Premier Morawiecki bez zwłoki rozpoczął działania na newralgicznym, międzynarodowym kierunku działań rządu polskiego. Odkłamywanie prawdy o Polsce, to polska racja stanu. Polska wstępując do Unii Europejskiej nie opowiadała się bowiem za otwarciem jej granic i napływem muzułmanów. Nie opowiadaliśmy się za spadkiem bezpieczeństwa obywateli i zwiększeniem zagrożenia terrorystycznego, bo do tego sprowadza się napływ imigrantów w dotychczasowym kształcie. Nie opowiadaliśmy się też za energetycznym sojuszem niemiecko-rosyjskim i budową gazociągu Nord-Stram. Nie opowiadaliśmy się też za byciem w Unii podzielonej na "dwie prędkości" - czyli faktycznym jej demontażem.
To zdanie Polski podziela wiele krajów Unii. co więcej podziela też wielu obywatelui Unii. W wielu krajach zyskują oni znaczące poparcie wyborcze. Sami politycy unijny często przyznają się już do fiaska swej polityku imigracyjnej. Refleksja jednak - jak widać - nie przychodzi łatwo. Wielu jest gotowych pchać Unię do przepaści wymachując sankcjami i grożąc retorsjami, niż zdobyć się na obiektywną refleksję. Nawet "brexit" dla wielu nie był otrzeźwieniem. A przecież przykład Austrii był pouczający, gdy w związku z sankcjami nastroje anty-europejskie wzrosły. W efekcie Unia wycofała się z sankcji wobec Wiednia. Podobnie zachowano się w 2015 roku wobec grilowanych wóczas Węgier. Przyniosło to równeiż efekt odwrotny i w efekcie odrzucono wniosek o sankcje wobec Budapesztu.
Dziś udając się do Węgier premier Morawiecki daje wyraźny sygnał co do dalszego kierunku działania Polski, a premier Orban przypomniał w czasie tej wizyty, iż "Europa może być silna wyłącznie siłą krajów członkowskich". I tu zdaje się leży przysłowiowy "pies pogrzebany". Siła krajów członkowskich - tak dobrze wpisująca się w koncepcję Unii Europejskiej - była ostatnio podmieniana na siłę brukselskiej biurokracji. "Więcej unii w unii" to de facto koń trojański rozbijający Unie na "unię dwóch prędkości".
Z pewnością to dopiero początek długiej batalii o Europę w Europie. Łatwo nie będzie, ale czy to co nic nie kosztuje jest coś warte?