Jakiś czas temu odbyło się w Katowicach spotkanie z drem Bartoszem Józwiakiem, prezesem Unii Polityki Realnej. Głoszone przez niego tezy o narodowym kapitalizmie, cłach protekcyjnych i inne próby powiązania “Myśli nowoczesnego Polaka” z “Ludzkim działaniem” wzbudziły we mnie początkowo śmiech, który z czasem przeobraził się jednak w przerażenie i trwogę, że słowa te to nie żart, ale preludium do rzeczywistego stworzenia narodowo-liberalnej inicjatywy politycznej.
Niestety moje obawy potwierdził pierwszy numer organu prasowego tych organów, “Delirium veto”, który już z okładki krzyczał o ‘Sojuszu narodowców z wolnościowcami’. Pominę już nadużycie, którego dopuścili się twórcy tego hasła; w obecnej formie sugeruje ono, że doszło do porozumienia całych – lub przynajmniej większości – środowisk nacjonalistycznych i liberalnych, podczas gdy nie wierzę, że w taki mezalians dało się wciągnąć więcej niż kilkunastu liberałów (sam nie znam żadnego), więc powinien brzmieć ‘Sojusz narodowców z tuzinem wolnościowców’.
Mais revenons à nos moutons – ideolodzy tego sojuszu zdają się nie zauważać, że myśli: narodowa i wolnościowa, jakkolwiek w kilku punktach mogą być ze sobą zgodne, to dochodzą do tych punktów zgodność z zupełnie innych pozycji.
Fundamentem nacjonalizmu jest wyimaginowany kolektyw, zwany narodem, który pełni jakąś tajną dziejową misję. Wonościowcy zaś za fundament obierają wolność jednostki. Dla ONR-owców, wszechpolaków, NOP-owców etc. najważniejsza jest Polska i Polacy, dla mnie każdy Polak – a zasadniczo każdy człowiek – z osobna. Z tych właśnie różnic wynika odmienne podejście do wolnego rynku. Libertarianie uważają, że jest on słuszny jako najpełniejszy wyraz wolności i naturalna konsekwencja samoposiadania. Nacjonaliści samoposiadanie odrzucają, zastępując je upaństwowieniem ludzi, zaś jeżeli popierają wolny rynek, to jedynie ze względu na korzyści gospodarcze, jakie może on przynieść Narodowi. Trzeba jednak zauważyć, że może to być tylko pogląd tymczasowy – za kilka lat mogą zaufać słowom doradców bardziej socjalistycznych lub korporacjonistycznych i zacząć postulować zamordyzm również w ekonomii.
‘Również w ekonomii’, ponieważ podporządkowania reżimowi pozostałych dziedzin życia domagają się narodowcy już teraz. Nie znam ani jednego nacjonalisty, który poparłby projekt depenalizacji i swobodnego obrotu zakazanymi obecnie używkami. Dla libertarian jest sprawą oczywistą, że nie ma żadnych powodów do zakazywania. ONR i MW dużo piszą o wolności zgromadzeń, ale tylko wtedy, kiedy ograniczane jest ich prawo do pochodów i rozwalania miast; kiedy natomiast maszerować chcą ulicami miasta organizacje LGBT, pierwsi domagają się zakazu, blokowania i pałowania manifestantów. Podobnie rzecz ma się z wolnością słowa – protestują przeciwko cenzurze i inwigilacji Internetu, ale sami chcą delegalizacji Sojuszu Lewicy Demokratycznej i ochrony mediów przed niepożądanymi treściami.
Te odmienne podejścia do niektórych tematów nie są wyrazem drobnych różnic między doktrynami, ale ujawnieniem zasadniczej sprzeczności w podstawach ideologii. Kolektywizm na zawsze pozostanie kolektywizmem i nie ma żadnej różnicy, czy będzie oparty na podziale klasowym (komunizm) czy narodowym (nacjonalizm). Człowiek myślący w kategoriach zbiorowych nigdy nie pojmie indywidualizmu, bo jest na to za tępy, jego mózg jest przeżarty przez chorą ideę. Narodowcy są świadomi swojej ułomności, wobec czego szukają oparcia w jakichś wyższych ideach, którymi mogliby wytłumić kompleksy, takim opatrunkiem na poczucie niższości jest naród. Naród, który daje świadomość, że co prawda jest się nikim, ale razem z innymi zerami tworzy się coś wielkiego. Zapominają widocznie, że suma zer zawsze pozostanie zerem.
Cały ten Ruch Narodowy nie jest, wbrew deklaracjom, ruchem politycznym. Nie jest też inicjatywą społeczną ani nawet klubem dyskusyjnym, tylko sektą. Jest to ruch silnie zhierarchizowany, z wyraźną rolą przywództwa (początkowo na czele stało kilku aktywistów z pretensjami do bycia mędrcami, ale jeden z nich - P. Holocher - już odpadł, a i reszta pewnie z czasem się wykruszy i pozostanie tylko jeden guru). Opiera się na mistycyzmie i wierze w dziwny, niedefiniowalny i metafizyczny Naród, który łączy wszystkich jego członków w spójną całość, w jeden organizm, który ma do spełnienia misję dziejową, spełnia więc wszystkie kryteria sekty. I pal licho, gdyby tkwili jak ślimaczki winniczki w swoich muszlach i nie wychodzili na zewnątrz. Problem jednak w tym, że próbują wciągać w swoją działalność młodych ludzi. A sfrustrowani gimnazjaliści na manipulację są bardzo podatni.
Martwi mnie również naiwność tych kilku liberałów, którzy dali się wciągnąć w ‘sojusz na prawicy’, bowiem, jak zostało udowodnione, trwałe porozumienie jest niemożliwe – a dla idei wolnościowych w Polsce szkodliwe. Oczywiście nie twierdzę, że niemożliwymi są wspólne akcje, manifestacje, protesty etc., w słusznej sprawie można współdziałać ze wszystkimi. Na protestach przeciw ACTA brali udział, poza libertarianami, również anarchiści, komuniści, narodowcy i zieloni; na Marszu Autonomii pojawili się palikociarze i syndykaliści. Koniecznym jest jednak wyraźne rozgraniczenie strategicznych sojuszy od chwilowych porozumień.
Strategiczny sojusz na linii MW-ONR-UPR może się dla tych trzecich skończyć tragicznie. Liderzy ugrupowań totalitarnych to oportuniści, którzy wejdą w każde możliwe porozumienie i obiecają wszystko, żeby tylko zdobyć władzę. Później zmienią dotychczasowych przyjaciół we wrogów narodu – i rozstrzelają. A potem zlikwidują poetów, więc już nikt pamiętał nie będzie.
fot. ImreKiss / Wikimedia, licencja Creative Commons 3.0
Ja akurat jestem za depenalizacja dragow
I loled hard.