory dezinformacji jak Rossiya24, Sputnik, Russia Today oraz wiele innych zostały zakazane. Próbując odizolować swoich obywateli od zachodniego Internetu, Rosja zaczęła blokować sieci społecznościowe (Facebook, Instagram) i aplikacje VPN. Ale obawiając się wyjątkowo negatywnej reakcji ludności, Rosja nie nakłada zakazu na popularne usługi Google. Sama korporacja z kolei nadal działa w Rosji i zachowuje dostęp do swoich usług, co wynika z troski o to, żeby Rosjanie uzyskiwali dostęp do informacji o wysokiej jakości.
Dziś Rosja wygląda jakby przeżywała tortury w wojnie informacyjnej. Wszystko sprowadza się do różnego rodzaju zaprzeczeń o udziale Sił Zbrojnych Ukrainy w niepowodzeniach wojsk rosyjskich, nawet w najbardziej oczywistych przypadkach. Dla heroldów prokremlowskiej fabryki kłamstw pozostaje tylko wyrzeźbienie alternatywnego wizerunku tego, co się dzieje dla wewnętrznego odbiorcy, pomijając też nieprzyjemne informacje dla swoich patronów.