A więc stało się! Fanfary! Niemcy mają rząd! Zmieścili się w pierwszym półroczu od wrześniowych wyborów do Bundestagu, dając odpór szydercom, którzy śmiali się, że Republika Federalna pobije rekord Królestwa Belgii, które bujało się bez własnego gabinetu przeszło rok. Nowa szefowa Ministerstwa Środowiska, Ochrony Przyrody i Bezpieczeństwa Reaktorów Atomowych Svenja Schulze z SPD, która wcześniej, przez 7 lat, była ministrem innowacji i nauki w największym (pod względem liczby ludności) niemieckim landzie: Nadrenii Północnej-Westfalii może się rozmarzyć, bo Frau Kanzlerin też była ministrem środowiska. Inna socjalistka, najmłodsza w rządzie, bo 40-latka, która urodziła się zresztą niemal w Polsce, bo we Frankfurcie nad Odrą, Franziska Giffey też może się rozmarzyć. Całkowicie niespodziewanie została ministrem do spraw rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży, bo wszak Frau Kanzlerin, „Mutti” Angela też kierowała tym ministerstwem, tylko że wtedy, przed ponad ćwierć wiekiem miało ono jednak krótszą nazwę: Kobiet i Młodzieży. „Rodzina” i „Seniorzy” przyszły z czasem... Skoro dla Frau Angeli oba te resorty stały się trampoliną do bycia szefem rządu największego kraju w UE, to Frau Franziska czy Frau Svenja też mają szansę!
Przeszło 80-milionowe Niemcy mają czternaście resortów i szesnastu członków rządu. Piętnastym jest pani kanclerz, a szesnastym pani szef Urzędu Kanclerskiego. Na 16 członków rządu dziesięciu jest z CDU-CSU, a sześciu to „aport” socjalistów. Na prawym skrzydle rządu partia kanclerz Merkel CDU obsadziła 70% tek z tej „czarnej” dziesiątki, a jej bawarska siostra CSU kierowana przez premiera największego niemieckiego landu (pod względem terytorialnym) Horsta Seehofera – 30%.
Merkel zastosowała ciekawy manewr zapraszając do rządu swoich krytyków, którzy bez większego pardonu publicznie załamywali ręce nad jej polityką imigracyjną. Chodzi właśnie o Seehofera, który teraz jako szef resortu Spraw Wewnętrznych, Budownictwa i Ojczyzn (tak ten resort się nazywa!) zamieni wrota szeroko otwarte na imigrantów na ledwie furtkę oraz nowego ministra zdrowia Jensa Spahna. Skądinąd ten ostatni w zeszłym roku poślubił swojego partnera dziennikarza Daniela Funke.
Chadecy, podobnie jak socjaliści, wyraźnie odmłodzili swoją reprezentację w rządzie. Jednak przywódcy wszystkich trzech partii tworzących „czarno-czerwoną” koalicję, to politycy bardzo doświadczeni. Lider CSU Seehofer ma 69 lat, lider CDU Merkel – 64, a lider SPD Scholz – 60. Rozpiętość wieku w czwartym gabinecie Merkel, między najmłodszym a najstarszym ministrem, wynosi prawie 30 lat.
Niemcy, wzorem Skandynawii, postawili na idealne - matematycznie - proporcje, gdy chodzi o gender. Rząd w Berlinie, tak jak ten w Sztokholmie ma tylu samo mężczyzn, co kobiet. Paradoksalnie to nie socjaliści są tu genderowym prymusem, bo w „czerwonej szóstce” ministrów SPD jest trzech panów i trzy panie. Pod tym względem polityczną poprawnością wszystkich przebiła CDU, która na siedmiu ministrów ma aż pięć dam, w tym panią kanclerz. Tylko konserwatyści w Bawarii patriarchalnie postawili sprawę jasno – cała trójka ministrów to mężczyźni....
Najbardziej kontrowersyjny – z polskiego punktu widzenia – jest nowy szef MSZ nad Renem. Heiko Maas jeszcze jako minister sprawiedliwości usiłował ustawiać Polskę do kąta, mówiąc w lipcu 2017 roku: „Niezależność w Polsce jest zagrożona. Unia Europejska nie może się temu bezczynnie przyglądać. Praworządność i demokracja stanowią fundament Unii Europejskiej”. Jakoś w Warszawie, do której przyjechał dosłownie dwa dni po sformowaniu rządu, spuścił z tonu i już nie chciał występować w roli nauczyciela Polaków czy prokuratora – oskarżyciela. Ale żeby te minusy nie przesłoniły nam jednego plusa, to Herr Maas znacznie bardziej sceptycznie patrzy na Rosję niż jego poprzednicy: prezydent Steinmeier i emeryt Gabriel. Szef MSZ z SPD gra na lewym skrzydle i powinien uważać, żeby się nie zakiwać...
*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (18.03.2018)