Dziedziczenie urzędów po poprzedniku niewątpliwie związane jest z obietnicą nawet nie kontynuacji, ale zachowania minimalnego status quo i spokoju dla seniora. Tym bardziej, że z biegiem lat każdy z nas uprawiających jakiś zawód, czy piastujący jakieś stanowisko ma coraz większą liczbę swoich trupów w szafie. Spraw, które nie poszły tak jak należy, coś skopaliśmy do czego nie chcielibyśmy wracać. Wyznaczenie swojego następcy daje gwarancję politykom, że nikt ich nie będzie targał za wąsy, ciągał po sądach … po pięciu, dziesięciu latach rządów następcy będzie to prehistoria, a oni będą mieć spokój.
Zjawisko to nie jest przynależne jedynie włodarzom bezpartyjnym, bowiem nawet jeżeli prezydent takiego miasta był kiedyś kandydatem partyjnym to dziś bardzo często partyjny już nie jest. Dlaczego? Bo to partia i jej przywódca uzurpowali sobie prawo do kwestii dziedziczenia. Tam gdzie partia dała wolną rękę, tam zwykle taki prezydent dalej jest jej członkiem.
I o ile wcześniej takim sztandarowym przykładem były Katowice to dziś ten mechanizm jest powielany. Zjawisko to nasila się. Spójrzmy.
Wrocław. Kim jest pan Sutryk, który teraz ma być „czarnym koniem” w wyścigu prezydenckim. Jest po prostu kimś kto odziedziczy po „tatusiu” urząd. Z drugiej strony kim jest pan Dutkiewicz? Jest osobą, która chce z tylnego siedzenia zarządzać panem Sutrykiem, który pozbawiony kompetencji politycznych i zaplecza politycznego stanie się marionetką w jego rękach. Taki premier Morawiecki z kim będzie rozmawiał jak będzie chodziło o sprawy miasta? Z Panem Sutrykiem, czy z będzie negocjował z Dudkiewiczem? Prawda, że wygodna rola obecnego jeszcze włodarza miasta?
Warszawa. Podobnie z dziedziczeniem jest w Warszawie. Co tak naprawdę robi pan Trzaskowski? Ma dziedziczyć po Hannie Gronkiewicz-Waltz wszystkie dobre i złe sprawy. PiS z lubością podkreśla ich powiązania. W tym przypadku jednak dziedziczenie poszło po linii partyjnej. Senior partyjny Grzegorz Schetyna wybrał tego, kto był do zaakceptowania przez panią Prezydent. Jedna różnica, która niewątpliwie występuje w przypadku pana Trzaskowskiego to to, że w przeciwieństwie do Sutryka on ma niebanalny charakterek i przeświadczenie o własnej wielkości, więc nim zarządzać raczej nikt nie będzie.
Kraków, też miał paść ofiarą tego mechanizmu. Prezydent Majchrowski od lat bezpartyjny, który wziął „rozwód” z SLD już dawno temu chciał namaścić Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jednak ten w przeświadczeniu o dziejowej konieczności zachowania dziedzictwa i 120 letniej tradycji Peezelu wzgardził Krakowem, więc Majchrowski w odruchu „nie chcem, ale muszem” by nie oddać Krakowa w ręce nie tyle Małgorzaty Wasserman co może Łukasza Gibały stwierdził, że jeszcze nie czas kończyć. „Bierzcie mnie, oto jestem.”
Tak to działa. Ten mechanizm prowadzi do coraz większej stęchlizny i braku powiewu świeżości w naszych samorządach. Zamiast stawiać na nowych jak np. Jaros, Gibała czy nawet z braku laku czyli kandydata niezależnego w Warszawie na Patryka Jakiego w Warszawie, będziemy dalej uklepywać w tych wyborach to co trwa już od kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat. Każda władza choćby najlepsza się degeneruje i gnuśnieje. Im dłużej ona trwa tym bardziej, czego 8 lat rządów PO są niezaprzeczalnym dowodem. W polityce ogólnopolskiej społeczeństwo w 2015 roku zareagowało i powiedziało wystarczy, o czym pisałem w „Miska ryżu”, w samorządach jeszcze tego nie dostrzegło. A może to czas, że i w dużej polityce też będzie działał ten mechanizm? … zastanawiam się kogo w takim razie usynowi Jarosław Kaczyński … Joachima Brudzińskiego, czy będzie to ktoś inny?