Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Kooperatywa.

Powieść. W odcinkach. I.

Wagonik przejeżdżał obok łąki, z której strzelały w niebo liny. Każda składała się węglowo stalowego splotu. Cztery liny tworzyły wiązkę, jakby boki kwadratu. Przestrzeń między nimi wypełniała mieszanka wodoru i helu w superwytrzymałym i superlekkim balonie odpornym na porywy wiatru do 600 km/godzinę. Dzięki temu 25 kilometrowa lina pozbawiona była ciężaru. Podtrzymywała wraz z 119 innymi dwudziestokilometrową pionową wieżę. Wewnątrz niej biegł dziesięciometrowy, okrągły  szyb,  z którego co pół godziny wystrzeliwany był kontener. Niektóre były tylko towarowe, leciały szybko. Dla kontenerów pasażerskich limitem było przeciążenie 6g, dlatego miały dodatkowe silniki, które pozwalały przekroczyć grawitację i wejść na orbitę. Dokładnie po drugiej stronie równika stała podobna wieża i wszystkie wysyłki odbywały się dokładnie w tym samym czasie i z tą samą masą. Pozwalało to wyeliminować wpływ na orbitę ziemi, który był wprawdzie pomijalny, jednak w dłuższym czasie mógłby delikatnie ją naruszyć.
Mieliśmy lecieć na księżyc do bazy coop 7. Była nowoczesna, dwa kilometry pod powierzchnią globu. Miała 20 000 metrów powierzchni mieszkalnej i 80 000 metrów powierzchni gospodarczej. W sumie 350 000 metrów sześciennych przestrzeni, wypełnionej powietrzem prawie atmosferycznym, pięć pięter po dwa hektary każde.
Będziemy wiercili tunel do pokładu gdzie można znaleźć grafit, a jak jest grafit, to kto wie co będzie dalej. Jest też sporo żelaza, ruda 60%. Nasi metalurdzy robią czyste wytopy solarnymi piecami. Promienie słońca są kierowane w jeden punkt przez setki luster i metal jest absolutnie czysty. Wiesiek, którego poznałem na robieniu instalacji w operze we Lwowie, jest przy sterownikach luster. Precyzyjnie to robią i mają świetne efekty. Jeden chłopak z ich zespołu wymyślił segregowanie księżycowego pyłu na molekularnych segregatorach, na razie mają pół kilo na godzinę na prototypie, ale za to całe spektrum, wolfram, kadm, złoto, platyna, nikiel.

Z Markiem podwieszaliśmy sufity, w korporacji jakiejś, przez trzy miesiące, miał łapę jak niedźwiedź. W przerwach robiliśmy sparingi, ot tak, relaksacyjnie. Trochę się krzywili że agresja, ale pozwolili warunkowo. Marek siedzi w matematyce, do snu czyta książki z sekwencjami symboli, musiałbym spędzić ze trzy lata żeby coś skumać. Ja wybrałem socjologię, tylko pozornie łatwiejsza, a jeśli idzie o statystykę i logikę, mam z Markiem wspólny język. Kiedy jednak doszedłem do Luhmanna, kucnąłem. Funkcję religii czytałem pięć lat, Facet zaczął od Parsonsa funkcjonalizmu, ale pojechał abstrakcją tak wysoko, że jeszcze nie spotkałem dobrego wykładnika. Mam teraz jego systemy społeczne, cegła 600 stron, biorę do snu i działa. Nie dziwne zresztą, pomijając karierę akademicką całe życie był gryzipiórem.
Dojechaliśmy do stacji przy wieży, plac ze dwadzieścia hektarów, masa ludzi, głównie turyści. Mieliśmy przejść do hotelu, rozprostować kości. Janek szedł przodem, już tu był, zresztą był odpowiedzialny za tę część naszej trasy. Mieliśmy tęczowe plakietki, tęcza to symbol spółdzielczości od początku 20 wieku. Szliśmy alejką, na ławkach siedziało kilkunastu młodych ludzi, kilku czarnych, kilku hindusów, paru białych. Wyglądali na typowych gangsta. Jeden z nich, czarnoskóry z chustą na głowie zwrócił się do towarzyszy. – „Love parade” odpowiedziała mu salwa śmiechu. Szliśmy w milczeniu. Dwunastu facetów w różnym wieku, każdy z tęczą w klapie, sam nie do końca byłem pewny czy mamy nosić te symbole, ale tak zdecydowało zgromadzenie. Inni używali znaczka coop, tego, który światowy kongres spółdzielczy przyjął w 2001, aby nie kojarzyć się z LGBT. Dla gangsta jednak tęcza to jednorodne skojarzenie, zaczęły padać uwagi – „cioty”, „pedzie”, szliśmy w milczeniu, równo. Przeszliśmy obok tej grupy, fala gorąca jaka mnie oblała zaczęła spływać. Szliśmy z Markiem na końcu, więc słyszeliśmy jeszcze długo docinki. To byli gangsta, ale nie mieli broni, nawet noży. Nie mogli mieć. Strefa wokół wieży należała do kooperatywy. Nikt nie mógł tu wnieść broni, materiałów wybuchowych, ostrych narzędzi, alkoholu ani narkotyków. Było to fizycznie niemożliwe. Co więcej, nie wszedł nikt pod wpływem alkoholu lub narkotyków. System kontroli był dyskretny, ale w pełni skuteczny.
Weszliśmy do hotelu, dostaliśmy pokoje i zostawiliśmy nasze rzeczy. Spojrzałem na Marka, on na mnie. Jutro wylot, w kosmosie nie pooddychamy świeżym powietrzem, przejdźmy się na spacer.
Ani słowem nie wspomnieliśmy o tamtych typkach, ale szliśmy tą samą trasą. Siedzieli nadal, choć było ich już tylko ośmiu. Zobaczyli nas i znowu zaczęli docinki. Szliśmy stałym tempem, bez rozglądania się. Jeden z nich wstał z ławki, po chwili wstał drugi z ławki naprzeciw. Cała reszta obserwowała sytuację od czasu do czasu rzucając wulgarne przekleństwo. Podeszliśmy do nich i musieliśmy się zatrzymać. Patrzyliśmy sobie w oczy. Ten naprzeciw mnie uderzył nagle pięścią. Chciał trafić w nos, trafił w policzek. Kopnąłem go w brzuch i odrzuciłem, Marek w tej samej chwili złapał rękę, która leciała w jego stronę i przerzucił typa przez siebie. Było więc dwóch leżących i sześciu siedzących na ławkach. Zacząłem słyszeć brzęczenie. Trzej po mojej stronie zerwali się z ławki. Markowi też nie spali. Uderzyłem najbliższego w nos, zalał się krwią i stał zdezorientowany. Niższego z pozostałych dwóch kopnąłem w nogę, przewrócił się. Od początku starcia minęło sześć sekund, miałem pojedynek jeden na jednego. Marek miał dwóch, ale o Marka się nie bałem. Leżący na ziemi potrzebowali jeszcze kilku sekund do oprzytomnienia, ja naprzeciw siebie miałem potężnego byczka. Machał jak cepami. Wiedziałem że nie będzie łatwo, a czasu nie ma. Kiedy wypuścił we mnie strzał, złapałem za rękę  i przewróciłem. Mark miał naprzeciw jednego stojącego, ale inni już zaczynali się podnosić. Minęło już pewnie z 15 sekund. Zawołałem do Marka spierdalamy. Nie zdążyliśmy jednak. Brzęczenie narastało i nagle wokół nas utworzył się jakby rój pszczół. Poczułem że oplatają mnie linki. Wszystkich nas oplotły. Byliśmy bezbronni i bez możliwości zrobienia ruchu. Po dwóch minutach nadjechały trzy łaziki. Zapakowali nas po trzech, czterech i zawieźli na posterunek SOC. Służby Ochrony Kooperatywy.
Tamtych przesłuchali, nas odwieźli do hotelu. Wiedziałem że będzie źle.

Sala była średnia, pięć na sześć metrów. Sofy dookoła. Naszych było 12 i jeszcze kilku tutejszych. Jeden z nich to szef zmiany SOC. Siedzieliśmy w milczeniu. Zaczął przewodniczący.
Spotykamy się w nadzwyczajnej sprawie. Dwóch z nas wdało się w bójkę z miejscowymi. Opowiedzcie co się stało.
Marek spojrzał na mnie, ja na niego. 
To przez te pedalskie kolory – wybuchnął. Bardzo głupi pomysł. Mieliśmy znaczek coop i wszystko było dobrze. Teraz wszędzie wytykają nas palcami. 
To nie pedalskie kolory, tęcza to znak spółdzielczości od 1921 roku, to że niektórzy się wystraszyli ofensywy seksualności w życiu społecznym niczego nie zmienia. Został ogłoszony znaczek coop, ale tęcza wciąż jest nasza. Możemy używać obu symboli.
Ale słyszałeś co o nas mówili?
No i co z tego. Mówić mogą co im ślina na język przyniesie. Dla nas wiążące są ustalenia zgromadzenia, one są proste, używamy tęczy. Nie mieliście obowiązku noszenia w klapie.
Tak, ale wszyscy nosimy. Jesteśmy wspólnotą, robię co Wy wszyscy, czasem za to płacę.
Cokolwiek byś nie robił, znajdzie się ktoś, komu to nie będzie odpowiadało. Tęcza to nie jest nasz największy problem. Naprawdę nienawidzą nas inni, ci którzy do tej pory czuli się elitą świata. Nienawidzą nas bo jesteśmy skuteczniejsi, a jesteśmy skuteczniejsi bo eliminujemy kłamstwo. Kłamstwo i oszustwa to było naturalne środowisko kapitalizmu, komuniści w swojej rewolucji jeszcze je udoskonalili, dlatego nic nie mogło się im udać.
Dobra, nie jesteśmy tu po to żeby prawić o filozofii.  Antek, Marek. Złamaliście zakaz agresji. To jeden z najcięższych zarzutów w spółdzielni. Co macie na swoją obronę. 
Oni zaczęli.
Takie teksty możesz zapodawać w sądownictwie i adwokaturze koleś  - wyrwał się Nick.
Poszliście tą trasą wiedząc że ich spotkacie. Poszliście się bić. Byliście gotowi do walki.
Tak.
Tak.
Złamaliście zakaz agresji. Grozi za to wyrzucenie ze spółdzielni. Kto jest za?
Nie podniosła się ani jedna ręka.
Macie szczęście.
Proponuję. Nie lecicie na księżyc, przez miesiąc sprzątacie w tym hotelu, kible na błysk, potem jedziecie do Kongo do ochrony. Za rok wrócimy do Waszej sprawy. Jeśli się zrehabilitujecie, przylecicie.
Kto jest za?
Wszyscy, oprócz nas dwóch.
Przyjmujecie?
Tak.
Tak.
Podpisywałem protokół i widziałem jak księżyc odpływa, ale nie żałowałem ani sekundy. Nie jest tak źle, za miesiąc jedziemy do Kongo, nigdy nie byłem w Afryce.  

Data:

LeszekSmyrski

Spółdzielczość drugiej generacji - https://www.mpolska24.pl/blog/spoldzielczosc-drugiej-generacji11

Od siedmiu lat zajmuję się spółdzielczością, zwłaszcza socjalną w praktyce i w teorii. Wiem dlaczego środki pomocowe są marnotrawione i chcę się z Wami podzielić tą wiedzą. Chcę Was również przekonać do innego patrzenia na świat. Wierzę że wiele można zmienić, o ile wie się że zmiany są możliwe i potrzebne, i jeśli jest się wystarczająco zdeterminowanym.
Pozdrawiam i życzę szczęścia.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.