Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Mio Mao*, czyli w tym szaleństwie jest metoda.

W dominującej współcześnie formie komercyjnych systemów medialnych na świecie dojrzałość mierzy się ochroną małoletnich.

Minął najbardziej irytujący dla rodziców miesiąc, w którym następuje lawinowa eskalacja żądań małoletnich roszczeniowców. Kto ma dzieci, ten wie; kto nie ma, ma zapewne kontakt z odpornymi na perswazję rodziców rozgorączkowanymi  pociechami porywającymi z marketowych półek wszystko, co zostaje określone jako hit sezonu.

Kto jest mądry, wyrzuca w tym czasie telewizor albo też rozsądnie wyłącza go z prądu, w ten prosty sposób zapewniając progeniturę o definitywnej awarii wstrętnego sprzętu. Plusem tegoż wybiegu jest zachowanie możliwości przyjemnego irytowania się wieczorną strawą informacyjną – jeśli tę tradycyjną formułę spędzania czasu praktykujemy, wbrew światowym trendom podłączania się pod brejking niusy Twittera, na przykład.

Biedny rodzic nie jest w stanie zaproponować w imieniu Mikołaja dziecku edukacyjnej zabawki, gdyż berbeć od tygodnia nie mówi o niczym innym jak pięć najnowszych modeli Nerfa (najbardziej pożądane modele: około 200 pln za sztukę, lecz bez zestawu strzałek); albo o najnowszym modelu lalki Elsy. Wspomnijmy, że dziecko ma kolegów i koleżanki, więc efekt mediów wzmacniają ploteczki w przedszkolu czy w szkole. I zabawkę edukacyjną możemy schować na lepsze czasy. Kiedy zbankrutuje Mattel; czyli ad Kalendas Greacas.

Sprawa jest jednak poważna. Pomijając poziom kanałów dla dzieci i młodzieży w Polsce, mam wrażenie, że z jednej sztancy, komputera i od jednego kolorysty preferującego zjadliwy zielony, liczba reklam objętościowo przypomina dzieła Lenina. Niedawno na kanale, który nie serwuje wyłącznie komputerowej sieczki, regularnie powtarzano reklamy laleczki o zielonym kolorycie twarzyczki, wyposażonej w nietoperzowe skrzydła, które uruchamia najchętniej w księżycowe noce.

Telewizja dziecięca być może kiedyś miała walory edukacyjne. Obecnie moim faworytem jest gif kończący pracę jednego z kanałów – nie mam akwarium a lubię rybki, może dlatego. 99 procent treści dla dzieci ukierunkowane jest na formowanie plastycznej materii idealnego konsumenta, wrażliwego na najnowsze trendy. Stanowi on fazę larwalną konsumenta dorosłego, który w niedalekiej przyszłości z równą sprawnością będzie identyfikował treści przekazu z zawartością oferty marketów.

W dominującej współcześnie formie komercyjnych systemów medialnych na świecie dojrzałość mierzy się ochroną małoletnich. W Norwegii – która najpóźniej, bo w 1960 oficjalnie przyjęła telewizję – jest niewiele kanałów dla dzieci; ze względu na znaczne ograniczenia reklam. W Japonii istnieje specjalny kodeks dotyczący reklam, w którym szczególną ochroną obejmuje się dzieci. We Francji jest szczególnie rozbudowane prawodawstwo dotyczące pieczy nad wrażliwością i niewinnością dziecka. W Wielkiej Brytanii – w której funkcjonuje system prawdziwie wolnościowy i brak szczególnie rozbudowanego prawodawstwa medialnego – obywatel może nieodpłatnie złożyć skargę na nieodpowiednie treści.

W Polsce oferta dla dzieci ma charakter wybitnie pretekstowy.

W innym wypadku sama oglądałabym powtórki Parauszka i listonosza Pata w wersji pięknie animowanych lalek. Na pociechę kupiłam na Sylwestra kinową wersję Baranka Shauna. Telewizor wyłączam.

Dobrego roku 2017 wszystkim Czytelnikom dobrego portalu serdecznie życzę.

*Mio Mao – włoski serial dla najmłodszych, w którym bohaterami są dwa plastelinowe kotki, poddawane zabawnym metamorfozom w zależności od okoliczności i potrzeb fabuły.

Minął najbardziej irytujący dla rodziców miesiąc, w którym następuje lawinowa eskalacja żądań małoletnich roszczeniowców. Kto ma dzieci, ten wie; kto nie ma, ma zapewne kontakt z odpornymi na perswazję rodziców rozgorączkowanymi  pociechami porywającymi z marketowych półek wszystko, co zostaje określone jako hit sezonu.

Kto jest mądry, wyrzuca w tym czasie telewizor albo też rozsądnie wyłącza go z prądu, w ten prosty sposób zapewniając progeniturę o definitywnej awarii wstrętnego sprzętu. Plusem tegoż wybiegu jest zachowanie możliwości przyjemnego irytowania się wieczorną strawą informacyjną – jeśli tę tradycyjną formułę spędzania czasu praktykujemy, wbrew światowym trendom podłączania się pod brejking niusy Twittera, na przykład.

Biedny rodzic nie jest w stanie zaproponować w imieniu Mikołaja dziecku edukacyjnej zabawki, gdyż berbeć od tygodnia nie mówi o niczym innym jak pięć najnowszych modeli Nerfa (najbardziej pożądane modele: około 200 pln za sztukę, lecz bez zestawu strzałek); albo o najnowszym modelu lalki Elsy. Wspomnijmy, że dziecko ma kolegów i koleżanki, więc efekt mediów wzmacniają ploteczki w przedszkolu czy w szkole. I zabawkę edukacyjną możemy schować na lepsze czasy. Kiedy zbankrutuje Mattel; czyli ad Kalendas Greacas.

Sprawa jest jednak poważna. Pomijając poziom kanałów dla dzieci i młodzieży w Polsce, mam wrażenie, że z jednej sztancy, komputera i od jednego kolorysty preferującego zjadliwy zielony, liczba reklam objętościowo przypomina dzieła Lenina. Niedawno na kanale, który nie serwuje wyłącznie komputerowej sieczki, regularnie powtarzano reklamy laleczki o zielonym kolorycie twarzyczki, wyposażonej w nietoperzowe skrzydła, które uruchamia najchętniej w księżycowe noce.

Telewizja dziecięca być może kiedyś miała walory edukacyjne. Obecnie moim faworytem jest gif kończący pracę jednego z kanałów – nie mam akwarium a lubię rybki, może dlatego. 99 procent treści dla dzieci ukierunkowane jest na formowanie plastycznej materii idealnego konsumenta, wrażliwego na najnowsze trendy. Stanowi on fazę larwalną konsumenta dorosłego, który w niedalekiej przyszłości z równą sprawnością będzie identyfikował treści przekazu z zawartością oferty marketów.

W dominującej współcześnie formie komercyjnych systemów medialnych na świecie dojrzałość mierzy się ochroną małoletnich. W Norwegii – która najpóźniej, bo w 1960 oficjalnie przyjęła telewizję – jest niewiele kanałów dla dzieci; ze względu na znaczne ograniczenia reklam. W Japonii istnieje specjalny kodeks dotyczący reklam, w którym szczególną ochroną obejmuje się dzieci. We Francji jest szczególnie rozbudowane prawodawstwo dotyczące pieczy nad wrażliwością i niewinnością dziecka. W Wielkiej Brytanii – w której funkcjonuje system prawdziwie wolnościowy i brak szczególnie rozbudowanego prawodawstwa medialnego – obywatel może nieodpłatnie złożyć skargę na nieodpowiednie treści.

W Polsce oferta dla dzieci ma charakter wybitnie pretekstowy.

W innym wypadku sama oglądałabym powtórki Parauszka i listonosza Pata w wersji pięknie animowanych lalek. Na pociechę kupiłam na Sylwestra kinową wersję Baranka Shauna. Telewizor wyłączam.

Dobrego roku 2017 wszystkim Czytelnikom dobrego portalu serdecznie życzę.

*Mio Mao – włoski serial dla najmłodszych, w którym bohaterami są dwa plastelinowe kotki, poddawane zabawnym metamorfozom w zależności od okoliczności i potrzeb fabuły.

Minął najbardziej irytujący dla rodziców miesiąc, w którym następuje lawinowa eskalacja żądań małoletnich roszczeniowców. Kto ma dzieci, ten wie; kto nie ma, ma zapewne kontakt z odpornymi na perswazję rodziców rozgorączkowanymi  pociechami porywającymi z marketowych półek wszystko, co zostaje określone jako hit sezonu.

Kto jest mądry, wyrzuca w tym czasie telewizor albo też rozsądnie wyłącza go z prądu, w ten prosty sposób zapewniając progeniturę o definitywnej awarii wstrętnego sprzętu. Plusem tegoż wybiegu jest zachowanie możliwości przyjemnego irytowania się wieczorną strawą informacyjną – jeśli tę tradycyjną formułę spędzania czasu praktykujemy, wbrew światowym trendom podłączania się pod brejking niusy Twittera, na przykład.

Biedny rodzic nie jest w stanie zaproponować w imieniu Mikołaja dziecku edukacyjnej zabawki, gdyż berbeć od tygodnia nie mówi o niczym innym jak pięć najnowszych modeli Nerfa (najbardziej pożądane modele: około 200 pln za sztukę, lecz bez zestawu strzałek); albo o najnowszym modelu lalki Elsy. Wspomnijmy, że dziecko ma kolegów i koleżanki, więc efekt mediów wzmacniają ploteczki w przedszkolu czy w szkole. I zabawkę edukacyjną możemy schować na lepsze czasy. Kiedy zbankrutuje Mattel; czyli ad Kalendas Greacas.

Sprawa jest jednak poważna. Pomijając poziom kanałów dla dzieci i młodzieży w Polsce, mam wrażenie, że z jednej sztancy, komputera i od jednego kolorysty preferującego zjadliwy zielony, liczba reklam objętościowo przypomina dzieła Lenina. Niedawno na kanale, który nie serwuje wyłącznie komputerowej sieczki, regularnie powtarzano reklamy laleczki o zielonym kolorycie twarzyczki, wyposażonej w nietoperzowe skrzydła, które uruchamia najchętniej w księżycowe noce.

Telewizja dziecięca być może kiedyś miała walory edukacyjne. Obecnie moim faworytem jest gif kończący pracę jednego z kanałów – nie mam akwarium a lubię rybki, może dlatego. 99 procent treści dla dzieci ukierunkowane jest na formowanie plastycznej materii idealnego konsumenta, wrażliwego na najnowsze trendy. Stanowi on fazę larwalną konsumenta dorosłego, który w niedalekiej przyszłości z równą sprawnością będzie identyfikował treści przekazu z zawartością oferty marketów.

W dominującej współcześnie formie komercyjnych systemów medialnych na świecie dojrzałość mierzy się ochroną małoletnich. W Norwegii – która najpóźniej, bo w 1960 oficjalnie przyjęła telewizję – jest niewiele kanałów dla dzieci; ze względu na znaczne ograniczenia reklam. W Japonii istnieje specjalny kodeks dotyczący reklam, w którym szczególną ochroną obejmuje się dzieci. We Francji jest szczególnie rozbudowane prawodawstwo dotyczące pieczy nad wrażliwością i niewinnością dziecka. W Wielkiej Brytanii – w której funkcjonuje system prawdziwie wolnościowy i brak szczególnie rozbudowanego prawodawstwa medialnego – obywatel może nieodpłatnie złożyć skargę na nieodpowiednie treści.

W Polsce oferta dla dzieci ma charakter wybitnie pretekstowy.

W innym wypadku sama oglądałabym powtórki Parauszka i listonosza Pata w wersji pięknie animowanych lalek. Na pociechę kupiłam na Sylwestra kinową wersję Baranka Shauna. Telewizor wyłączam.

Dobrego roku 2017 wszystkim Czytelnikom dobrego portalu serdecznie życzę.

*Mio Mao – włoski serial dla najmłodszych, w którym bohaterami są dwa plastelinowe kotki, poddawane zabawnym metamorfozom w zależności od okoliczności i potrzeb fabuły.

Data:

Anna Makuch

Anna Makuch - https://www.mpolska24.pl/blog/anna-makuch11

dr nauk społecznych, zajmuje się historią idei i filozofią polityczną, przedsiębiorca.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.