Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Trzy referendalne chybienia

Referendum konstytucyjne ma być konsultacyjne. Prezydent spotkał się w tych sprawach z Kukizem, czego wynik jest taki, że referendum będzie najprawdopodobniej dwudniowe. Różnice w koncepcjach są zasadnicze, bo prezydent planuje obdarzyć rodaków serią około dziesięciu pytań (1),  a Paweł Kukiz chce, żeby pytanie było jedno i dotyczyło tego, czy… Polacy w ogóle chcą nowej konstytucji (2). Kukiz dodatkowo forsuje referendum w sprawie uchodźców, a prezydent nie mówi nie i wysuwa termin przyszłych wyborów parlamentarnych (3).

Nie wiem, może ja dziadzieję i świat jako taki przestaje mi się podobać, ale dla mnie wszystkie trzy pomysły referendalne są chybione. Zacznijmy od końca.

Koncepcja 3, czyli referendum imigracyjne obliczone jest na polityczny zysk Kukiza i (ewentualnie) prezydenta, który je rozpisze, co jest oczywiste i nie stanowi żadnego zarzutu. Zarzut stanowi fakt, że takie referendum jest niepotrzebne i bezprzedmiotowe. W sprawie (nie)przyjmowania nachodźców (zdecydowanie najpełniej oddające sytuację określenie prof. Wolniewicza) Polacy są zatrważająco zgodni i nie ma żadnej potrzeby, żeby tę zgodę potwierdzać. Referenda, jako instrument demokracji bezpośredniej, mają sens wtedy, gdy preferencje większości są niejasne i wyrównane, a coś zrobić trzeba (patrz Brexit) – wtedy rzeczywiście warto się do takiego głosowania odwołać. Ale obecnie nie ma u nas poważnej siły politycznej, która zdecydowałaby się na samobójczy ruch przyjmowania nachodźców (Schetyna, wijący się w tej sprawie jak piskorz, jest tego najlepszym dowodem), więc wystarczającym i pewnym bezpiecznikiem pozostają mechanizmy demokracji pośredniej.

Koncepcja 2, czyli jedno pytanie Kukiza: czy chcą Państwo zmiany konstytucji? Nie widzę żadnego uzasadnienia dla tak postawionego pytania. Załóżmy, że 60% głosujących odpowiada twierdząco. I…? Wśród tych 60% niektórzy chcą wpisać do konstytucji zakaz aborcji, niektórzy prawa dla osób LGBT. Cóż ma więc z tego wynikać? Na nic nam informacja, że obywatele chcą zmiany konstytucji, skoro nie wiadomo, na jaką. Zrobimy głosowanie, a później ugrzęźniemy w niekończących się waśniach o to, jaka ta nowa konstytucja ma być, na co Paweł Kukiz niezawodnie zaproponuje… kolejne referendum.

Tak dochodzimy do  koncepcji nr 1 – referendum konsultacyjne z 10 pytaniami. Ta inicjatywa jest, przepraszam za dosadność, zawracaniem głowy, bo opiera się na mrzonce, że prawo da się napisać wysiłkiem zbiorowej mądrości, która to zbiorowa mądrość nie ma na ogół bladego pojęcia o… prawie. Idea, że obywatele wyznaczą jakieś ogólne kierunki brzmi pięknie, ale jest niemożliwa w praktyce, bo tak zwane ogólne kierunki to zawsze są bardzo pojemne hasła, które można wypchać dowolną treścią. W kwestiach szczegółowych taka konsultacyjna formuła referendum też prowadzi na manowce. Oto na przykład prezydent zapowiada, że spotka się z Piotrem Dudą, żeby przedyskutować pytanie o wiek emerytalny. No dobrze, panowie się spotkają, pogadają, ale przecież prezydent, jako prawnik, musi wiedzieć, że będzie to pogadanka jałowa, bo wyniknąć z niej może jedynie nonsens pod tytułem: czy jesteś za konstytucyjnym zakazem podnoszenia wieku emerytalnego?

Trzy powyższe koncepcje referendum są kiepskie i do niczego nie prowadzą. Nie oznacza to jednak, że nie potrzebujemy referendum konstytucyjnego. Potrzebujemy, tylko że powinno się je, moim zdaniem, zrobić tak: 1) prezydent ogłasza konsultacje w sprawie projektu nowej konstytucji i rozpoczyna debatę 2) prawnicy i logicy piszą projekt nowej konstytucji, w której treści o charakterze światopoglądowym brzmiałyby z grubsza tak samo, jak obecnie, fundamentalna zmiana dokonałaby się jednak na polu ustrojowym (system kanclerski albo prezydencki) 3) prezydent (dopiero teraz) rozpisuje referendum, w którym Polacy głosują nad konkretnym, kompletnym i przedyskutowanym na wszystkie strony projektem nowej konstytucji.

To byłaby sytuacja idealna i dotykałaby  jedynego realnego problemu obecnej konstytucji, czyli dwuwładzy wykonawczej. Nie dojdzie jednak do tego z oczywistych przyczyn politycznych – prezydent, który ma pęczniejące problemy wizerunkowe, musiałby prowadzić kampanię na rzecz systemu prezydenckiego. Na taki jednak nie może zgodzić się PIS, bo to oznaczałoby, że w drugiej kadencji rządziłby Polską już Andrzej Duda, a nie Jarosław Kaczyński. Prezydent to wie, dlatego próbuje okrążyć ten pat dziwną formułą iluś tam zmierzających donikąd ogólnikowych pytań. I popełnia – w mojej ocenie – polityczny błąd.

Data:
Kategoria: Polska

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.