Niemal w rocznicę wojny na Kaukazie Unia Europejska ma gotowy raport na temat przyczyn i przebiegu konfliktu. Zespół pod kierownictwem Heidi Tagliavini ukończył dochodzenie, które wskazuje na Micheila Saakaszwilego jako na sprawcę tragicznych wydarzeń. Komisja uznała, że to prezydent Gruzji rozpoczął wojnę, atakując Osetię Południową i że zebrane fakty przeczą twierdzeniom Saakaszwilego, że jego kraj był niewinną ofiarą rosyjskiej agresji.
Przypomnijmy, że nad ranem 7 sierpnia 2008 roku, w dniu otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, wojska gruzińskie, na rozkaz swojego prezydenta dokonały ataku na maleńką Osetię Południową, zabijając setki cywilów w Cchinwali i 15 rosyjskich żołnierzy stacjonujących tam z mandatu OBWE. Dopiero po tym nastąpiła reakcja Rosji.
Prawda o gruzińskiej agresji stała się w Polsce przykładem cynicznej hipokryzji i politycznego szalbierstwa. Większość polityków i mediów, dla których polski patriotyzm oznacza równocześnie antyrosyjskość stanęła po stronie gruzińskiego awanturnika oszukując własną opinię publiczną. Agresor Saakaszwili stał się ofiarą, a Rosjanie i Osetyńczycy groźnymi zbirami. Prym w chórze łgarzy wiódł Lech Kaczyński widząc się w roli Jana Sobieskiego prowadzącego odsiecz gruzińską.
Działania prezydenta Kaczyńskiego pełne głupoty i histerii wpędziły Polskę w ślepą uliczkę dyplomatyczną. Raport pani Tagliavini jeszcze ten stan pogłębi. Antyrosyjskie fobie polskiej prawicy prowadzące do bezkrytycznego poparcia gruzińskiej agresji wykreśliły nasz kraj z kręgu państw poważnych. To dobrze, że Kaczyński i Saakaszwili przegrali, ale dlaczego ma przegrywać Polska?