Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

KIM JEST ANDRZEJ DUDA?

Ponad 25 lat temu odbyły się „częściowo wolne” wybory do sejmu i senatu. Wybory te były tak samo „wolne”, jak i „uczciwe”, ale to one stały się nie tylko „kamieniem węgielnym” III RP, która zastąpiła nam PRL, ale także FUNDAMENTEM zaprowadzonego w III RP ustroju, zwanego „demokracją”. (Więcej o tym ustroju w tekście: «Tak zwana „demokracja” - największy przekręt wspólczesności» http://grudziecki.salon24.pl/588138,tak-zwana-demokracja-najwiekszy-przekret-wspolczesnosci.)


Ponad 25 lat temu odbyły się „częściowo wolne” wybory do sejmu i senatu.

Wybory te były tak samo „wolne”, jak i „uczciwe”, ale to one stały się nie tylko „kamieniem węgielnym” III RP, która zastąpiła nam PRL, ale także FUNDAMENTEM zaprowadzonego w III RP ustroju, zwanego „demokracją”.

(Więcej o tym ustroju w tekście: «Tak zwana „demokracja” - największy przekręt wspólczesności»

http://grudziecki.salon24.pl/588138,tak-zwana-demokracja-najwiekszy-przekret-wspolczesnosci.)


Dzisiaj – ponad ćwierć wieku temu od tamtych wydarzeń – po raz kolejny możemy więc wziąć udział w takich „częściowo wolnych”, a więc i w „częściowo uczciwych” wyborach.

(Więcej o tym ustroju „w praktyce”, na przykład, w tekstach: „Czy w Polsce rządzi mafia?” http://naszeblogi.pl/47571-czy-w-polsce-rzadzi-mafia

i „25 (70) lat bandytyzmu pod szyldem i w majestacie państwa polskiego”

http://niepoprawni.pl/blog/dariusz-grudziecki/25-70-lat-bandytyzmu-pod-szyldem-i-w-majestacie-panstwa-polskiego )


Przy tym, w porównaniu z innymi wyborami „ogólnokrajowymi”: do naszego parlamentu i do „europarlamentu”, wybory prezydenckie wydają się być „bardziej wolne” (a więc i „bardziej uczciwe”).


W wyborach parlamentarnych bowiem:


a) o tym, czy możemy mieć szansę być WYBRANYMI decydują wodzowie partyjni i powiązani z nimi oligarchowie partyjni (i inni) układający listy wyborcze;

(Jest to zresztą „ogólnoświatowa” przypadłość, wpisana w tzw. „demokrację” - tak samo jest też np. w Wielkiej Brytanii)


b) nasz głos tylko wtedy ma znaczenie, jeśli oddamy go na kandydatów tych partii, które mają szanse wejść do parlamentu.

(Ale w Wielkiej Brytanii tylko głos oddany na jedną z dwóch - tych samych od ponad wieku - partii ma jakiekolwiek faktyczne znaczenie)


W wyborach prezydenckich może wystartować „każdy z nas” (oczywiście, musi mieć 35 lat... itd.).

W wyborach prezydenckich głos „każdego z nas” jest tak samo ważny, bo ton on zdecyduje:

a) którzy kandydaci wejdą do II tury;

b) który z dwóch kandydatów z II tury zostanie Prezydentem III RP.


Wydawałoby się więc, że wybory prezydenckie nie są jedynie „częściowo wolne”, ale że są wolne w pełni, w 100%!

Jednak dlaczego już dzisiaj, jeszcze przed formalnym spełnieniem przez przyszłych kandydatów wszystkich kryteriów, koniecznych do ubiegania się o wybór, jest raczej pewne (i co potwierdzi się 24 maja 2015 r.), że:


a) wybory wygra kandydat WYSTAWIONY przez jedną z dwóch największych partii zabetonowanych w parlamencie;


b) minimalne szanse mają ewentualnie kandydaci wystawieni przez pozostałe dwie partie, także od lat zabetonowane w parlamencie;

(partii-wydmuszek, „wydmuchanych” w ostatnim czasie przez system jako „wentyle bezpieczeństwa” nie ma sensu brać na poważnie – co widać!);


c) w każdym przypadku – z powyższych – wygra kandydat środowisk, które zawarły ze sobą, ale za PLECAMI POLAKÓW, układ w Magdalence i przy okrągłym stoliczku; środowiska te kłócą się ze sobą o możliwość oskubywania Polaków, ewnetualnie o procentowy udział w tej możliwości, ale zgodnie pilnują, aby oskubywani nie zorganizowali się na tyle, aby pozbyć się „skubańców”.


Paradoks polega na tym, że gdyby w wyniku jakiegoś zdarzenia losowego, np. zawału, któryś z „murowanych” kandydatów okrągłostołowego systemu „zszedł”,

to i na taką ewentualność system ten jest przygotowany.

Mamy przecież naczelnego „opozycjonistę” kraju, pokazywanego do niedawna w „mainstreamowych mediach” prawie codziennie.

(http://naszeblogi.pl/52902-kukiz-ulubieniec-mainstreamu)

„Opozycjonista” ten „walczy” z „systemem”, z partiami politycznymi.... i domaga się systemu, w którym będą rządzić nami, na zmianę, tylko dwie partie – najprawdopodobniej, jak pokazały wybory do senatu, PO i PIS (taki POPIS).

„Na wieki wieków, amen!”

Systemowe mafie „na górze” zblatują się z „mafiami na dole” już nie tylko nieformalnie, ale USTROJOWO.

(A każdy, komu się to nie spodoba, będzie mógł wyjechać.)


„Częściowa wolność” jest, oczywiście, „logicznym kretynizmem”, ale ten, kto to wymyślił przerósł Josepha Goebbelsa. Niestety, rzeczywistość wykreowana przy użyciu, między innymi, tego typu pojęć, jest naszą rzeczywistością. W niej musimy żyć. I w niej podejmujemy decyzje.


Żaden z kandydatów w obecnych wyborach prezydenckich, który się dotychczas zerejestrował, nie jest kandydatem „z mojej bajki”.

Dlaczego?

To proste. Żaden nie przedstawił - nawet niepełnej – wizji USTROJU, który miałby zastąpić obecną patologię ustrojową (lub który nie byłby inną odmianą patologii ustrojowej - w dodatku „importowaną”).


Nie brałem udziału w ostatnich kilku ogólnokrajowych wyborach. Moja decyzja była wynikiem totalnego rozczarowania tym, co zobaczyłem od podszewki oraz protestem przeciwko odgórnej, systemowej manipulacji.

Dzisiaj widzę, że także nasza „nieobecność” w zyciu publicznym jest zaprogramowana przez „budowniczych” tej patologii ustrojowej, w której jesteśmy zanurzeni.

„Nieobecni” - tak samo, jak ci, którzy wyjechali z kraju – przestają bowiem temu systemowi zagrażać. Dla systemu, a więc dla tych, którzy ograbili nas najpierw z praw politycznych, po to, żeby dokonywać innych grabieży, np. ekonomicznych, nasza „emigracja wewnętrzna” jest tak samo korzystna jak nasza „emigracja zewnętrzna”, czyli nasz wyjazd z kraju.


Dlatego na te wybory idę.

W pierwszej turze zagłosuję na któregoś z kandydatów, nie związanych z obecnym systemem (formalnie albo rzeczywiście).

I „będę się modlił”, aby jak najwięcej Polaków postapiło podobnie.

Mam nadzieję, że jakimś cudem, któryś z nich znajdzie się w drugiej turze.

Lepiej bowiem (zgodnie z powiedzeniem) być „głupim przy nadziei, niż beznadziejnie głupim”.


A jeżeli stanie się inaczej, zgodnie z zaprogramowaną ponad 25 lat temu „logiką” „częściowo wolnych” i „częściowo uczciwych wyborów”?

Zgodnie z tą „logiką” - dobrego wyboru nie będzie. Trzeba będzie wybierać „mniejsze zło” (to ta sama „logika”).


Na obecnego prezydenta nie zagłosuję.


Po pierwsze dlatego, że jego pozostanie na stanowisku oznacza dalej „to samo” - dalsze „betonowanie” obecnego patologicznego ustoju i pogłębianie się jego degrengolady.


Po drugie dlatego, że jego działania były tak samo antyobywatelskie, jak działania partii politycznej, która go wystawiła;

(Przykład w tekście: «Niech żyją „kliki”!, czyli... „samorządowa” inicjatywa ustawodawcza Pana Prezydenta» http://grudziecki.salon24.pl/531842,niech-zyja-kliki-czyli)


Po trzecie dlatego, że jego opowieści, m.in. o rodzinie i jej korzeniach, sprzedane nam w poprzedniej kampanii, okazały się, delikatnie mówiąc, „bajką”. A kolejnych słuchać nie zamierzam.

(http://kontrowersje.net/komorowskiemu_nic_si_nie_pomyli_o_i_nie_wyrwa_o_to_spadkobierca_ydokomuny_z_pu_aw)



Być może będę zmuszony więc zagłosować ”z zaciśniętymi zębami” na Andrzeja Dudę.

Ale tylko po to, aby nastąpiło jakieś zawirowanie w okragłostołowym systemie, nie pozwalające na dalsze betonowanie tej patologii ustrojowej.

Jednak tylko wtedy tak uczynię, jeśli będę miał gwarancję, że w wyniku wyboru Andrzeja Dudy na prezydenta wybiorę „mniejsze zło”. A nie „większe”!


I o tym Andrzej Duda musi mnie - tak samo jak miliony innych Polaków – przekonać, jeśli chce mieć szansę wygrać.

Mam bowiem przecież jeszcze inny wybór – mogę, na znak protestu, przekreślić obu kandydatów (choć to, w gruncie rzeczy, żaden wybór; bo zdaję się wtedy na wybór dokonany przez innych).


W sobotę 27 lutego Andrzej Duda przedstawił swój program i podpisał „Umowę z Polakami”.

Tytuł tej umowy, muszę przyznać, jednak mną wstrząsnął i zmusił do zadania pytania, zapisanego na wstępie: kim jest Andrzej Duda?

Umowa bowiem jest, z zasady, zawierana pomiędzy dwoma, lub więcej niż dwoma, podmiotami. Jeżeli więc Pan Andrzej Duda zawiera „umowę z Polakami”, to tym samym obwieszcza, że Polakiem nie jest!


Przepisy normujące wybory prezydenckie nie wymuszają deklaracji kandydata, co do swej narodowości. Jednak dla mnie, a zapewne nie tylko dla mnie, kwestia, kim jest osoba mająca „ucieleśniać” majestat Rzeczpospolitej, jest fundamentalna. Bo chciałbym mieć jednak jakąś gwarancję, że osoba wybrana na najwyższy urząd w państwie będzie strzec zbiorowych interesów Polaków (a więc i moich), a nie interesów innych „zbiorowości”.


Zakładam, że tytuł „umowy programowej” Andrzeja Dudy jest jedynie wynikiem działalności jakiegoś „wielce uczonego” „spin doctora”, a nie odbiciem faktycznej rzeczywistości. Jednak to Pan Andrzej Duda musi pokazać, że tak jest.


Zresztą, powinni to uczynić wszyscy kandydaci, którzy walczą o nasz głos.

Może wtedy zostanie złamana „logika”,częściowo wolnych” wyborów i wybijemy się na WOLNOŚĆ.

Na WOLNOŚĆ – bez przymiotników i innych dodatkowych określeń.





Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.