1. Germania w deszczu
2. Ponad 30km, a do butów się leje i zimno, i siąpi
3. Schönfeld, tu miała być alberga
26 dnia, 4 dnia w Niemczech, szedłem 33 km z Kamenz do Schönfeld. To był akurat dzień, kiedy czułem się najbardziej sam. Dzień wcześniej nie miałem sie do kogo odezwać, wszyscy tylko po niemiecku i cudem trafiłem do albergi, głodny i przemoknięty. W opuszczonej i zimnej alberdze byłem sam. Rano przywitał mnie deszcz i mgła. Znów szedłem sam. Miałem tylko adres z przewodnika, ale czy tam ktoś będzie? Zacząłem śpiewać w niemieckim lesie polskie piosenki. Różne. Najwięcej religijne. Jedną z nich zaśpiewałem później jeszcze raz, prawie 3 miesiące później, w niewielkim kościółku w Hiszpanii.
Posiadłość w Schönfeld, gdzie miała być alberga okazała się zamknięta. Niemcy, trochę na migi, pomogli mi znaleźć prywatną kwaterę. Znów niemal nic nie jadłem, bo nie było po drodze gdzie czegoś kupić. Od dwóch dni wydzielałem sobie po odrobinie płatków owsianych. Zalewałem wodą, pęczniały. 10 dkg rano, tyle samo na kolację. Zimno, pochmurno i deszczowo było.
------------------------------------------------------------------
O wszystkim tym, tylko bardziej dosłownie w książce