Sprawę podjął Tysol. Pan Marszałek się nie ustosunkował do zastrzeżeń i pytań. Sprawa był komentowana przez wtorek i kolejne dni, Dopiero w piątek pojawiły się oświadczenia pana Marszałka oraz jego pełnomocnika prawnego.
Dziwię się od pierwszego, że pan profesor Grodzki nie zareagował natychmiast: wystarczyło powiedzieć to, co powiedział obecnie. Sytuacja jest jasna – praktycznie jest to słowo przeciwko słowu. Szans na dokopanie się jakichkolwiek dokumentów potwierdzających wersję jedną albo drugą – raczej nie ma. Nikt nie przechowuje dokumentacji przez ponad 20 lat, a sama pani profesor napisała w pierwszym TT, iż potwierdzenia wpłaty nie otrzymała.
Sprawa „datku” na Fundację może budzić wątpliwości z powodu informacji, ze została ona udzielona w dewizach. Jeśli sprawa miała miejsce 21 lat temu, to w końcówce lat 90 prawdopodobnie Fundacja mogła mieć konto dewizowe. Dlaczego pan profesor, który był w tym czasie w Radzie Fundacji nie polecił bezpośredniej wpłaty na jej konto? Pewności zapewne nie uzyskamy. Pozostanie słowo przeciwko słowu.
Żeby ocenić prawdopodobieństwo wersji pani profesor Popieli należy wrócić do opisu standardów medycznych z tamtych lat. Służba zdrowia była bardzo niedoinwestowana. Lekarze zarabiali stosunkowo niewiele. Tajemnicą poliszynela było, że za dostęp do dobrych szpitali i dobrych lekarzy najczęściej trzeba było zapłacić. Im większe umiejetności0- tym lepiej. W połowie lat 90-tych sama przechodziłam operację. W szpitalu, w którym rezydował opisany przez Pawła Huele, dr Elefant. Procedura była tam jasna – szef decydował, kto będzie operował, pacjenci „z kasą” byli zwykle operowani przez niego osobiście i trzeba było zapłacić. W różnej formie; od prywatnych konsultacji (zawsze taki lekarz miał praktykę prywatną) do wpłaty albo za „narzędzia”, albo na czasopisma fachowe, albo z innego powodu, ale zawsze w ładnej kopercie. Jakoś tę zakamuflowaną łapówkę trzeba było ładnie nazwać. Świadomość praktyk na oddziale miał operujący mnie lekarz. Powiedział mi mniej więcej to samo, co nieco później mogłam przeczytać w książce Huelle: ”żądając łapówek najpierw za miejsce na szpitalnym łóżku, następnie za długotrwałe konsultacje, wreszcie za samą operację, której podejmował się nawet wówczas, gdy sprawa była przesądzona i kiedy wiedział doskonale, że pacjent musi umrzeć, a także wówczas, kiedy przypadek wcale tej operacji nie wymagał".
Do szpitala trafiłam pod nieobecność ordynatora, dla oszczędzenia krytyki pod adresem mojego lekarza, wpłaciłam na konto Fundacji jakąś zacną kwotę w podzięce. I było po temacie. Od innego lekarza z tej kliniki usłyszałam historie, której w książce Huelle nie znalazła, a która brzmiała( i do dzisiaj brzmi) porażająco. Mała dziewczynka z guzem mózgu wymagała pilnej operacji. Podobno profesor Elefant zażądał prawie 100 tys. USD na narzędzia i samą operację. Rodzina była majętna. Zaoferowali od ręki połowę kwoty, reszta miała być uzupełniona później, profesor podobno operacje odłożył na to później. Stan dziecka był b. zły. Na szczęście bliscy małej pacjentki mieli znajomości za granicą- dziecko zostało wywiezione do Szwecji, tam przebyło operację pełnopłatną za 60 tys. USD.
Kiedy leżałam w innym szpitalu byłam świadkiem awantury, urządzonej przez niezadowoloną pacjentkę, którą pewien inny profesor, dość zdawkowo traktował podczas obchodu. Pani wykrzyczała swoje niezadowolenie dość jasno: to profesor do innych przychodzi, gładzi po rękach, a mój maż dał profesorowi kupę pieniędzy a pan nawet dla mnie czasu nie ma”… Pan profesor pacjentkę natychmiast przeprosił…· Wielokrotnie, w rodzinie musiałam przejść przez prywatne praktyki różnych profesorów po tylko, aby znaleźć się w odpowiednim szpitalu. To nie były łapówki, ale wymuszone konsultacje, które były zbędne. Zawsze bardzo drogie. Na oddziałach można było nieformalnie poznać cenniki usług znanych fachowców. I nikt z tym nigdy nic nie robił. Praktyka była powszechna.
Nie wykluczam zatem wersji pani profesor Popiela. Milczała dopóki nie usłyszała o obejmowaniu przez profesora Grodzkiego funkcji Marszałka. Jeśli dał się złamać niegodnym praktykom kiedyś, jaka jest gwarancja, że będzie dbał jedynie o interes społeczny dzisiaj? Skłonność do nazywania łapówek datkami, darami na szczytne cele była dość powszechnie stosowana w branży medycznej. Akceptowały ja i podtrzymywały strony dające. Niesmak mógł w nich pozostać. I czasem się wylewa.
Może być też i tak, że profesor nie pamięta personalnie osoby pani profesor Popiela. Wszak pacjentów miał wielu. Nikt, także pani profesor, nie kwestionuje najwyższych kwalifikacji medycznych pana Marszałka.
Doskonale wyjaśnia postawy milczenia przez lata (także po ujawnieniu procederów profesora Elefanta) wymuszonych darczyńców wypowiedź prof. Anielewicza…..„sygnały o działalności tej osoby dochodzą do mnie od dłuższego czasu, jednak pacjenci, mimo moich próśb, a czasem nacisków, nie chcą skarżyć publicznie, bojąc się, że będą musieli kiedyś wrócić do tego lekarza. Takie osoby jednak podrywają, niszczą autorytet uczelni, która ma wspaniałe tradycje".
Dlatego dla mnie informacja pani profesor Popieal ma wszelkie cechy prawdopodobieństwa. A wypowiedź pełnomocnika prawnego pana mecenasa Dubois, tylko to przekonanie pogłębia” Mec. Dubois w oświadczeniu poinformował ponadto, że w związku z rozpowszechnianiem tych nieprawdziwych i zniesławiających informacji Tomasz Grodzki udzielił mu pełnomocnictwa do podjęcia koniecznych kroków prawnych w zakresie ochrony jego dóbr osobistych w przypadku powtarzania tego typu twierdzeń.” Trudno było skarżyć tych, którzy powielają zamieszczone przez panią prof. Popiel żale. Do kogo wiec jest kierowane ostrzeżenie? Do osób, które podobnie jak ona, wyjawią podobne przypadki?. Ta forma oświadczenia brzmi jak próba zamknięcia ust wszystkim. Nie wiarygodnym wyjaśnieniem czegokolwiek. Nieszczęśliwe sformułowanie czy zamysł? Tego nie wiem. Mecenas zapowiedział także koniec wypowiedzi samego Marszałka w tej sprawie.
Czy sprawa zakończy się tak, jak sugeruje sprawczyni całego zamętu „Prof. Popiela stwierdziła z kolei, że "Sprawa pozostaje w sumieniu Pana Marszałka i moim. Bóg rozsądzi jak przyjdzie na nas pora."? Pewnie tak. Cień nad Marszałkiem pozostanie.
P.S. Trwa także rozliczanie publiczne dochodów Pana profesora. Jako lekarz z dużą praktyką i świetnym doświadczeniem miał prawo zarabiać sporo. Zamiast dywagować, za co kupił, po prostu można sprawdzić wartość majątku versus oficjalne zarobki. To nie jest procedura uwłaczająca komukolwiek. Standard instytucji odpowiedzialnych za podatki. I tyle. Sam pan Marszałek chce rozliczać szefa NIK Banasia.
W latach 1997–2014 p. prof. Tpmasz Grodzki pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Rady Fundacji Pomocy Transplantologii w Szczecinie.
https://r.uek.krakow.pl/bitstream/123456789/919/1/48152439.pdf
https://fakty.interia.pl/polska/news-pelnomocnik-tomasza-grodzkiego-twierdzenia-prof-popieli-sa-n,nId,333687
https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35612,614919.html
https://www.mp.pl/lekarz/tomasz.grodzki
https://wpolityce.pl/polityka/472932-grodzki-nie-wie-co-wpisal-do-oswiadczenia-majatkowego