Mimo, że ekstremiści islamscy zapowiadali urządzenie we Francji „11 września", dobrze wyszkolone służby specjalne
Francji nie zdołały zapobiec masakrze przygotowanej przez ISIS. Przygotowanej precyzyjnie
w czasie, poprzedzonej fałszywymi alarmami mającymi na celu koncentrację służb
w innych, niż faktycznie zagrożone atakiem, miejscach. Bo przed terroryzmem wewnętrznym
praktycznie ochronić się nie da. Nawet, jeśli ataki były planowane z zewnątrz, to wykonanie - nie pierwszy raz - zlecono obywatelom zaatakowanego kraju. Ba, podobno
są poważne przesłanki do podejrzenia, iż wśród morderców znaleźli się imigranci,
przyjęci w ramach pomocy uchodźcom z terenów zagrożonych. Jeden z nich został zarejestrowany
w Grecji jako syryjski uchodźca.
W imię poprawności politycznej wyciszono informacje o skierowaniu przez ISIS pośród
fali imigrantów do Europy bojowników wyszkolonych do zabijania. Niektórzy z
nich zostali rozpoznani, ale wpuszczenie (praktycznie bez jakikolwiek kontroli)
setek tysięcy ludzi do krajów UE podniosło niebezpieczeństwo ataków wewnątrz Unii
do stopnia nieprzewidywalnego. Decyzja Angeli Merkel o zaproszeniu ich do
Niemiec i UE to był błąd, który dostrzegają sami Niemcy. Entuzjastycznie
nastawione do pomocy potrzebującym kraje skandynawskie obecnie zamykają granice, a sama pani kanclerz usiłuje zmusić kraje członkowskie do przyjęcia na siebie ciężaru,
którego sami Niemcy już nie chcą akceptować.
Czarny Seat, z którego zabijano bezbronnych Francuzów na ulicach Paryża, podobno wyjechał do Belgii. Policja informuje o aresztowaniach osób współdziałających z samobójcami zarówno we Francji jak i właśnie w Belgii. I chociaż oczywiście większość imigrantów wybrała drogę do Europy jako drogę prowadząca do lepszego życia, nie zmienia to prawdy, że obce nam kulturowo i wyznaniowo nacje stanowią poważne zagrożenie dla cywilizacji europejskiej. Francuski przykład jest przykładem ekstremalnym. Ale niestety wiele może wskazywać, że widmo Czarnego Seata będzie krążyć po Europie.
Wszystkim Francuzom wyrażam głębokie
wyrazy współczucia i solidarności w bólu po brutalnym mordzie na ich rodakach.
Burzę się jednak słysząc o rzekomych wartościach europejskich, którymi podobno kierują
się wszyscy nawołujący do solidarności z Francuzami. Dla mnie rzeczywistą solidarnością
nie jest próba „cywilizowania na własne podobieństwo i obraz” obcych nam
kulturowo nacji. Im trzeba pomagać w ich własnych środowiskach. Równocześnie samemu
pielęgnować własne korzenie i tradycje. Bo to one dają siłę, rozwagę oraz porządkują
naturalny porządek świata.
Francuska masakra stanowi przestrogę przed pochopnymi decyzjami. Europę czeka
filozoficzna refleksja - liberalne hasła głoszone ochoczo po dramacie w redakcji
Charlie Hebdo nie odwiodły od ataku na Francję. Próba wychowania przez „wolność,
równość, braterstwo” najwyraźniej nie działa.
Czekają nas trudne czasy. O ile
imigracja postkolonialna miała jakieś wytłumaczenie dla państw imperialnych, o
tyle obecne zapędy polityków pod wodzą Angeli Merkel na lata odbijać się będą czkawką
w Europie.