Po pierwsze, kiedy jest źle, mówią nam, że On jest w pobliżu. Po drugie, prawdziwy przyjaciel zrobi wszystko, byś się z Nim zobaczył. Nie jest obojętny na to, kiedy jest Ci źle, czy kiedy chorujesz. Tych czterech to obraz wspólnoty Kościoła. Choć czasem nam się wydaje, że wystarczę „ja i Bóg”, to w rzeczywistości potrzebujemy wspólnoty.
Gdy ktoś przeżywa trudniejszy czas, w ogóle jest trudniejszym człowiekiem, to się często od niego izolujemy i od razu dorabiamy ideologię, szczególnie w naszych plotkach. Dzieje się tak nie dlatego, że jesteśmy źli, ale dlatego, że się boimy. Opanowuje nas strach, bo lubimy nasze schemaciki. Dobry jest ten, kto myśli i zachowuje się jak ja. Inni są zagrożeniem. Lepiej obracać się w swoim sosie, w którym jestem bezpieczny. Wspominam o tym nie dlatego, że chrześcijanin tak nie postępuje, ale dlatego, że jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni. Jak ci czterej za swojego chorego przyjaciela. Ta odpowiedzialność przejawia się na dwu poziomach. Pierwszy – za to, jakimi ludźmi jesteśmy, drugi – za nasze zbawienie.
Jezus mówi, że ma władzę odpuszczania grzechów. Ty też ją masz – władzę odpuszczania grzechów komuś, kto ci zawinił. Ten człowiek był w nędznej sytuacji, niektórzy z nas też są w takiej. Źle się czują psychicznie, duchowo i fizycznie. Chcą poddać się rezygnacji, bo już nie czują tak jak kiedyś – swojego małżeństwa, powołania, pracy. Tym osobom chcę powiedzieć – jesteś w najlepszym momencie. Właśnie teraz zaczyna się prawdziwe życie i prawdziwa walka, nie pozwól złemu wygrać, nie pozwól sobie, by się teraz poddać. I potem ukryć to za hasłem dojrzałej decyzji. Walcz o swoje życie, o jego jakość i o swoje miejsce przy Nim.
Nie bój się! To, że wydaje się to takie trudne, to swąd złego, który podkręca. Jezus jest twoim Panem. Wstań, weź swoje łoże i idź. Idź do innych i mów, co Pan ci zrobił. A nie skupiaj się na chorobie. Nie bój się.