Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Tureckie dylematy

Tureckie dylematy
źródło: Pixabay

Świat może nie, ale Europa na pewno kręci się wokół Turcji. Ankara sprawnie wykorzystuje koniunkturę międzynarodową dla swoich interesów. Europa drży z powodu imigrantów. Proszę bardzo, sukcesorzy Państwa Ottomańskiego spieszą z pomocą Staremu (także w sensie demograficznym) Kontynentowi. Ale, jak mówi amerykańskie powiedzenie: „nie ma darmowych lunchy”. Turcja zainkasuje 6 miliardów euro ‒ na razie (zaczęła przecież od kwoty dwukrotnie mniejszej) ‒ tylko za to, że uruchomi tamę dla imigrantów. Pytanie tylko na ile szczelną i kiedy znów otworzy szlaban, aby puścić do nas swoich ‒ w większości ‒ „braci w wierze”. A otworzyć go może choćby po to, aby znów licytować od bogatej, sytej, sędziwej Unii kolejne transze pieniędzy. Wróg Turcji – Grecja ‒ szantażuje UE swoim bankructwem i przez to tąpnięciem, jeśli nie załamaniem, strefy euro po to, aby wydębić następne miliardy euro. Turcja czyni to subtelniej, gra instrumentem nie tyle gospodarczym, co uchodźców ‒ ale przecież efekt ma być ten sam. Oczywiście to porównanie Ankary i Aten jest zasadne, gdy chodzi o aspekty czysto merkantylne. Jednak turecka gra jest bardziej finezyjna: jej nie chodzi tylko o pieniądze. Prezydent Erdogan chce mieć sukces w postaci zniesienia wiz dla swoich obywateli ‒ można się spodziewać, że to osiągnie wcześniej czy później. Przy okazji, niejako automatycznie, w ogóle bez poruszania tematu załatwia kwestię swojej wiarygodności wobec szeroko rozumianego „Zachodu”: jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Unia Europejska (ale także USA) przestają podnosić kwestię praw człowieka, wolności mediów, swobody demonstrowania, itd. Zachodni pragmatyzm znów okazuje się silniejszy niż frazesy i deklamacje o human rights. Dzięki temu ekipa Erdogana i Davutoglu dostaje w zasadzie „carte blanche” i uwiarygodnia się także w oczach własnych obywateli.

Turcja w ofensywie...

Inną sprawą są negocjacje dotyczące członkostwa Turcji w UE. Otwarcie jednego z kilkudziesięciu obszarów negocjacyjnych, zapowiedz otwarcia kilku następnych (bez sprecyzowania kiedy...) to skromna oferta ze strony Brukseli, ale na swój sposób uczciwa. Unia mówi językiem dyplomatycznym, ale dość jasno: damy Wam pieniądze, pewnie też kiedyś, może i i prędko zniesiemy wizy, ale z tym Waszym akcesem do UE to nie przesadzajmy. Ankarze to odpowiada. Pieniądze są niezbędne, gdy ma się u siebie 3,5 miliona (!) uchodźców, a w niektórych regionach, jak Konya liczba imigrantów przekracza liczbę stałych mieszkańców (mówił mi o tym, nawet już bez emocji, tamtejszy poseł rządzącej AK profesor Mehmet Babaoglu). Zniesienie wiz byłoby sukcesem władzy w Turcji, bo oznaczałoby, że twardy kurs wobec mediów, opozycji i Kurdów przechodzi zupełnie bezkarnie, ba, wręcz przeciwnie zostaje wręcz nagradzany. A co do członkostwa w UE, to Turcja domagając się przyspieszenia negocjacji, a więc otwierania i zamykania kolejnych rozdziałów, licytując w tym zakresie tak naprawdę traktuje to jako lewar wobec innych, bieżących, ale też ważniejszych „na dziś” i bardziej realnych postulatów (właśnie środki finansowe i reżim wizowy). Trochę to pachnie Boyem-Żeleńskim: „w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”. Kiedyś Ankara bardzo chciała, ale UE ‒ a mówiąc ściślej Niemcy (w szczególności CDU i CSU) i Francja ‒ wręcz przeciwnie. Dziś Turcja w gruncie rzeczy chce już mniej, mimo stwarzanych pozorów, za to Unia udaje, że zrobiła się bardziej otwarta... Dlaczego zapal Ankary, gdy chodzi o unijny akces jednak przygasł? Po pierwsze: polityczna Europa jest w kryzysie gospodarczym ‒ a Turcja wręcz przeciwnie. Po drugie: jednostronne pukanie do europejskich drzwi było krytykowane w samej Turcji i to nawet w twardym elektoracie rządzącej partii (ilustruje to karykatura sprzed lat: stół negocjacyjny, po jednej stronie pan z flagą UE, po drugiej pan z flagą... białą). Po trzecie: zwrot formacji Erdogana w kierunku „twardszego” islamu był dla obu stron dogodnym pretekstem, aby owe ospałe rokowania dodatkowo jeszcze zamrozić.

Zimna kalkulacja Brukseli – i Berlina

Doprawdy Turcy nie są w ciemię bici i wiedzą, że Unia (czytaj: główne państwa członkowskie) nie chce ich u siebie. Nawet jeśli teraz ze względu na uchodźców udają, że otwierają ramiona. Powody strategicznej niechęci „zjednoczonej Europy” do przyjęcia tego ponad 80-milionowego, a niedługo 90-milionowego kraju są oczywiste. Niemcy przestałyby być „numerem jeden” na demograficznej mapie Unii. Tyle, że z tej demografii bardzo wiele wynika: liczba głosów w Radzie Unii, liczba mandatów w Parlamencie Europejskim, wreszcie potencjalne możliwości rozwoju gospodarczego. Dodatkowo w sytuacji, gdy Turcja szybko rozwija się co prawda gospodarczo, ale wciąż jest jeszcze „na dorobku”, perspektywa dla Brukseli płacenia sporych sum ‒ już nie „bajońskich”, ale „tureckich”... ‒ na relatywnie biednych, aczkolwiek bardzo licznych chłopów z Anatolii, jest mało optymistyczna. Wspólna Polityka Rolna (CAP) ma wszak swoje prawa, a trudno przecież przypuszczać, aby Ankara zgodziła się na propozycje niemieckiego przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych PE Elmara Broka, aby Turcję owszem przyjąć, ale pozbawić ją głównych przywilejów wynikających z członkostwa, także tych finansowych, w tym w obszarze Common Agricultural Policy.

Dziś to Turcja jest w ofensywie, a Unia w defensywie i „na musiku”. A my powinniśmy też pamiętać, że poza argumentami na „TAK”, gdy chodzi o wejście Turcji do UE (zwiększenie się obozu euroatlantyckiego i zmniejszenie dominacji Niemiec w Europie) jest też jeden zasadniczy argument na „NIE”: po akcesie Ankary my ‒ jako Unia ‒ graniczylibyśmy z ... Iranem, Irakiem i Syrią!

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej" (06.04.2016)


Data:
Kategoria: Świat
Tagi: #Turcja #świat #UE

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.