Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Polski syndrom ofiary

Okres wakacyjny nie zachęca bynajmniej do ciężkich tematów i wzmożonego wysiłku intelektualnego. Pewnych wydarzeń, nie da się przesunąć w kalendarzu, a związanych z nimi tematów nie sposób pominąć w debacie publicznej. Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego jest jednym z takich wydarzeń, które prowokuje pewien notorycznie od lat powracający temat. Zagadnieniem, które mam na myśli jest, jak to zgrabnie ujął minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski, „murzyńskość” narodu polskiego.

Polski syndrom ofiary

Swój krótki wywód rozpocznę od postawienia dość odważnej tezy. Radosław Sikorski, cokolwiek by o nim nie powiedzieć, miał rację. Polacy to naród ofiar. Jest to jedna z głównych chorób naszego post-komunistycznego społeczeństwa. Najpewniej mająca swoje korzenie w poprzednich stuleciach i wzmacniana przez kolejne tragedie, którym nasz naród musiał stawiać czoła. Tym rakiem toczącym nasze dusze jest syndrom ofiary. Wydaje się on być dość mocno ugruntowany w świadomości i mentalności polskiego społeczeństwa. Polaków, którzy posiadają ten syndrom publicysta, Rafał Ziemkiewicz nazywa po prostu Polactwem.

Aby lepiej zrozumieć czym jest syndrom ofiary należałoby rozłożyć ten zwrot na czynniki pierwsze.  Syndrom jest to zespół cech charakterystycznych dla jakiegoś zjawiska. Za ofiarę natomiast uznaje się osobę, która poniosła jakąś szkodę, np. uszczerbek fizyczny lub psychiczny, dolegliwość emocjonalną, stratę materialną lub poważne naruszenie jej podstawowych praw. Ofiarą również może być jakaś zbiorowość.

Zestawienie określeń syndrom i ofiara niesie ze sobą ryzyko przypisywania odpowiedzialności ofierze. Jest to w szczególności widoczne w przypaku potocznego znaczenia słowa „ofiara”. W mowie potocznej ofiara jest postrzegana jako osoba słaba, niezaradna życiowo, mało energiczna, niedołężna. Niestety, jest w tym ziarno prawdy.

Typologia Schafera wyróżnia wiele rodzajów ofiar. Nas powinny jednak interesować w szczególności dwa typy: ofiary przypadkowe i ofiary bezmyślne. W przypadku ofiar przypadkowych, odpowiedzialność za wyrządzoną szkodę ponosi tylko sprawca. Natomiast ofiary bezmyślne, to takie, które po części ponoszą odpowiedzialność za swoją szkodę, ponieważ nie przestrzegały podstawowych zasad bezpieczeństwa.

Pobieżny rzut oka na naszą historię pozwala stwierdzić, że naród polski łączy w sobie cechy ofiar przypadkowych i bezmyślnych. Jesteśmy po części ofiarami przypadkowymi ze względu na nasze położenie geograficzne. Nasze państwo leży pomiędzy dwiema imperialnymi potęgami: Rosją i Niemcami. Mamy w sobie też cechy ofiar bezmyślnych. W pewnym stopniu to my ponosimy odpowiedzialność za losy naszego państwa, gdyż nie byliśmy w stanie uczynić go wystarczająco silnym. W efekcie wielokrotnie na przestrzeni ostatnich trzech stuleci padliśmy łupem tych imperialistycznych państw.

W skutek doznanej przemocy, w naszym narodzie wytworzyły się cechy predysponujące nas do bycia ofiarami.  Obawy przed odrzuceniem oraz poczucie bycia gorszym od innych jest w szczególności widoczne, gdy Polska jest w ogniu krytyki społeczeństw zachodnich.

Często w zachowaniu Polaków można znaleźć cechy charakterystyczne dla osobowości depresyjnej, ponurej, zniechęconej, pesymistycznej, skłonnej do rozmyślań i nastawiona fatalistycznie. Ktoś zarzuci mi, że wymyślam, ale czy aby na pewno? Dość powszechną praktyką naszych rodaków jest ciągłe narzekanie no to, że się w Polsce nic nie udaje. Swoją drogą, nie dziwię im się. Serce „roście”, gdy słyszy się co roku mantrę o tym, że „zima znów zaskoczyła kierowców”. Jeszcze większym „optymizmem” napawać mogą tylko informacje o „pomyślnie” rozwijających się lub zakończonych inwestycjach państwa polskiego: lotnisko w Modlinie, zakup Pendolino, „uratowanie” polskich stoczni czy gazoport w Świnoujściu...

Polacy prezentują siebie jako naród narażony na niepowodzenia, bezsilny, otoczony przez wrogów i opuszczony przez wszystkich. Powszechne jest przekonanie, że w czasie wojny polsko-bolszewickiej (1919-1921), II wojny światowej oraz po jej zakończeniu zostaliśmy zdradzeni i opuszczeni przez Zachód. Jest to w jakimś stopniu prawdą, ale zamiast użalać się nad sobą, należy w końcu wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. Gdyby nasi pradziadowie mieli podobne nastawienie zapewne Bitwa Warszawska zostałaby przegrana.

W Polakach da się zauważyć także cechy charakterystyczne dla osobowości zależnej, bezradnej oraz nieudolnej. Charakteryzuje się to na przykład wiarą w to, że bez pomocy Unii Europejskiej  nie będziemy w stanie się rozwinąć jako państwo. Polacy postrzegają siebie jako naród słaby, który musi szukać pocieszenia i akceptacji u silniejszych. Znowu na myśl przychodzi ten mityczny Zachód!

Zespół tych cech w efekcie doprowadził do tego, że staliśmy się narodem, który myśli o sobie jako skazanych na rolę ofiary. Polacy w relacjach z przedstawicielami innych narodów poniżają się. Krytykują swój kraj nie widząc nic pozytywnego. Charakterystyczną cechą naszych rodaków jest myślenie dychotomiczne w kategoriach „wszystko albo nic”, „wygrana albo przegrana”, bez barw pośrednich. Wbrew pozorom polska gospodarka była i jest jedną z najprężniej rozwijających się gospodarek państw byłego bloku wschodniego. Jednak zbyt często słyszymy, że przemiany ustrojowe w Polsce były klęską. Co prawda uważam, że powinno się mierzyć wyżej, jednak należy być świadomym pozytywnych zmian jakie zaszły w Polsce po upadku komunizmu. Ostatnim aktem dramatu naszego narodu jest negowanie podstawowych praw jakie przysługują naszemu narodowi, np. w strukturach Unii Europejskiej. Jako członek UE mamy prawo – jest to naszym świętym obowiązkiem – walczyć o swoje własne interesy i mieć w poważaniu interesy innych państw członkowskich jeśli kolidują z naszymi. Terapia grupowa jest potrzebna od zaraz!

Jednak, jest z tego zaklętego kręgu wyjście i nie potrzebujemy do tego pomocy innych. Aby przezwyciężyć trapiącą nasz naród dolegliwość konieczne jest nie tylko samozaparcie i lata ciężkiej pracy nad sobą, ale także, a może przede wszystkim, uświadomienie sobie stanu własnego zdrowia. Kiedy w końcu, jako naród, sobie to uświadomimy, kolejnym krokiem będzie spojrzenie na naszą historię w bardziej pozytywny sposób. Sam fakt przetrwania kataklizmów, z którymi przyszło nam się zmierzyć przez ostatnie bez mała dwa stulecia jest powodem do dumy, a nie wstydu. Nie należy odrzucać tego przez co przeszliśmy, ponieważ historia naszego narodu wpłynęła na to kim teraz jesteśmy. Powinniśmy zaakceptować siebie takimi jakimi jesteśmy i nie szukać wzorców oraz poklasku zagranicą.

Dlatego uważam, że wszyscy Ci, którzy twierdzą, że nie powinniśmy obchodzić rocznic wielkich zrywów narodowych, które zakończyły się niepowodzeniem i czcić pamięci ich uczestników oraz ofiar są w błędzie. Najprawdopodobniej osoby te same nie są wolne od polskiego syndromu ofiary i nawet sobie nie zdają z niego sprawy.

Jednakże prawdą jest, że należy odrzucić fatalistyczne wizje historii Polski, stawiające nasz kraj w roli męczennika czy Chrystusa narodów, ponieważ to one są pożywką dla narodowego syndromu ofiary. Okrągła, bo już 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego była dobrą okazją, aby krytycznie spojrzeć na to oraz podobne zdarzenia z naszej historii, które wzbudzają tak wiele kontrowersji.

Dlatego, celem tego ćwiczenia umysłowego powinno być nie tylko szukanie pozytywnych momentów w historii (np. skoncentrowanie się na dziejach husarii), ale także próba wyszukiwania pozytywów w pozornie negatywnych zdarzeniach. Należy podejść do nich bez nadmiernej martyrologii. Oczywistym jest jednak, że należy wyciągnąć z porażek odpowiednie wnioski, aby w przyszłości nie popełnić tych samych błędów, które doprowadziły do wielkich tragedii narodowych. Nie ma na świecie człowieka czy narodu, który by nie popełniał błędów. Sztuką jest obrócenie niepowodzenia w sukces. Uczestnicy nieudanych zrywów narodowych nie walczyli dlatego, że nie widzieli sensu walki. Wręcz przeciwnie, wierzyli w zwycięstwo i chcieli przerwać to błędne koło cierpień. To jest droga, którą mentalnie jako zbiorowość musimy przebyć, aby pokonać raka toczącego naszą polską duszę.

Dla obecnego pokolenia Polaków ponownie wybiła godzina „W”. Siedemdziesiąt lat była ona kryptonimem wybuchu Powstania Warszawskiego i rozpoczęcia walki z niemieckim okupantem. Współczesna godzina „W” powinna stać się symbolicznym początkiem walki z wrogiem, który co prawda nie zagraża bezpośrednio istnieniu naszego narodu, ale pośrednio może do tego prowadzić. Walka jest o tyle trudna, że jest ona prowadzona przeciwko wrogowi ukrytemu – przeciwko własnym słabościom i kompleksom. Jest to nasza wewnętrzna walka, którą musimy stoczyć. Tylko od nas zależy czy znajdziemy w sobie tyle siły, aby tę walkę doprowadzić do końca. Kiedyś byliśmy narodem zwycięzców i zdobywców. Najwyższy czas powrócić do tej tradycji oraz postaw, które są z nią związane.

Komentarze 2 skomentuj »

Nie zgadzam się.
Moim zdaniem murzyńskość o której mówił Sikorski, to wynik po pierwsze ekonomii, to że przez ponad 50 lat po II w.ś. byliśmy i jeszcze jesteśmy ubogimi krewnymi krajów, które mogły rozwijać się normalnie (bez ruskiego buta na sobie), a po drugie oficjalnej retoryki mediów typu gazeta wyborcza, tvn-y itp, które pokazują polskość jako zaścianek, głupotę, wady itp.

Polska się budzi i Polacy też. Zaczynamy ekonomicznie doganiać Europę zachodnią, a mainstreamowych mediów już też nikt myślący nie bierze poważnie :)

Dobry artykuł, faktycznie Polacy posiadają tego typu mentalność. Ale gdy ktoś przesadza to należy mu podsunąć właśnie historyczne dzieje naszego narodu. Przypomnieć jak Polska sięgała niemal od morza do morza i bała się nas cała Europa, żeby nie powiedzieć, że cały świat. Kiedy prowadziliśmy przez jakiś czas z powodzeniem wojnę na trzech frontach jednocześnie, w tym z mocarstwami (Prusy, Szwecja, Rosja). Jak jako jedyni do dziś byliśmy w stanie okupować miasto Moskwa (Rosjanie do dziś nas za to "kochają") oraz gdy ratowaliśmy dupę całej Europie w bitwie pod Wiedniem (A w filmie przed Królem Polski Janem III Sobieskim, dowódca wojsk Austriackich nawet nie raczył powstać i mówił do niego po nazwisku, jakaż to zniewaga!). Należy też zacytować Hitlera, który mówił, że Polacy jako jedyni się bronili i to mało powiedziane, "walczyli jak lwy".

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.