Po pierwsze, premier nie pójdzie przeciwko mnie na drogę sądową i nie będzie chciał stanąć przed jedyną w Polsce instytucją, która mogłaby ostatecznie i bezstronnie zweryfikować w szybkim trybie dokumenty i informacje dotyczące pomocy finansowej, jaką od niemieckiej CDU uzyskiwał Kongres Liberalno-Demokratyczny.
Tusk unika sądu z powodów tyleż sprytnych, co oczywistych. Skoro rezygnuje z rozstrzygnięcia sądu – jedynego w demokratycznym państwie niezależnego weryfikatora podanych przeze mnie informacji, będzie mógł każde argumenty i dowody zdezawuować jako „niewiarygodne”. W ten sposób Tusk chce tę sprawę oraz każdą nową informację o swojej przeszłości „zakopać pod ziemię”. Dlatego nie jeden jeszcze raz usłyszymy z ust jego oraz jego współpracowników, że to, co piszę jest niewiarygodne i nieprawdziwe.
Po drugie, Donald Tusk pierwszy raz tak otwarcie, żeby nie powiedzieć ostentacyjnie, posługuje się metodami znanymi z czasów, które – wydawało się – bezpowrotnie odeszły do przeszłości w roku 1989. Jest to metoda polegająca na tym, że jeśli odczuwa się z czyjejś strony zagrożenie i jest się przekonanym, że osoba ta może w przyszłości stanowić problem, to należy ją zawczasu opluć, zdyskredytować i obrzucić błotem. Dzięki temu zawczasu można przyprawić takiemu niewygodnemu przeciwnikowi łatkę osoby niewiarygodnej.
Tak też robił ze mną Donald Tusk wielokrotnie rzucając pod moim adresem oskarżenia bez pokrycia. W tym kontekście nowego światła nabierają różne postępowania, które zadziwiająco długo prowadziły przeciwko mnie służby podległe Donaldowi Tuskowi. Służyć to miało jednemu – chodziło o to, aby pokazać mnie jako osobę znajdującą się „w kręgu podejrzeń”.
Pragnę w tej sprawie rozczarować Donalda Tuska i jego popleczników – zarówno tych w partii jak i w niektórych mediach. Próbując dalej mnie dyskredytować, Donald Tusk powiedział dzisiaj, że jestem tak wiarygodny jak moje oświadczenia majątkowe. Jeśli to ma być argument przeciwko mnie, to trudno o bardziej chybiony. Moje oświadczenia majątkowe są najlepiej i najdokładniej prześwietlonymi oświadczeniami w Polsce. Wszystkie moje aktywności gospodarcze (w tym i zalesienie, które posłużyło Tuskowi jako pretekst do wyrzucenia mnie z Platformy) oraz wszystkie decyzje, które podejmowałem jako Prezydent Warszawy, zostały niezwykle skrupulatnie i drobiazgowo zbadane przez wszystkie możliwe służby. W żadnym przypadku nie stwierdzono najmniejszej nieprawidłowości. W jednej tylko sprawie dotyczącej prywatnej transakcji z 1997 roku postawiono mi zarzut – „przez przypadek” właśnie wtedy, kiedy zaczynała się kampania Andrzeja Olechowskiego. Mam już jednak w tej sprawie za sobą 3 pozytywne i prawomocne wyroki sądu, które zmusiły służby skarbowe do przyznania że wszystkie zarzuty wobec mnie były – mówiąc wprost – dęte. Postępowanie przed sądem karnym, które toczy się w tej samej sprawie wkrótce dobiegnie końca.
Jednak z konferencji premiera dowiedzieliśmy się dziś i trzeciej rzeczy, być może najciekawszej. Myślę, że wymknęła się ona Tuskowi mimochodem. Otóż stwierdził on, że osobą najbardziej kompetentną, którą należy pytać o organizacje i finanse Kongresu Liberalno-Demokratycznego jest Paweł Piskorski. Jest to jedyne prawdziwe zdanie, jakie padło z jego ust na konferencji prasowej. I właśnie z tej perspektywy, z perspektywy człowieka, który wie o czym mówi, potwierdzam wszystko, co napisałem w mojej książce.