Po pierwsze, w Polsce zachodniej, w odróżnieniu od tzw. kongresówki czy dawnej Galicji, PiS – w porównaniu do PO – miało raczej słabe notowania. I wydaje się, że nic tu się nie zmienia. Ostatnie wybory do Rady Miasta pokazały, iż notowania PiS-u od pięciu lat są w Zielonej Górze takie same: w 2010 roku w wyborach samorządowych głosowało na PiS 19,85% mieszkańców Zielonej Góry, a teraz, w 2015 roku – 20,89%. A „po drodze”, w wyborach parlamentarnych w 2011 roku na PiS oddało swe głosy 20,03% zielonogórzan.
Ale najciekawsza zmiana widoczna jest na lewicy. Jest to zmiana bardzo bolesna dla SLD. Pięć lat temu SLD było w Zielonej Górze prawdziwą potęgą. Wtedy w wyborach dla Rady Miasta na listę SLD głosowało 32,33% mieszkańcom. Dało to Sojuszowi aż 40% mandatów (10 na 25). W ostatnią niedzielę SLD zyskało zaledwie 9,98% (ponad trzykrotny spadek notowań!) co przełożyło się na tylko 1 mandat.
Sojusz mógłby powiedzieć, iż „winę” za to ponosi Janusz Kubicki, zwycięzca wyborów na prezydenta miasta. Pięć lat temu był on związany z SLD, ale w 2012 roku odszedł i zawiązał własny komitet. To fakt, ale dlaczego miejscowy SLD do tego dopuścił, dlaczego nie był w stanie dogadać się z popularnym w mieście samorządowcem?
Jeżeli takie błędy popełnia SLD tam, gdzie kiedyś był najsilniejszą partią polityczną, i – w konsekwencji – zalicza ciężką porażkę, to jak to rokuje Sojuszowi w najbliższych wyborach parlamentarnych? Skoro nie w Przemyślu, nie z Lublinie lecz w Zielonej Górze Sojusz zdobywa ledwie 1 mandat, to coraz bardziej trzeba się liczyć z tym, iż po jesiennych wyborach parlamentarnych SLD może znaleźć się poza Sejmem.