Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Czarnogóra - coraz dalej od Rosji

Jestem w kraju, który dopiero co dołączył do rodziny NATO. Jestem w kraju, w którym dopiero co Rosjanie usiłowali przeprowadzić zamach stanu i osadzić nowy, prokremlowski - a nie prozachodni, jak teraz- rząd. Jestem w kraju, który jest prymusem spośród wszystkich kandydatów do Unii Europejskiej i zamelduje się w niej prawie na pewno przed innymi. Jestem w kraju, w którym przemyt stanowić ma istotną część gospodarki narodowej. Czarnogóra. Montenegro. Dumny naród, który nawet podczas islamskiej okupacji w czasach Imperium Ottomańskiego (Osmańskiego) nigdy nie dopuścił żadnego Turka do niektórych enklaw w górach, zawsze niedostępnych dla wrogów. Przewodniczę delegacji Parlamentu Europejskiego na międzyparlamentarną konferencję z udziałem przedstawicieli wszystkich krajów bałkańskich starających się o akcesję do UE. Skądinąd z Turcją włącznie. Ta akurat wciąż ma wpływy w tym regionie: wszędzie tam, gdzie jest muzułmańska mniejszość albo... większość. Jak w Bośni i Hercegowinie. Albo w Kosowie. Albo w Albanii.

Jeden poseł na... 7 700 obywateli

Ostatnio w Podgoricy stolicy Montenegro był Antonio Tajani, włoski przewodniczący europarlamentu( włoski jest skądinąd najpopularniejszym językiem obcym tego kraju). Teraz jestem ja i spotykam się z szefem tutejszego jednoizbowego parlamentu Ivanem Brajovicem. Parlament jest tu olbrzymi, bo liczy aż 81 osób, co jak na 620 tysięczny naród daje przelicznik ... 1 poseł na zaledwie 7700 obywateli. Ciekawe , że próg wyborczy wynosi tylko 3% co rzadko zdarza się w Europie przyzwyczajonej do pięcioprocentowego (pomijając wybory do Parlamentu Europejskiego , w których w wielu krajach próg jest obniżony nawet do 1 % - choćby w Niemczech). Pięć miejsc ma „na stałe” mniejszość albańska, która ma nawet wiceprzewodniczącego parlamentu Genci Nimanbegu.

Gdy przeszło godzinę rozmawiam z wysokim starszym ode mnie o rok szefem tutejszego „sejmu” zza okien dochodzą odgłosy opozycyjnej demonstracji . Tutaj podział jest czytelny. Rząd jest pronatowski, a opozycja prorosyjska. Skądinąd minęły właśnie cztery miesiące, jak Montenegro przyjęto do Paktu Północnoatlantyckiego jako jeden z dwóch krajów w historii, obok Hiszpanii, którego akces odbył się samodzielnie, a nie w grupie krajów ( np. Polska weszła 1999 roku wraz z Czechami i Węgrami). W czasie spotkania myślę, że Czarnogóra ma wyjątkową ordynację nie tylko ze względu na próg wyborczy, ale fakt, że jeśli dana partia nie przekroczy progu w jednym okręgu, lecz zrobi to w sąsiednim to głosy są sumowane, aby ugrupowanie mogło być reprezentowane w parlamencie. Wyjątkowe jest też to, że w wyborach nie może brać udziału vlada Crne Gore czyli miejscowy rząd. Zatem parlament nie jest ani dla premiera postkomunisty Dusko Markovica, ani dla jego ministrów. Z Brejovicem mówimy o pewnym podobieństwie, przy wielu różnicach między Polską, a jego krajem. Tutejsi socjaliści rządzą mając zaledwie przewagę trzech mandatów. Polska ma parlament blisko sześć razy większy, ale rząd też „wisi” na kilku mandatach.

Montenegro mile widziane - bo nie weźmie za dużo kasy z UE

Ciekawe, że Czarnogórcy, którzy początkowo byli , jeśli nie murem, to z niewielkimi wyjątkami za wspólnym państwem z Serbami, pod koniec lat 1990 dokonali zwrotu w kierunku niepodległości Montenegro. Referendum odbyło się w 2006 roku i dość niespodziewanie, choć niewysoko wygrali „suwerenniści”, uzyskując 55,5 procenta głosów. Jak bardzo zmieniła się świadomość tego niewiele ponad 600 tysięcznego narodu, świadczy fakt, że 14 lat wcześniej podczas pierwszego referendum dotyczącego przynależności państwowej, prawie 96 procent obywateli Czarnogóry chciało politycznej nierozerwalności małżeństwa z Serbią. Opcja rozwodowa pojawiła się później.

Stolica kraju Podgorica, za nieboszczki Jugosławii zwana była Titogradem na cześć przywódcy kompartii Jugosłowiańskiej Federacyjnej Republiki Socjalistycznej Josipa Broz Tito. Właśnie w niej moi partnerzy – czarnogórscy politycy, gdy rozmawiamy, mają poczucie pewności siebie: właśnie weszli do NATO i są prymusem integracji europejskiej. Dla Brukseli Montenegro jest jak prezencik z nieba. Właśnie: prezencik, a nie prezent. Mały kraj, którego akces do Unii niemalże nie obciąży unijnego budżetu. A z drugiej strony będzie symbolicznym pokazaniem, że UE, Boże broń, wcale nie broni się przed poszerzaniem eurostruktur o kolejne państwa członkowskie. Gdy mówię szefowi parlamentu w Podgoricy o artykule w brukselskim „Politico”, który przedstawił starania kandydatów do Unii w formie wyścigu koni i jako rumaka z „numerem jeden” wskazał rączą Czarnogórę – tylko kiwa głową. Oni to wiedzą. Wiedzą również, że Montenegro poza olbrzymim przemytem na przemysłową skalę nie kojarzy się w Brukseli z niczym złym. Nie ma żadnych zatargów terytorialnych, jak Serbia z Kosowem,a państwo jest realnym bytem , a nie półfikcją, jak wiszące na pomocy Ameryki i Unii Kosowo. Nie ma też problemu z eksportem zorganizowanej przestępczości to specjalność Albanii, której obywateli nieproporcjonalnie jest dużo w więzieniach krajów zachodnioeuropejskich. Czarnogóra nie generuje dla UE żadnych problemów i jest za mała, aby na przykład jej rolnictwo miało szansę wydrenować unijny budżet przeznaczony na CAP – Wspólną Politykę Rolną.

Ruski diabeł na Bałkanach ogonem macha

Artykuł ten ukaże się paręnaście godzin po piłkarskim meczu Polska-Czarnogóra na Stadionie Narodowym w Warszawie, który ma zadecydować kto pojedzie na Mistrzostwa Świata w Rosji przyszłym roku. A Czarnogóra, ten naprawdę mały kraj, słynie z niezłej reprezentacji i świetnych piłkarzy robiących kariery w zachodnich klubach. Ich symbolem jest Stefan Savić, obecnie zawodnik Atletico Madryt, który w poprzednich eliminacjach do ME nieźle sobie radził nawet z samym Robertem Lewandowskim.

Jest jeszcze jedno specyficzne „coś” łączące Polskę i Montenegro, choć Czarnogórcy mogą to uznać z mojej strony za przejaw czarnego humoru. To rosyjski agent Edward Szyszmakow. Niegdyś pracował pod przykrywką jak „dyplomata” w ambasadzie Federacji Rosyjskiej w ... Warszawie. Był zastępcą attache wojskowego. Trzeba przyznać, że był bardzo ruchliwy. Poza robotą operacyjną w Warszawie jeździł a to na Górny Śląsk, aby upamiętnić 66. rocznicę zakończenia II wojny światowej, a to do Gdyni, aby spotkać się z załogą rosyjskiego statku. Na zdjęciach z Polski okularnik z wąsikiem i srogą miną prezentuje się w galowym mundurze nad wyraz okazale. Ale Rzeczpospolita była mało gościnna – Szyszmakow został persona non grata i wyrzucono go z Polski za szpiegostwo w październiku 2014 roku. Może kiedyś opowie o przyjaznej atmosferze jaka towarzyszyła spotkaniom rosyjskich „ekspertów” z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego za czasów prezydenta Bronisława Komorowskiego. Na innych zdjęciach, tych właśnie z Czarnogóry, nie widać go już w mundurze, ale w kurtce i w dżinsach na ławce w parku. Fotografie zrobione prawdopodobnie przez brytyjski wywiad opublikował konserwatywny „The Daily Telegraph”. Było to tuż po próbie prorosyjskiego przewrotu, w którym rosyjscy (ale też ponoć serbscy) szpiedzy usiłowali doprowadzić do obalenia prozachodnich władz w Montenegro.

Na tym zdjęciu jest jeszcze inny rosyjski agent, Władimir Popow, a zainteresowanie Moskwy Czarnogórą w kontekście wchodzenia tego kraju do NATO było oczywiste. Pamiętam samochód na czarnogórskich rejestracjach (MNE), który stał przed gmachem Parlamentu Europejskiego w Brukseli, na Placu Luksemburskim, obwieszony anty-NATOwskimi banerami. Młodzi ludzie, którzy nim przyjechali i „dyżurowali” przed belgijską siedzibą PE nie sprawiali, szczerze mówiąc, zainteresowanych polityką. Zapewne znalazł się sponsor, który wysłał ich do Brukseli, aby byli widocznym znakiem, że społeczeństwo Czarnogóry, a zwłaszcza jego młoda część, ma inne zdanie w sprawie akcesu do Paktu Północnoatlantyckiego niż „oderwany” od „mas ludowych” rząd. Zresztą Rosja grała na Bałkanach na kilku fortepianach jednocześnie: jej dziełem była penetracja Kosowa, o której pisałem na łamach „GPC” 19 czerwca tego roku („Kosowo ‒ zapach wielkiej Albanii?”) i inspirowanie zamieszek w Macedonii w celu zdestabilizowania kolejnego kraju aspirującego przecież, już od dekady, do NATO.

Czarnogóra opowiedziała się po jasnej, zachodniej stronie mocy. Dlatego pewnie nieraz jeszcze będzie obiektem penetracji ze strony wschodniej, „ciemnej strony mocy”. Warto to wiedzieć, warto wspierać sojuszniczy w ramach Paktu Północnoatlantyckiego kraj.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (09.10.2017)

Data:
Kategoria: Świat
Tagi: #

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.