Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Bruksela: interesy, a nie idioci

Bruksela: interesy, a nie idioci
źródło: (Pixabay)

Unia Europejska ma bardzo wiele wad i słabości. To fakt. Mogę o tych wadach mówić długo. Pewnie dłużej niż inni. Ale warto precyzyjnie określać co jest wadą, a co jedynie mitem czy stereotypem mówiącym, że „Unia to i tamto”.

Tak, Unia Europejska jest zbiurokratyzowana – choć prawdę mówiąc szereg jej krajów członkowskich (i to bynajmniej nie tylko z Europy Południowej, bo one akurat z tego słyną) jest zbiurokratyzowanych jeszcze bardziej i liczba urzędników w tychże krajach, uwzględniając ich populację, jest procentowo większa niż w półmiliardowej (przed Brexitem) Unii.

UE jest coraz mniej demokratyczna, choć jednocześnie rzeczownik „demokracja” odmienia się tu we wszystkich możliwych przypadkach. Nawet około dekadę temu Komisja Europejska z pełną powagą wprowadziła „plan D” „D” jak … demokracja!

UE jest unią hipokryzji, bo z jednej strony mamy deklamacje eurosloganów, z powtarzaną mantrą o unijnej solidarności, której zwykle używa się jak taran, aby otworzyć zaryglowane drzwi krajów „nowej Unii” dla islamskich imigrantów. Z drugiej strony jakoś zupełnie nie pamięta się, że tą samą europejską solidarność miano w nosie, albo i znacznie niżej, gdy nasz zachodni sąsiad z naszym wschodnim sąsiadem budowali Nord Stream. Wówczas to w Berlinie miano w „głębokim poważaniu” kraje bałtyckie, państwa skandynawskie i Polskę, które razem – solidarnie właśnie przeciwko tej inwestycji (co prawda na dnie Bałtyku, ale jednocześnie ponad głowami sześciu członków UE) występowały, a którą na chama, na rympał przeprowadzano.

Mówiąc bardzo krytycznie o tym wszystkim, namawiam do spojrzenia na Unię tak, aby odrzucić dość powszechnie funkcjonujący stereotyp o tym, że Unią rządzą idioci, a UE produkuje tony absurdalnych przepisów. Nie, Bruksela nie jest w rękach kretynów. Przeciwnie. Wielkie wpływy mają tam skuteczni lobbyści, a nie barany chcące za wszelką cenę wygenerować śmieszne regulacje, od których pan Kowalski, Herr Neumann i Mr Smith aż turlają się ze śmiechu.

Parę konkretnych przykładów. Jako dowód unijnego skretynienia podawano przepis, w myśl którego marchewka nie jest warzywem, bo stała się owocem! Coś, co z pozoru wygląda na ciężką aberrację, było tymczasem bardzo przemyślanym sposobem wyrwania kasy z Brukseli znacznych pieniędzy. Oto bowiem ulubionym przysmakiem Portugalczyków jest dżem marchewkowy. Formalnoprawny fikołek, który z marchwi-warzywa uczynił marchew-owoc, został sprokurowany przez producentów owego dżemu, którzy chcieli uzyskać unijne dotacje przyznawane dla tych, którzy produkują przetwory z owoców. Stąd ta ekwilibrystyczna metamorfoza, która wszak pozwoliła portugalskim firmom chapnąć dotacje, które do tej pory zarezerwowane były przez producentów przetworów z jabłek, gruszek czy śliwek.

Następny przykład tego, że rzekomo głupia Unia w piętkę goni. Ślimak, który stał się rybą, przynajmniej według acquis communautaire, czyli unijnego prawa. Ślimak ma to w … muszli, ale nie w ciemię bici biznesmeni, którzy robią w ślimakowej branży, głównie ci z pragmatycznej do bólu Francji, postanowili wyszarpać z Brukseli dotacje, które należą się jak za przeproszeniem psu zupa rybakom. I taka była geneza, jak ślimak bez przeszczepu skrzeli i nawet nie upodobniając się choćby do syrenki, został rybą. Miliony euro poszły do ślimaczej ferajny i gra (francuska) gitara.

Ileż było śmichów-chichów z tych „debili w Brukseli”, którzy zamiast wziąć się do roboty, zajmują się ustalaniem jakiejś głupiej krzywizny banana. A pogonić to towarzystwo – słyszeliśmy i takie apele. Nic bardziej mylnego. Urzędnicy, którzy wprowadzili te przepisy doskonale wiedzieli, że bananowy diabeł siedzi w szczegółach. Tak jak czasem ustawia się przetargi, tak kreśląc specyfikację, aby odpowiadała tym firmom, którym trzeba – tak samo było tutaj, w bananowym świecie. Bruksela wygenerowała przepisy, które dzięki konkretnym parametrom w oczywisty sposób preferowały spełniające te właśnie kryteria banany z dawnych kolonii francuskich w Afryce, a nie banany z Ameryki Środkowej czy Południowej. Cóż to za przypadek! Znów zarobiły francuskie firmy, które zmonopolizowały import bananów z dawnych terytoriów zamorskich Republiki Francuskiej.

Jak widać, w Brukseli nie jest tak, aby idiota siedział na idiocie. Lobbysta na lobbyście – to i owszem. Za pozornie idiotycznymi regulacjami, śmiesznymi przepisami i budzącymi politowanie paragrafami stoją konkretne interesy, konkretnych krajów i konkretnych firm. Zwykle są to: 1) duże kraje, 2) duże firmy i 3) duże interesy.

*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (22.05.2017)

Data:
Kategoria: Polska

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.