Pierwszy, to zwiększenie swojej kontroli nad rządem Morawieckiego. Macierewicz niejednokrotnie manifestował swoją niezależność, uważając, że jest politykiem nieusuwalnym. Nie ulega wątpliwości, że zwolennikiem tej dymisji był Joachim Brudziński, dążący do wzmocnienia swojej pozycji. Dymisja ministra obrony otwierała możliwość przesunięcia ministra Błaszczaka do MON i tym samym otwiera drogę do rządu Brudzińskiemu. Ale intrygi wewnątrz pisowskie, to drugorzędny powód usunięcia ministra nie tylko znanego z radykalnych wypowiedzi, ale przede wszystkim ostentacyjnie proamerykańskiego. Bowiem zasadniczym celem zarówno zmiany premiera, jak i obecnej rekonstrukcji jest zmiana polityki europejskiej nowego rządu. Dlatego odchodzą ci, którzy są kojarzeni ze złymi relacjami z Brukselą. Taki jest powód dymisji nie tylko ministra Szyszki, czy Waszczykowskiego, ale także Macierewicza. On się po prostu nie mieści w nowej formule polityki unijnej. Polityka ta po serii niepotrzebnych konfliktów, zwłaszcza w sprawie TK, czy puszczy Białowieskiej zmierza do jakieś formy adaptacji do oczekiwań Brukseli. Oczywiście Interesy Polski i interesy Brukseli zmierzającej w kierunku budowy jednego superpaństwa są w swej istocie sprzeczne, ale to polska strona dawała KE argumenty, które doprowadziły do uruchomienia art. 7. Warto porównać polską politykę unijną z polityką węgierską, która jest zarówno twarda, jak i elastyczna, a przede wszystkim nie daje Brukseli pretekstów do skutecznej ingerencji. Pod tym względem polityka polska jest wyjątkowo toporna, a co najważniejsze zupełnie nieskuteczna. Zachodzi obawa, że w wyniku tej nieudolności, koszty adaptacji mogą być dramatycznie ciężkie dla naszego kraju.
Jarosław Kaczyński już wcześniej wysyłał sygnały, które jak dotąd były ignorowane, że gotów jest do ugody z Brukselą. Taki charakter miały wypowiedzi o wsparciu dla idei powołania armii europejskiej i wstąpienie Polski do PESCo, Takim sygnałem była decyzja o głosowaniu przeciwko projektowi ustawy o ochronie życia, czy odmowa cofnięcia ratyfikacji konwencji genderowej. Wyrazem stanowiska Kaczyńskiego w polityce unijnej była wypowiedz byłej premier Szydło że "Chcemy, żeby Polska była taka jak Unia". Te wszystkie sygnały jak dotąd były przez Brukselę ignorowane, a nawet więcej Bruksela postanowiła rozprawę z Polską uczynić testem dla nowej formuły Unii, w której Komisja Europejska staje się nadzorcą państw narodowych. To zupełna zmiana ustroju Unii, bez formalnego zmieniania traktatów. W takiej formule bowiem państwa tracą swą i tak ograniczoną suwerenność.
Stąd decyzja o wymianie premiera i rekonstrukcji rządu zapowiada możliwość daleko idącej adaptacji, czy właściwie kapitulacji wobec roszczeń Komisji. Należy spodziewać się, że zostanie powtórzony manewr z 2007 roku, kiedy ceną za poprawę relacji z Brukselą był traktat lizboński, który wyprowadził Polskę z kręgu państw decyzyjnych w Unii. Dziś jest jednak stawka dużo wyższa, bo to oznaczałoby zupełnie podporządkowanie się Polski decyzjom, które zapadają nie tylko bez naszego udziału, ale decyzjom, które mogą być fundamentalnie sprzeczne z polską racją stanu.
Rekonstrukcja rządu, to otworzenie możliwości takiego scenariusza i tylko zdecydowany sprzeciw zarówno wobec awanturnictwa w polityce unijnej jak i wobec ustępstw wobec Brukseli może zablokować ten scenariusz. Kaczyński będzie dążył do ukrycia istoty tej polityki. Temu celowi będą służyły zasłony dymne w postaci np debaty o reparacjach, czy może o zniesieniu kary śmierci czy inne angażujące społeczne emocje dylematy, ale tylko po to, by tak jak w 2007 roku, społeczeństwo nie zorientowało się czym w istocie dla naszej pozycji w Europie był traktat lizboński. Dymisje nielubianych przez Brukselę ministrów mają tylko ułatwić dokonanie manewru w polskiej polityce unijnej.
Jedyną drogą zablokowania scenariusza kapitulacji może być tylko sprzeciw społeczny. Niestety obecny poziom poparcia dla PISu jest tylko czynnikiem, który może ułatwić przeprowadzenie scenariusza kapitulacji wobec Brukseli. Kaczyński jest politykiem pragmatycznym, który liczy się tylko z siłą i tylko społeczna siła może go powstrzymać od realizacji tego niebezpiecznego scenariusza.
Marian Piłka
Historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej