Samolot wiozący Mike'a Pence kandydata partii Republikańskiej nominowanego na wiceprezydenta gdyby wybory wygrał Donald Trump wypadł z pasa startowego w czwartek wieczorem, gdy wylądował na lotnisku LaGuardia w Nowym Jorku.
Żaden
z 48 pasażerów na pokładzie nie został ranny podczas lądowania, do
którego doszło w czwartek wieczorem przy deszczowej pogodzie.
To było dosyć twarde lądowanie a przecież takich osób nie wożą fornale a doświadczeni piloci.
Oto opis jednego ze świadków :" "Sądząc z tego, co widzę to wygląda na na to że cement został rozdarty kołami samolotu. Samolot jest poza pasem startowym. Samolot jest w trawie. Przednie koła są całkowicie w trawie. W rzeczywistości cały samolot jest w trawie ".
Jest też informacja że samolot tracił impet uderzając w "bufor bezpieczeństwa" który jest zbudowany ze specjalnego kruchego betonu.
Wcześniej przy tej samej pogodzie był na tym samym lotnisku samolot Donalda Trumpa.
To tylko w połowie przypomina lądowanie w Smoleńsku ( tylko połowa ilości pasażerów) no i wieczór a nie poranek). Nikt nie oskarża Mike'a Pence o to że wchodził do kabiny pilotów i kazał lądować.
W czasie incydentu Trump był w stanie Ohio. W swoim oświadczeniu powiedział:
"Właśnie
rozmawiałem z naszym przyszłym wiceprezydentem. Nic mu się nie stało.
Czy wiecie, że był w groźnym wypadku samolotu?" powiedział Trump . "Nikt
nie poniósł uszczerbku. Ale jaką wspaniałą była decyzja o wyborze
Mike'a Pence. To wspaniały facet jest. Robi świetną robotę."