Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Marsz klasy patriotycznej

On, inteligent (sam tak o sobie pisze – „ja inteligent” – więc ja tylko bez żadnej zgryźliwości przytaczam) Rafał Betlejewski, wybrał się był pierwej na marsz antyfaszystowski, następnie zaś na Marsz Niepodległości, po czym z pozycji lewicowego performera zawyrokował tekstem o takim właśnie tytule: „Marsz niepodległości jest zjawiskiem klasowym, a nie nacjonalistycznym”. Myśl to ewidentnie ożywcza i nieszablonowa, która zasiała ferment w środowiskach autorowi bliskich, bo jest z lewej strony bodaj pierwszym umiarkowanym spojrzeniem na uczestników marszu, które nie analizuje sprawy na poziomie zbitki „rasistowska hołota”, ale próbuje wgryźć się w głębię tematu. Spodobała się ta myśl, o dziwo, także prawej stronie. Dlaczego? Tego do końca nie rozumiem. Być może zadziałał mechanizm „lewicowiec nas chwali, to podajemy dalej”, a być może po prostu… lubimy Marksa?

Tekst Rafała Betlejewskiego na Marksie bowiem stoi. Oczywiście, że podrasowanym odpowiednio do wymogów współczesności, niemiej jednak punkt wyjścia stanowi stary dobry paradygmat walki klas. W tym ujęciu głosi on, że społeczeństwo jako takie dzieli się obecnie na następujące klasy trzy: 1) elitystów, czyli superbogaczy (1%); 2) establishment, czyli bogaczy (15%); 3) masę (prekariat), czyli całą resztę.

Wychodzi z tego konkluzja, że w Marszu Niepodległości maszeruje właśnie ta „masa”, okradziona przez establishment i elitystów, rozczarowana, biedna, sfrustrowana i zaniedbana, która o swój byt się tak naprawdę upomina, a nie o idee narodowe, które są dla niej jakiegoś rodzaju substytutem należnego a zagrabionego majątku. Ujmując rzecz w trzech słowach: „byt określa świadomość”.

Napiszę tak: paradoksalnie, nie musi to być diagnoza daleka od prawdy, chociaż w sumie, całościowo jest bez sensu. Bliskość do prawdy zawiera się w tym, że faktycznie uzasadnione wydaje się zestawienie ze sobą dwóch społecznych faktów: 1) w Marszu maszerują przede wszystkim młodzi; 2) młodzi są obecnie pokoleniem ekonomicznie zablokowanym, z lichymi perspektywami, bo dorobiliśmy się po 89 r. gospodarki neokolonialnej, która wpakowała nas w pułapkę średniego rozwoju. Z takiego zestawienia mamy prawo wyciągnąć logiczny wniosek, iż istotnie, duża część uczestników może odczuwać frustrację i niestabilność życiową. Ale po co, do jasnej ciasnej, te klasy?

Na pierwszy rzut oka zaproponowany przez Rafała Betlejewskiego podział klasowy wydaje się intelektualnie pociągający, na drugi rzut oka jednak blednie. A przynajmniej blednie jego wartość przy opisywaniu fenomenu Marszu Niepodległości. Bo jeżeli założymy, że istnieje jakaś ogólna klasa pod nazwą „masa”, która stanowi 84 % społeczeństwa, to kto, przepraszam, ma maszerować w marszach jak nie właśnie oni? Wyobraźmy sobie, w ramach intelektualnego ćwiczenia, że Marsz Niepodległości jest zjawiskiem społecznie uniwersalnym, w którym w skali 1:1 odbijają się „klasowe proporcje”. Kogo na takim uniwersalnym marszu spotkałby autor? Otóż, 84% uczestników i tak reprezentowałoby tę wielką klasę, czyli „masę”.

Innymi słowy, kategoria tych trzech klas jest nawet nie tyle nieprawdziwa, tylko wtórna i niefunkcjonalna, nie pomaga nam bowiem opisać rzeczywistości, tylko z założenia wpisuje się w każdy możliwy do pomyślenia wariant tej rzeczywistość. Jej niefunkcjonalność polega na tym, że zakłada istnienie jakiegoś w miarę jednorodnego olbrzymiego podmiotu (84% społeczeństwa), który z definicji obejmował będzie przecież większość (jeśli nie wszystkie) fenomenów społecznych. Nic na takim ujęciu nie zyskujemy, mamy za to tak daleko idące uproszczenie, że na jego skutek w naszym rozumowaniu dojść możemy do kiepskawych wniosków. Zupełnie jak Rafał Betlejewski.

Dostajemy od niego definicję typowego uczestnika Marszu Niepodległości, której protekcjonalizm aż bije po oczach i przestać bić nie chce. Frustrat, nieudacznik, społeczna patologia, jedyne, czego w niej właściwie brakuje, to odwołanie do niewielkich rozmiarów przyrodzenia. Nic dziwnego, że puentuje swoje rozważania Rafał Betlejewski postulatem, żeby oni („lewicowy establishment”) tym ludziom („masie” z marszu) pomagali.

Generalizacja w opisie uczestników marszu, której autor dokonuje, nie ma ani żadnej wartości poznawczej, ani naukowej, jest tylko i wyłącznie projekcją, intuicją, wrażeniem. Projekcją dla autora bardzo wygodną, bo postrzegając fenomen Marszu Niepodległości przez pryzmat walki klas i walki o byt, zręcznie ucieka Rafał Betlejewski od, powiedzmy sobie, ideologicznej nadbudowy (teraz ja sobie poużywam Marksa, a co!), która moim zdaniem jest dla sprawy kluczowa.

Nie zaprzeczam, sytuacja ekonomiczna młodego pokolenia może odgrywać tu pewną, a niech nawet będzie, że dużą, rolę. Jednak Rafał Betlejewski kreśli nam wizję, w której jest ona jedyną przyczyną zwrotu w stronę narodowych wartości, ergo te wartości same w sobie nie są ani specjalnie istotne, ani przyciągające. Dlatego establishmentowa lewica nie ma czego się bać i powinna dołączyć do marszu, bo tak naprawdę pomiędzy nią, a uczestnikami nie ma żadnego sporu ideologicznego.

Stop. Jeżeli ktoś siedzi w okopach intelektualnego frontu walki klas, może mu się takie ujęcie tematu wydać spójne i właściwe. Jeżeli jednak ktoś z tych okopów wyszedł (do czego gorąco namawiam), musi zauważyć, że: po pierwsze, nie ma żadnych przyzwoitych powodów, żeby czynić takie oto rozróżnienie, że na marszu antyfaszystów była młodzież syta, akademicka (establishmentowa lewica), a na Marszu Niepodległości niedouczeni frustraci. Sam znam kilku uczestników jednego marszu, kilku uczestników drugiego – nie ma pomiędzy nimi ani przepaści ekonomicznej, ani przepaści w wykształceniu.

Stop nr dwa. Jest pomiędzy nimi przepaść poglądowa. Oraz (tu już odwołuję się do szerszego kontekstu, nie tylko do kręgu znajomych) ilościowa.

Cały sążnisty wywód Rafała Betlejewskiego przeprowadzony został właściwie tylko po to, żeby sama sobie lewica wytłumaczyła, że nie przegrywa wcale walki o wartości („nie ma sporu ideologicznego”), że problem tkwi w czynnikach ekonomicznych. Ale nie ma tak łatwo. Nie można ot tak sobie, bazując na swojej marksistowskiej intuicji, zaklasyfikować setek tysięcy ludzi jako nieświadomych tego, co robią, frustratów, którzy trzymają setki tysięcy flag narodowych, bo chcą jakiegoś mglistego majątku, a nie dlatego, że ta flaga jest dla nich wartością samą w sobie. Wrażenia wrażeniami, ale fakty są jednak takie, że młodzi nie maszerują pod hasłami ekonomicznymi, ale wykorzystują marsz, żeby zamanifestować dumę z wyznawanych wartości. „Chłopak, dziewczyna – normalna rodzina”, „Kłamstwa Michnika wyrzuć do śmietnika”, „Nie czerwona, nie tęczowa, tylko Polska narodowa”, „To my, Polacy!” – tak, tu chodzi expressis verbis o świat wartości, o przywiązanie do tradycyjnie rozumianego patriotyzmu („Cześć i chwała bohaterom”), a wszystko to w kontrze do tego, co proponuje lewica: „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”.

Spłycenie tego do walki klas może być pomysłem wyłącznie kogoś, kto sam przed sobą nie chce przyznać, jaki  łomot w walce o wartości dostaje wyznawany przez niego światopogląd. Łomot ten jest konkretny, można go w dodatku bardzo łatwo policzyć. Ot, wystarczy podzielić liczbę uczestników Marszu Niepodległości przez liczbę marszu antyfaszystów.

Zapraszam na FB

https://www.facebook.com/t.laskus

Zapraszam do śledzenia na TT

https://twitter.com/tomeklaskus

Tekst Rafała Betlejewskiego: http://mediumpubliczne.pl/2015/11/marsz-niepodleglosci-jest-zjawiskiem-klasowym-a-nie-nacjonalistycznym/

Data:

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.