Kampania promocyjna pokazująca, że Gorzów to miasto, z którego pochodzi wiele znanych osobistości to kolejna inicjatywa magistratu wykorzystywana przez lokalnych „pseudodziennikarzy” do wyborczej gimnastyki. Na jednym z miejskich portali patetycznie zwanym przez założycieli „najprawdopodobniej najlepszym w mieście” ukazał się artykuł negujący zasadność promowania miasta sylwetkami ambasadorów, w którym autor zarzuca specjalistom od nadwarciańskiej promocji że to „tylko akcja marketingowa mająca polepszyć nam humor i przy okazji pozytywnie wpłynąć na wizerunek gorzowskiego samorządu w obliczu nadchodzących wyborów”. Są tacy, których oblicze sukcesu można oglądać na olbrzymich billboardach i niestety też tacy, którzy lubią płynąć na fali wytworzonej przez tych pierwszych. To tabloidowe media głodne taniej sensacji i pozbawionego merytoryki bełkotu. Im więcej - tym lepiej.
Bezdyskusyjną kwestią jest, że ambasadorzy kampanii Gorzów #Stąd Jestem, to ludzie, którzy osiągnęli swój sukces, nawet jeżeli być może bez pieniędzy miasta – to są tu urodzeni, tu wychowani i tu konsumowali miejski potencjał żeby wspiąć się na szczyt. Korzystając z gorzowskiego klimatu, historii i możliwości przeszli swoją drogę do punktu, w którym się znaleźli. Teraz dumni z miejsca, w którym mają swoje korzenie, publicznie firmują miasto i przyznają Gorzów #Stąd Jestem. Umniejszanie tego sukcesu przez medialną nagonkę portalu identyfikowanego przez lokalną nazwę mieszkańca, który swoją przestrzeń sprzedaje reklamując poglądy polityczne, szkodzi wizerunkowi miasta. W tym miejscu łatwo się zapomina, że miasto to ludzie, nie mając merytorycznej wiedzy, że silna marka to magnes dla biznesu. Wszelkie działania promocyjno-wizerunkowe, których pozytywna nuta płynie w Polskę to narracja sukcesu. City marketing to dziś atrybut i motor rozwoju, bez którego miasto ginie. Nie wszyscy w Gorzowie chyba jadą w tym samym kierunku. Taki objaw defektu "nie bo nie" wszystkie działania są złe.