Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

„Frankowicze” to nie ofiary powodzi

Współczuję tym wszystkim, którzy dzisiaj – w wyniku radykalnego wzrostu kursu franka – nie są w stanie spłacać coraz wyższych rat i boją się o swoją przyszłość. Ale czy w pomoc „frankowiczom” powinno angażować się państwo?

Nie – i nie tylko dlatego, że jak by do tego doszło, to w istocie nie tyle pomagałoby państwo, co raczej Państwo: czyli Pani, Pan, my wszyscy podatnicy. Brak zgody na takie czy inne pomocowe rozwiązanie ma jeszcze ważniejsze uzasadnienie: byłoby głęboko niesprawiedliwe.

Po pierwsze, kredytów we frankach nie przydzielano dzieciom. Brali je ludzie dorośli, świadomi tego, że kursy walut są zmienne. Brali je we frankach, bo widzieli w tym swój zysk.

Po drugie, ten zysk  w postaci niższych rat – gdy porównać je do kredytów złotówkowych – osiągnęli. Co więcej, ci, którzy kredyty we frankach wzięli 10 lat temu, do dzisiaj – mimo tak radykalnego umocnienia się franka – są „do przodu”, bo łączna suma ich rat kapitałowo-odsetkowych okazała się być niższa niż u „złotówkowiczów”. Biorąc to po uwagę, to raczej nadal bardziej stratni „złotówkowicze” mieli by większe powody do tego, by wyciągać rękę po publiczna pomoc.

Po trzecie, państwo nie jest od tego, by rekompensować obywatelom ewentualne straty ich decyzji inwestycyjnych czy kredytowych. Czy ktokolwiek pochyliłby z troską głowę nad kimś, kto licząc na dalszy wzrost kursu dolara wymienił w 2001 roku 100.000 złotych na dolary po kursie 4,20, gdy dzisiaj ten kurs wynosi 3,70?. W przeliczeniu na złote zrobiło się z tego dzisiaj 88.000 zł. I co – państwo ma mu zwrócić 12.000 zł? Można powiedzieć, że to zły przykład, bo widać wyraźnie, że ktoś tu świadomie grał (a w efekcie przegrał) na kursowe różnice. To weźmy inny przykład, jak najbardziej z polskiego podwórka. Wielu Polaków chcąc zabezpieczyć swoją przyszłość zainwestowało w fundusze inwestycyjne. Niektóre z nich straciły po 20%. Też państwo ma to pokryć? A co z tymi, którzy stracili swoje pieniądze w legalnym (w swoim czasie) AmberGold?

Nie tędy droga. Państwo – a więc my wszyscy podatnicy – może rekompensować straty poniesione w wyniku kataklizmów, katastrof i tym podobnych zdarzeń, za które poszkodowani nie odpowiadają. Nikt o zdrowych zmysłach nie protestował, gdy budżetowe pieniądze szły np. na wsparcie powodzian w 1997 i 2010 roku.

Ale „frankowicze” nie są ofiarami powodzi. Ich sytuacja jest pochodną ich własnych świadomych wyborów. A biorąc pod uwagę, ile dotąd kosztował ich kredyt w porównaniu ze „złotówkowiczami” – są oni nadal nie tyle ofiarami, co raczej beneficjentami podjętych przez siebie decyzji.

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #

Paweł Piskorski

Paweł Piskorski - https://www.mpolska24.pl/blog/pawel-piskorski

Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego. Historyk. Poseł do Parlamentu Europejskiego (2004-2009), Wiceprzewodniczący (2001-2003) i Sekretarz Generalny (2003-2004) Platformy Obywatelskiej, Poseł na Sejm RP (1991-1993 i 1997-2004), Prezydent m.st. Warszawy (1999-2001), od 1987 roku działacz a w latach 1990-1991 Przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Komentarze 4 skomentuj »

Frankowicze nie chcą finansowej pomocy państwa (tylko banki i ich medialne i polityczne pieski tak twierdzą). Frankowicze chcą przestrzegania prawa przez banki, a z tym jest ciężko. Nie respektują wyroków sądów mBank i cały czas stosują klauzule abuzywne (spread).

A tak na marginesie, będą jakieś historie łapówkowe?

"Podstawowym argumentem dla "frankowiczów" jest wadliwa konstrukcja umowy kredytowej w świetle przepisów prawa polskiego oraz wspólnotowego. Po pierwsze – banki jedynie w niewielkim zakresie posiadały otwarte dla nich linie kredytowe w CHF lub papiery wartościowe denominowane w CHF, co wynika z ich prospektów. Po drugie udostępniały kredytobiorcom kwotę w PLN, a zgodnie z prawem bankowym kredyt to właśnie udostępniona do dyspozycji kredytobiorcy określona kwota środków pieniężnych, a nie zarejestrowana na wirtualnym koncie kredytobiorcy kwota w walucie CHF, do którego kredytobiorca ma jedynie podgląd.

Po trzecie, sądy potwierdziły, że klauzule indeksacyjne są bezskuteczne. Oznacza to, że z prawnego punktu widzenia do spłaty pozostaje kwota udostępniona w PLN, oprocentowana wg stawki przewidzianej w tej pozostałej części umowy, czyli LIBOR plus marża. Po czwarte, Trybunał Sprawiedliwości UE odpowie niebawem na pytanie sądu węgierskiego, czy klauzula indeksacyjna stanowi instrument finansowy w rozumieniu dyrektywy MIFID i w końcu istnieją poważne argumenty za tym, aby klauzulę indeksacyjną uznać za nieważną, a to mogłoby nawet prowadzić do nieważności całej umowy. Oznaczałoby to, że klient przez lata korzystał za darmo z udostępnionego kapitału. Choć może to być mentalnie trudne do zaakceptowania, prawnie jest jak najbardziej realne.

Dlatego to w interesie banków leży, by przyjąć rozwiązania proponowane przez KNF, bo w sądach stracą znacznie więcej."

http://www.forbes.pl/frankowicze-moga-wygrac-banki-sie-myla,artykuly,189166,1,1.html

[komentarz usunięty przez administratora]

Witam,
proszę o zablokowanie tego SPAM konta, a dwa Panie arek02 od roku korzystam tylko z alibaba.com

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.