Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Przedsiębiorcy i protekcjonizm

Zastanawia mnie dlaczego przedsiębiorcy, którzy osiągnęli sukces, a założona przez nich firma stała się znaną na rynku (nawet na rynku globalnym), tak często opowiadają się za protekcjonizmem i ‘ochroną rodzimego biznesu przed konkurencją międzynarodową’.

Przedsiębiorcy i protekcjonizm

Wczoraj przeczytałem wywiad z Krzysztofem Domareckim, założycielem Seleny S.A.. Jego pierwsza spółka Selena została założona w 1992 roku, a jej działalność koncentrowała się na rynku polskim, teraz Krzysztof Domarecki jest Przewodniczącym Rady Nadzorczej Grupy Selena, globalnego producenta i dystrybutora chemii budowlanej posiadający centralę w Polsce. Jest też jednym z najbogatszych Polaków.

Często spotykam się z opiniami w stylu ‘oczywiście jestem za rynkiem, ale … musi to być rynek regulowany’. Podobnie jest z wypowiedzią K. Domareckiego: „Nie jestem zwolennikiem protekcjonizmu, ale zbyt daleko posunięty liberalizm szkodzi”.  

Postawieniem problemu na głowie jest stwierdzenie, że: „W dyskusji o polskim rozwoju gospodarczym nie chodzi o to, czy mamy wolny rynek, czy nie. Chodzi o to, że warunki konkurowania w Europie, w USA i w ogóle na świecie nie są równe. O ile my wpuszczamy bez ograniczeń zagranicznych graczy, o tyle inne kraje – USA, Niemcy czy Francja – mają taryfowe i pozataryfowe bariery wejścia na własne rynki.” Pan Domarecki dostrzega stworzoną przez polski rząd patologię, że „firmy zagraniczne mają większe szanse na rozwój niż nasze, które takiej ochrony nie otrzymują”. Jednakże zamiast walczyć o to by wszystkie podmioty gospodarcze, te polskie i zagraniczne, miały takie same warunki funkcjonowania , opowiada się za swego rodzaju retorsjami, na zasadzie ‘bo tak robią w USA, Niemczech, czy Francji’.  Okrasza jeszcze tę swoją wypowiedź apelem o ‘patriotyzm gospodarczy’. Patriotą to ja jestem wtedy kiedy walczę o wolność ojczyzny, jeśli jest zagrożona, ale też wtedy kiedy kupuję w Polsce produkty lepsze i tańsze, nie patrząc na to kto je wyprodukował.

Zastanawia mnie pomieszanie różnych porządków. Krzysztof Domarecki wyraża opinię, że „Wyznaje się u nas naiwny liberalizm”. I jako przykład podaje, że „w większości krajów zachodnich firmy mogą negocjować wysokość stawek podatkowym w swoim urzędzie skarbowym. W Polsce jest to wciąż nie do pomyślenia”. Co ma piernik do wiatraka? Gdzie Rzym, a gdzie Krym?

 Takich nielogiczności i  pomieszania porządków jest w tym wywiadzie więcej. Choćby to: „Ja nie twierdzę, że konkurencję należy ograniczać. Należy ją chronić! Proszę jednak spróbować wygrać jakiś przetarg w Niemczech. Tam przetargi ustawia się tak, żeby największe szanse miały w nich firmy niemieckie. Ja nie twierdzę, że należy stawiać naszym konkurentom bariery prawne, ale proszę spojrzeć na wspomniane Niemcy – tam nie ma barier prawnych, przecież może pan w tym przetargu startować, może pan sprzedawać, tylko i tak nikt od pana nic nie kupi.”

Okopywanie się i stwarzanie barier naprawdę nie ma sensu i jestem przekonany, że tak doświadczona w tworzeniu biznesu osoba jak Krzysztof Domarecki jest tego w pełni świadoma. Gdyby coś takiego zrobiono to Selena nie byłaby obecnie firmą globalna, wygrywającą na rynkach międzynarodowych.  

Może jednak Pan Domarecki sięgnąłby do dobrej teorii ekonomii (tutaj jako dobry początek proponuje Henrego Hazlitta ‘Ekonomię w jednej lekcji’, gdzie Hazlitt rozprawia się pięknie z poglądami bliskimi Panu Domareckiemu) albo odwołałby się do dobrych wzorców z polityki gospodarczej. By nie sięgać za daleko i do odległych czasów, niechby odwołał się choćby do działań premiera Estonii Marta Laar’a (w latach 1992-1994 i 1999-2002).

Podstawowa zasada, jaką kierował się Laar, wtedy kiedy przeprowadzał Estonię z komunizmu do zdrowej gospodarki rynkowej, to przeprowadzić reformy polityczne i niemalże jednocześnie, szybko reformy gospodarcze. W wielu krajach nie doceniono znaczenia ‘zasady prawa’, jak mówi Laar, żadne chciejstwo nie zastąpi procesu stałego poprawiania prawa, żadna ekonomia rynkowa i demokracja nie mogą istnieć bez dobrego prawa, jasno określonych praw własności i dobrze funkcjonującego systemu sprawiedliwości. Ważne jest też być zdecydowanym w swoich działaniach, by dominowało przekonanie „Zróbmy to” (trzeba być zdecydowanym we wdrażaniu reform na przekór krótkotrwałym problemom, jak mówi Laar „No pain, no gain.”). Jego zdaniem, najważniejsze jest, by zadbać o zmiany w mentalności ludzi, by pobudzić przedsiębiorczość i energię w ludziach, zmusić ich do podejmowania decyzji i brania odpowiedzialności.

Dlatego w 1992 roku zniesiono w Estonii wszystkie ważne taryfy celne, Estonia stała się obszarem wolnego handlu (nie patrząc na to czy inne kraje działają protekcjonistycznie czy nie). Konkurencja z zagranicy wymusiła restrukturyzację przedsiębiorstw. W tym samym czasie wstrzymano wszelkie subsydia, pomoc i tanie kredyty dla przedsiębiorstw, pozostawiając im tylko dwie opcje – bankructwo albo efektywna produkcja. Jak sam Laar często powtarza: „Zaskakująco dużo przedsiębiorców wybrało tę drugą opcję.” W tym samym czasie dokonano wszelkich starań by dać pewność tym, którzy pracują więcej i zarabiają więcej, że nie będą za to karani. Ważnym tutaj elementem była radykalna reforma podatkowa. Obniżono znacznie poziom fiskalizmu i wprowadzono podatek liniowy. Zdaniem premiera, podatek liniowy był podstawą sukcesu gospodarczego Estonii. Jest on prosty w poborze i łatwy w kontroli. Jedynymi stratnymi na wprowadzeniu tego podatku byli doradcy podatkowi. W Estonii firmy nie płacą podatku CIT jeśli jest on reinwestowany w rozwój gospodarczy Estonii.

Uznano, że przyszłość Estonii (podobnie każdego innego kraju będącego w fazie przemian systemowych) leży w rozwoju technologicznym i potraktowania zapóźnienia technologicznego jako okazji do dokonania przełomu w rozwoju technologicznym. Przyjęto, że Estonia powinna dokonać skoku technologicznego i stosować najnowsze technologie, które, rzadko dostarczane są, jeśli rozwój oparty jest na pomocy. Dlatego w 1993 roku przyjęto zasadę „Handel a nie pomoc.” Dzięki temu Estonia doświadczyła w ciągu ostatnich lat nieprawdopodobnego postępu technologicznego i obecnie jest on jednym z elementów przewagi gospodarczej nad innymi krajami. Widać to także w działaniach rządu, który praktycznie nie korzysta z papieru, a normalnym jest, że na posiedzeniach rządu ministrowie używają tylko komputerów. Obecnie około 50 procent eksportu Estonii to elektronika. Korzystanie z telefonów komórkowych, wykorzystanie Internetu (np. w systemie bankowym) jest jednym z najwyższych w Europie. Deklaracje podatkowe już od wielu lat składa się w formie elektronicznej, co, ze względu na prostotę podatku zajmuje kilka minut.

Naturalnie podjęcie się tego typu działań nie przyczynia się do wzrostu popularności. Rząd wprowadzający tego typu reformy staje się niepopularny i często ‘odstawiany’ jest od władzy, ale, zdaniem premiera Laar’a, nie jest to ważne, liczy się to, że dzięki temu możliwe jest wprowadzenie radykalnych zmian poprawiających jakość życia. Jak powiedział Laar: „To była brudna robota, ale ktoś musiał ja zrobić. Pociąg, którego się pchnęło by ruszył nie zatrzyma się i obecnie jedynie to się liczy.” Estończycy docenili to i Laar został po raz drugi premierem na przełomie wieków.

 Dlatego nie zgadzam się z opinią Krzysztofa Domareckiego i dostrzegam nielogiczności w jego wypowiedzi: „nie jestem zwolennikiem protekcjonizmu, ale musimy zdawać sobie sprawę, że jeśli posuniemy nasze wyobrażenia o liberalizmie za daleko, to sobie zaszkodzimy, a nie pomożemy. Znosząc wszystkie bariery 25 lat temu, Polska spowolniła rozwój własnych firm. Kto na tym stracił? Pracownicy, firmy i państwo.” 

Przede wszystkim w Polsce na początku lat 90. ubiegłego wieku nie zniesiono ‘wszystkich barier’, gdyby to uczyniono i wytrwano w tej decyzji, to obecnie bylibyśmy znacznie bardziej rozwinięci gospodarczo i technologicznie (patrz choćby wspomniany przeze mnie przykład Estonii).

Do pewnego stopnia skłonny jestem przyjąć opinię nt. prywatyzacji w Polsce i tutaj jest ziarno prawdy. Jak mówi Pan Domarecki: „Gdybym to ja prywatyzował polski przemysł, to sprzedałbym wtedy państwowe firmy polskim przedsiębiorcom na 20-letni kredyt. Tymczasem wiele polskich firm po prostu zaorano albo sprzedano zachodnim koncernom za mniej niż 10 proc. ich wartości. Rezultat jest taki, że w Polsce nie ma zbyt wielu centralnych siedzib dużych firm. Ludzie bez kapitału zauważają, jaki ma to efekt dla zarobków. Jeśli taka firma jak Nowy Styl braci Jerzego i Adama Krzanowskich czy Synthos Michała Sołowowa ma siedzibę w Polsce, to zatrudnia tu całą centralę, marketing, dział badań i rozwoju oraz finansistów. Tworzy więc etaty o wysokiej wartości dodanej, wysoko opłacane, buduje kapitał ludzki. Jeśli zaś zamiast głównej siedziby firmy mamy zakład przetwórczy zachodniej korporacji, to nie ma tu marketingu, nie ma badań i rozwoju, są zaś tylko stanowiska robotnicze i techniczne. Nadmierna liczba takich zakładów w Polsce jest właśnie efektem zbytniej liberalizacji. Mamy jeden Synthos, jedno Fakro, a mogliśmy mieć po 50 takich firm.”

Tylko dlaczego polscy przedsiębiorcy nie wywierali takiego nacisku na polskich polityków 25 lat temu? Oto hamletowskie pytanie?

Jest jednak dla mnie zagadką, jak logicznie wytłumaczyć można to, że „nadmierna liczba takich zakładów w Polsce jest właśnie efektem zbytniej liberalizacji”? A może ja już na prawdę nie wiem co to jest liberalizacja? Może określenie ‘liberalizacja’ znaczy już obecnie to co ja rozumiem pod słowem ‘etatyzm’?

Witold Kwaśnicki

Własność, Wolność, Odpowiedzialność, Zaufanie - https://www.mpolska24.pl/blog/kwasnicki

Prof. Witold Kwaśnicki pracuje w Instytucie Nauk Ekonomicznych na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego (jest kierownikiem Zakładu Ogólnej Teorii Ekonomii). Obecnie jest prezesem Oddziału Wrocławskiego Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Jest inżynierem i ekonomistą z wykształcenia oraz liberałem i ‘wolnorynkowcem’ z przekonania.
Autor kilkudziesięciu artykułów i trzech książek (Knowledge, Innovation, and Economy. An Evolutionary Exploration, Historia myśli liberalnej. Wolność, własność, odpowiedzialność. Zasady ekonomii rynkowej).

„Wszystko więc, cobyście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy”
Ewangelia św. Mateusza 7.12

„Postępuj według takiej tylko zasady, którą mógłbyś chcieć uczynić prawem powszechnym.”
Immanuel Kant, Grundlegung zur Metaphysik der Sitten, II, paragr. 31 (1785)

„Doubt is the beginning, not the end of wisdom.”
(George Iles)

Komentarze 6 skomentuj »

Nie lubię tego typu artykułów, które w sposób wybiórczy i w oparciu o trudne w weryfikacji przykłady komentują rzeczywistość gospodarczą. Tak się składa, że za tydzień jadę do Estonii uruchamiać sprzęt na linii fabrycznej w jednej z fabryk będących całkowitym zaprzeczeniem tez stawianych w artykule. Fabryka ta należy do zagranicznego inwestora. Zatrudnia przeszło 1000 pracowników co stanowi blisko 0,2% ogólnego zatrudnienia w Estonii. Oprócz bezpośrednich miejsc pracy fabryka ta zapewnia drugie tyle (jak nie więcej) miejsc pracy w lokalnych firmach, które stanowią podwykonawców. Sprzedaż tej firmy stanowi blisko 1% PKB Estonii. Firma ta ma znaczący wpływ na politykę gospodarczą Estonii. Firma ta zainteresowała się inwestycjami w tym niewielkim kraju jeszcze w latach 80ych. Powodem tego zainteresowania nie była polityka podatkowa, wtedy jeszcze jednej z republik radzieckich. Powodem zainteresowania był prozaiczny fakt, że w Estonii odbierano fińską telewizję, w związku z czym spora część społeczeństwa posługuje się językiem fińskim. Pozwoliło to na szybkie wdrożenie inwestycji na "plaży" jaką stanowiła gospodarka postsowiecka. Estonia poniekąd stanowi dowód na to, że rzeczywistość wygląda dokładnie odwrotnie niż przedstawia to autor artykułu. To nie polityka gospodarcza rządów ma wpływ na rozwój lokalnych przedsiębiorców i zaiteresowanie zagranicznych inwestorów. W krajach pozbawionych kapitału (wszystkie kraje dawnego bloku socjalistycznego) to zagraniczni inwestorzy decydują o polityce gospodarczej rządów. To udział zagranicznych inwestorów decyduje o rozwoju lokalnego przemysłu (w krajach bez kapitału tylko zależność od zagranicznych klientów pozwala na dopływ kapitału i rozwój).

Przy okazji... odpowiedź na "hamletowskie" pytanie jest tak prosta, że aż dziw bierze, że profesor ekonomii nie potrafi na nie udzielić odpowiedzi. 25 lat temu w Polsce nie było przedsiębiorców zdolnych wywierać wpływ na polskich polityków. Nie było, gdyż prawo zabraniało ich istnienia.

To samo mi przyszło do głowy jak przeczytałem ten artykuł :)))

Z jednej strony to duże koncerny wpływają na polityków (łapówki, pomoc w kampaniach wyborczych itp.), ale z drugiej strony to my, obywatele ("obywatele miast i wsi !") wybieramy tych skorumpowanych polityków. Dzięki Sowie i jej przyjaciołach dowiedziliśmy się jaki poziom intelektualny i "molarny" posiadają te "elity".

Tak więc proponuję, abyśmy dążyli do PRZEBUDZENIA społeczeństwa, zainteresowania ich wyborami samorządowymi i centralnymi oraz nauczyli ich, czego mają się domagać od polityków i urzędników.

Niestety, nasze społeczeństwo nadal tkwi w nieistniejącej juś prawie 200 lat pańszyźnie umysłowej i na widok polityko-urzędnika większość z nas "pada na kolana".

Z taką mentalnością mamy to, na co zasługujemy ...

Obecność fabryki z obcego kapitału w Estonii nie stanowi żadnego zaprzeczenia tez w artykule, pracodawca płaci pracownikom i podatki, te pieniądze stwarzają lokalny popyt i pozwalaja na rozwój lokalnych przedsiebiorców. Inną kwestią jest również pytanie jak pozbawiony kapitału i know how kraj ma się rozwijać? Stworzenie tego od podstaw zajęło by dziesiątki lat. Błędem jest stwarzanie zachodniemu kapitałowi preferencyjnych warunków w porównaniu z polskimi przedsiębiorcami, ale nie budujmy raczej drugiej Korei Płn i nie wyważajmy samodzielnie otwartych przez innych drzwi.
Pozdrawiam Mergiel.

Zgadzam się, że przykład pojedynczej fabryki niewiele mówi (nawet jeśli odpowiada za 1% PKB). W takim razie polecam spojrzeć na stronę Banku Światowego i porównać współczynniki GNI do GDP. W Polsce to dla przykładu 96,5%, w Estonii to 94%. Sam ten współczynnik w sposób bezpośredni przeczy całkowicie tezom autora artykułu.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.