Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

„Gladitor”. Niech Narodzenie Pańskie doda nam Siły i Honoru

„Siła i Honor” to zawołanie rzymskich wojowników, które dodawało wiarę we własne siły i obligowało do postaw honorowych. Z całą pewnością hołdował mu rzymski generał Maximus Decimus Meridus z doskonałego filmu Ridleya Scotta „Gladiator”

„Gladitor”. Niech Narodzenie Pańskie doda nam Siły i Honoru

Jak pamiętamy akcja filmu rozpoczyna się w Germanii, gdzie to waleczne oddziały Maximusa, po zażartej i krwawej walce, odnoszą zwycięstwo nad hordą barbarzyńskich plemion Północy. Maximus nie walczył tylko dla chwały Rzymu, ale przede wszystkim dla znamienitego cesarza Marka Aureliusza, który generała darzył niezwykłą estymą. Uznanie jego zasług i wierność cnocie sprawiedliwości były posunięte u Cesarza do tego stopnia, że zdołały pokonać nawet ojcowską miłość i miast swojemu synowi, to właśnie Maximusowi zamierzał On oddać władzę. Do tego jednak nie doszło, bo do zwycięzców właśnie dołączył wyrodny syn Kommodus, który co prawda stronił od poświęceń i osobistego zaangażowania w walkę z wrogiem, ale wcale nie zamierzał przyglądać się biernie takiemu obrotowi spraw i szybko postanowił, że to właśnie on zostanie głównym konsumentem owoców dokonań i zwycięstw swego ojca i jego wiernych sług.

Występny uzurpator znał dobrze swego ojca i wiedział, że był to człowiek szlachetny, prowadzący - zgodnie z surowymi zasadami stoickimi - skromne i spokojne życie, wolne od - pomimo posiadanej dystynkcji - jakichkolwiek narcystycznych ciągot, wyskoków, czy kaprysów, pogoni za blichtrem, uciechami i „ucieszkami” życia, a ostatnią rzeczą jaka by mu przyszła do głowy będzie wyrzeczenie się -co byłoby uznane za hańbiącą zdradę - swoich wiernych sług, na korzyść tych, którzy tylko zazdrośnie i zawistnie przebierali nóżkami na widok stanowisk i bogactw, które mógł im zapewnić rosnący w siłę Rzym. Ponad wszystko bowiem cenił Marek Aureliusz sprawiedliwość, czym zresztą zasłużył sobie zapewne na wieczną chwałę i życie wieczne, bo jak wiadomo, błogosławieni Ci, którzy łakną sprawiedliwości. I właśnie dzięki temu niezłomnemu imperatywowi moralnemu miał On całe grono wiernych, lojalnych i zdolnych do poświęceń sług, a Rzym rósł w siłę. Bo kto chce służyć komuś niegodziwemu? Chyba tylko ładaczyny, którzy na braku szacunku, wykluczaniu i poniewieraniu innych budują swoją siłę i wpływy.

Kommodus niezwykle szybko zorientował się, że nie będzie mu łatwo ogrzać się w blasku fleszy będących następstwem nie jego zwycięstwa dlatego zdobył się na rzecz najgorszą z najgorszych, na ojcobójstwo. Zdawał sobie również sprawę z tego, że dopóki nie wytnie w pień wszystkich ojców ostatnich sukcesów ciągle, pomimo formalnego umocowania, będzie narażony na kwestionowanie jego kuriozalnego i groteskowego przywództwa, albowiem wszyscy znali niewybredną przeszłość uzurpatora wraz z jego wstydliwymi wybrykami. Konsekwentnie zlecił morderstwo Maximusa, a odtąd już nikt nie mówił o jego zasługach, bo ci co władzę przejęli, jak na totalniaków przystało, zarządzili całkowite „totschweigen”, a tych co się do tego nie stosowali nazywali pogardliwie trollami. Tym sposobem, ku uciesze swoich totumfackich, to Kommudus wjechał do Rzymu jako wielki zwycięzca i natychmiast bezpardonowo zmieniał go i urządzał po swojemu. Przyzwoitość i zasady poszły w kąt, zaczęło się grubiaństwo i pijaństwo, a nowe pokolenie pretorian ekscytowało się wyłącznie rzucaniem kolejnych ludzi na pożarcie. Oczywiście cały cywilizowany świat zauważył był ten upadek i kompromitację, a stąd prestiż i notowania Rzymu nieuchronnie spadały, co tłumaczono, a jakże, „specyficznymi okolicznościami”, albowiem gdy ktoś raz przyjął zasadę, że w żadnych okolicznościach nie można przyznać się do błędu, ten na zawsze ugrzęźnie w otchłani komiczności.

Maximus jednak przeżył i pomimo zadanych mu krzywd i cierpień wyruszył na odsiecz prawdzie i sprawiedliwości, a dzięki pomocy tych, którzy nie tylko na ustach, ale i w duszy mieli „Siłę i Honor” wyzwolił Rzym od tej zgnilizny. Wesołych Świąt i przyjemnego oglądania.

Data:
Tagi: #
Komentarze 3 skomentuj »

Niech zgadnę,
Maximus to pan Szpanelewski
Kommodus to pan Wipler
Cesarz to pan Korwin-Mikke
a ja to totumfacki zazdrośnie i zawistnie przebierający nóżkami na widok stanowisk i bogactw, które może mi zapewnić rosnący w siłę Kongres Nowej Prawicy? Czy zgadłem?

A może chociaż "zaaspiruje" Pan do roli Juby?

Chciałem się dowiedzieć tak, czy nie, a tu odpowiedź jak u polityka. Trochę jestem rozczarowany. Przyznam się, jednak, że pisząc komentarz nie widziałem filmu. Ale wspominając postać Juby w kontekście moich aspiracji, zaciekawił mnie pan i film obejrzałem. Jakiś czas temu przestałem być fanem kina i moje wrażenia z takich dzieł są dzisiaj 4 razy mniejsze. Klasyczna antyczna tragedia. Kto by kogo nie zabił i tak będzie tragicznie. Przy tym 158 minut mordowania. Nie da się tego oglądać z dziećmi niestety. Ale przekazu tam zawartego uczyłbym dzieci... A mówiąc poważnie, ciekawe kto dzisiaj jest prawdziwym Maximusem? Może ten, kto pomimo ran wraca, ze swoją armią, żeby uratować marzenie o Polsce, wsadzając na stołek prezydenta, żyjącego jeszcze Cesarza? Pozdrawiam i Wesołych Świąt.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.